Geny dzikich odmian pomidorów mogą pomóc zwalczać szkodniki

Dzikie pomidory lepiej bronią się przed niektórymi szkodnikami, niż współczesne odmiany - sugerują naukowcy. Według nich, zamiast wyważać otwarte drzwi i szukać nowych środków ochrony roślin, lepiej sięgać po sprawdzone metody ewolucji.

Naukowcy pracujący nad nowymi odmianami roślin znakomicie zdają sobie sprawę z upodobań konsumentów, którzy poszukują pomidorów większych, bardziej czerwonych, które długo się przechowują po zerwaniu z krzaka. Prace nad takimi odmianami pozbawiły jednak pomidorów innych cech – kluczowych dla obrony przed szkodnikami – zauważają autorzy publikacji w „Agronomy for Sustainable Development”.

Jak sugerują, dzikie pomidory posiadają aż podwójną linię obrony przed żarłocznymi szkodnikami, jakimi są mączliki. Te owady, zwane również białymi muszkami, osłabiają rośliny, kiedy wkłuwają się do ich łyka i wysysają sok. Mączliki pozostawiają też na powierzchni owoców kleistą wydzielinę, która ułatwia rozwój pleśni, a do tego, za pomocą śliny, przenoszą wirusy atakujące rośliny. Zaatakowane pomidory, ogórki, dynie, winogrona i inne przestają rosnąć, żółkną i przedwcześnie tracą liście.

Pierwszą linię obrony dzikich odmian pomidorów stanowi mechanizm, który zniechęca szkodniki przed siadaniem na roślinie. Druga linia działa we wnętrzu – jest to reakcja chemiczna, dzięki której pomidor inaczej wydziela sok i staje się lepki, blokując aparat ssący mączlika.

Autorzy publikacji zwracają uwagę na naturalną odporność dzikich odmian roślin. Kierujący badaniami Thomas McDaniel ze School of Biology na brytyjskim Newcastle University sugeruje, że zamiast wciąż szukać nowych metod ochrony roślin, powinniśmy „włączyć część tego naturalnego dziedzictwa z powrotem do uprawianych przez ludzi odmian”.

– Selekcjonując rośliny pod kątem określonych cech nieodwracalnie straciliśmy część z nich, w tym te szalenie przydatne – tłumaczy McDaniel.

– Pomidory, jakie kupujemy w supermarkecie, mogą mieć długi okres przydatności do spożycia i być dwa razy większe, niż odmiany dzikie. Płacimy za to jednak wysoką cenę, gdyż takie odmiany wymagają intensywnego i kosztownego reżimu zwalczania szkodników: zarówno biologicznego, jak i z wykorzystaniem środków chemicznych – mówi.

– Jeśli udałoby się nam wprowadzić geny odporności na mączlika z powrotem do odmian handlowych, można by wówczas wyprodukować superpomidor, który miałby nie tylko wszystkie cechy, jakie dotychczas wyselekcjonowaliśmy, ale byłby też naturalnie odporny na mączlika – tłumaczy.

Obecnie, by chronić uprawy przed mączlikiem, hodowcy stosują metody biologiczne. Sojusznikami hodowców są pasożytnicze osy, które składają jaja na mączlikach, i zapewniając w ten sposób pożywienie swoim larwom. Aby ta metoda była skuteczna, osy muszą być wypuszczane systematycznie, i w określonych dniach, co oznacza większe nakłady pracy i wydatki. Dlatego wielu hodowców wspomaga się pestycydami, m.in. z grupy kontrowersyjnych neonikotynoidów, które podejrzewa się o szkodliwy wpływ na populację pszczół.

W ramach nowego badania (finansowanego przez brytyjską agencję Biotechnology and Biological Sciences Research Council) naukowcy ustalili, że kiedy mączlik może wybrać pomiędzy dziką a przemysłową odmianą pomidorów, w 80 proc. chętniej wybierze tę drugą.

Zmierzyli też sygnały elektrochemiczne produkowane przez mączliki na pomidorach. Stwierdzili, że kiedy owady te usiądą na pomidorach dzikich, więcej czasu poświęcają na „łażenie”, a mniej – na samo żerowanie, niż kiedy siądą na odmianach przemysłowych.

Autorzy badania są przekonani, że identyfikacja genów odpowiedzialnych za mechanizmy obrony, i włączenie ich do odmian hodowlanych (dzięki krzyżowaniu odmian albo inżynierii genetycznej), pozwoli rozwiązać problem zwalczania szkodnika.

Wyniki tego badania potwierdzają, jak ważne jest zachowanie różnorodności biologicznej – podkreśla odpowiedzialny za projekt dr Barry Brogan z Newcastle University. – Zainteresowanie tradycyjnymi i dzikimi odmianami owoców i warzyw jest coraz większe. Jednym z ważniejszych powodów jest fakt, że ludzie chcą powrotu do smaków znanych z dzieciństwa – zauważa Brogan.

Jego zdaniem trend ten jest ważny również dla ochrony starszych odmian i ochrony bioróżnorodności. – Jeśli pozwolimy sobie na utratę dzikich gatunków, ryzykujemy utratą potencjalnie użytecznych cech, których możemy potrzebować dopiero w przyszłości – mówi ekspert.

Źródło:

Related Posts

None found

Poprzedni artykuł„Traktowali nas jak szmaty”. Jurgiel obiecuje zmiany
Następny artykułNa Suwalszczyźnie odtwarzają tradycyjne sady

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.