Kolejny raz o sadach przemysłowych

Podczas XX Międzynarodowego Sympozjum KUPS (17-19 maja) Mathias H. Ebert zdumiewał się dwoma faktami: tym, że w Polsce ponad połowa zbieranych jabłek co roku trafia do zakładów przetwórczych, oraz tym, że nie jest u nas znany model intensywnego sadu przemysłowego. Pokusił się o przedstawienie swoich wyliczeń dowodzących opłacalności prowadzenia jabłoniowych sadów zakładanych specjalnie i wyłącznie pod potrzeby przemysłu.
Zdaniem M. Eberta Polska jest jedynym krajem, w którym tak wysoki (ponad 50%) odsetek jabłek trafia do przemysłu. W krajach UE średnio przeznacza się do tego celu 14% jabłek. Z jego analizy wynika, że przy polskiej produkcji prawie 4 mln ton jabłek około 0,3 mln ton trafiających pod prasę owoców pochodzi z sadów przydomowych, amatorskich, „dzikich”. Z sadów towarowych, nastawionych  na produkcję owoców deserowych jedzie do przetwórni 1,1 mln ton – tych nie kwalifikujących się do obrotu na rynku. Ponieważ potrzeby przemysłu oscylują aktualnie wokół 2 mln ton (a możliwości sięgają 3,2 mln t), pozostałe 590 tys. ton też pochodzi z tych samych sadów towarowych.

To pierwszy problem, nad którym M. Ebert proponuje nam się zastanowić. Te pół miliona ton jest produkowane drogo – technologią „jabłka deserowego”, zaś przychody z tej produkcji są na poziomie jabłka przemysłowego. Warto byłoby to zmienić poświęcając na ten cel około 15,5 tys. ha ziemi (ze 176 tys. ha zajętych pod jabłonie).


Mathias Hartwig Ebert otwiera kolejną rundę rozważań o zakładaniu sadów przemysłowych

Zdając sobie sprawę z kontrowersyjności swej tezy wykładowca stwierdził, że jest możliwość osiągania w długoletniej perspektywie rentowności z sadów założonych pod potrzeby przemysłu. Punktem wyjścia było dla niego wyliczenie średniej ceny takiego jabłka w Polsce za ostatnie 10 lat. Jest to 0, 435 zł/kg. Następnie przedstawił ideę sadu, który pozwoliłby na produkcję poniżej tej granicy. 
Pierwszym warunkiem uzyskania rentowności produkcji przy przychodzie w granicach 0,43 zł/kg jest efekt skali – sad przemysłowy musi mieć powyżej 10 hektarów, a jeszcze lepiej kilkadziesiąt (grupa producencka?). Należy go założyć  z myślą o mechanicznym zbiorze owoców i wyeliminowaniu pracy najemnej – jako najbardziej kosztotwórczych pozycji. To jest realne – potrzebne są jednak drzewa na silnie rosnących podkładkach (np. M25, M11), których nasze szkółki raczej nie oferują. Również odmiany muszą odpowiadać klientowi – tu jest do wyboru kilkanaście co najmniej (w tym niemieckie z grupy „Re”, czy czeskie). Posadzić je można (bez drogich podpór) w rozstawie 5,5×2 m (800-1100 szt/ha). Kolejną oszczędność da ograniczenie koniecznej ochrony chemicznej – proponowane odmiany są w różnym stopniu odporne na choroby czy przynajmniej tolerancyjne wobec patogenów. Sad można założyć nawet z jednej odmiany, uzyskując koncentrację owocowania i skrócenie zbiorów – przechowywania nie ma, jabłka jadą prosto pod prasy. Alternatywa jest rozłożenie zbiorów na dłużej z wykorzystaniem różnych pór dojrzewania odmian.
Przy osiągnięciu plonów w wysokości 45 t/ha rentowność sadu wynosi 11%, przy 50 tonach – 18%, przy 55 tonach – 23%. Sady posadzone według zarysowanego wyżej schematu są znane sadownikom europejskim (np. w Austrii). Zdaniem Mathiasa Eberta przy ich wprowadzaniu wszyscy są wygrani: sadownik – bo ma wieloletnią rentowną inwestycję nie wymagającą ostrego reżimu prac, przemysł – bo ma bazę surowcową z pewnymi dostawami określonych odmian jabłek. 
pg
 

Related Posts

None found

Poprzedni artykułŚwiętokrzyskie liczy straty po przymrozkach
Następny artykułNa Węgrzech truskawek mniej i droższe z powodu przymrozków

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.