A dobrze im tak…?

Na naszym internetowym klepisku, gdzie z uporem godnym lepszej sprawy tak lubimy młócić rozmaite plewy, znalazłem nie tak dawno wpis rozeźlonego najwyraźniej internauty, kategorycznie żądającego zniesienia w końcu „tego embarga”. Ponieważ cały wpis był adresowany do władz polskich, wolno mi przypuszczać, że i żądanie zniesienia zakazu eksportu owoców do Rosji dotyczyło polskiego rządu. Szybko jednak przyznałem sam przed sobą, że jakoś głupio czyjeś niezręczne sformułowanie traktować serio. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie może żądać od polskiej administracji uchylenia rosyjskiego rozporządzenia… A poza tym nasunęła mi się – ciekawsza moim zdaniem refleksja – i właśnie o tym kilka słów poniżej.
Załóżmy, że Rosja zawiesi czy anuluje swoje embargo wobec UE i innych objętych nim państw. No dobrze, ale z czego tu się mamy cieszyć?  Szlabany pójdą w górę, ale pod nimi nie przejadą  polskie owoce ani warzywa. My mamy osobny „zapret”, o czym może nie wszyscy pamiętają. Czy on także zostanie  automatycznie uchylony? Śmiem wątpić. Więc na unormowaniu handlu Rosji z (między innymi) krajami UE stracimy podwójnie – sami zostaniemy z ręką w nocniku, a dodatkowo nasze miejsce na rosyjskim rynku szybko zajmą inni. 
Jakichś polskich starań – choćby sygnałów czy gestów – o uchylenie „naszego” embarga nie widzę. Była okazja ku temu – bodaj w ubiegłym roku Rosjanie proponowali swoim „partnerom” kontakty służb technicznych, które mogłyby przygotować warunki dla szybkiego wznowienia handlu, gdy polityczna sytuacja dojrzeje ku temu. Mało które państwo UE odpowiedziało na to (Cypr, Grecja były na „tak”). Sprawa upadła. Piłka po naszej stronie, tyle że gdzieś w przysłowiowych krzakach. Mnie osobiście łatwo być pryncypialnym wobec Rosji, ale ja nie mam sadu i kredytów na głowie. Rozumiem więc, że wielu sadowników chciałoby jednak handlować z tą Rosją, jaka by ona tam nie była. Wczorajsza i dzisiejsza bierność administracji rządowej redukuje nasze szanse w przyszłości. Nadzieja tylko w tym, że inni nie mogą wejść na rynek Rosji i wszyscy czekają. Stąd już tylko krok do prowokacyjnego wykrzyknika: jak to dobrze, że jest embargo (dla UE)! 
Perspektywy handlu polsko-rosyjskiego wydają mi się dość jasno (znaczy: wyraźnie, bo nie optymistycznie bynajmniej)  zarysowane przez polityków obu stron. Dość ciemno jest, dla mnie przynajmniej, po drugiej stronie – od Zachodu. Po wprowadzeniu rosyjskiego embarga nie udawało się Polakom przekonać Komisji Rolnej UE, ani tym bardziej Komisji Europejskiej do swoich postulatów co do rodzajów i zakresu pomocy dla ogrodnictwa. Podstawowym sposobem miała być darmowa dystrybucja dla instytucji charytatywnych i schluss.  A że owoce wracały na rynek… 
Może ulegam skłonności do ulegania spiskowym teoriom – ale jest przecież tak: od lat polskie jabłka nieźle mieszają na rynku Unii – jest ich bądź ile i jeszcze są tanie. Demolują wiele latami budowanych, pieczołowicie pielęgnowanych powiązań zachodnioeuropejskich sadowników z rynkami. Więc może z ich punktu widzenia nie byłoby od rzeczy, gdyby ci Polacy dostali trochę do myślenia (i wiele do zrobienia u siebie). W końcu dla całego unijnego sadownictwa – po wyłączeniu Polski – rynek rosyjski to zaledwie jakieś 300 tys. ton jabłek. Kłopot, ale da się z nim żyć. A że Polska ma dla tamtego rynku aż trzy razy więcej jabłek – no to już kłopot Polaków… Niech się bujają z nim jak my (Włosi, Niemcy, Francuzi, Hiszpanie) z uchodźcami… a co? Skoro przed kilku laty, kiedy stosunki z unijnymi partnerami mieliśmy lepsze i nie znaleźliśmy poparcia dla proponowanych dla UE rozwiązań, teraz nasze negocjacyjne stanowisko jest o wiele słabsze. Pod każdym, najlichszym pretekstem można nam zaświecić w oczy argumentem o braku naszej solidarności z innymi państwami UE.

Słusznie czy nie – ale można. Ot, takie dyplomatyczne szachy – broń boże nie chodzi o „ubicie” – trzeba tylko zgrabnie pozbawić możliwości ruchu, i tyle. Taka zabawa chyba nazywana jest dyplomacją. Tak mi się widzi: by coś załatwić w UE trzeba by się w te „szachy” nauczyć grać odrzucając wygodne złudzenia, że dyplomacja jest prosta jak budowa cepa.

pg

Related Posts

None found

Poprzedni artykułChińscy kontrolerzy już w polskich sadach
Następny artykułRynek owoców pestkowych w Bułgarii

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.