Głosy o przyszłości polskiego jabłka (II)

Na lubelskiej konferencji (4 grudnia, Uniwersytet Przyrodniczy) nie mogło zabraknąć kwestii związanych z handlem ze Wschodem. I nie zabrakło…O eksporcie do (głównie) Federacji Rosyjskiej oraz o produkcji jabłek w tym państwie dyskutowano dłuższy czas.
Dariusz Wiraszka (PIORiN) określił trzy grupy problemów powodujących „iskrzenie” w handlu owocami z naszym największym ich importerem (do listopada wysłano z Polski do Rosji już ponad 800 tys. ton jabłek, o około 100 tys. ton więcej, niż w roku ubiegłym). Pierwsza grupa to sprawy dokumentacyjne. Z fałszowaniem świadectw fitosanitarnych, które było (przynajmniej oficjalnie) jednym z głównych powodów zamknięcia rynku rosyjskiego przed polskimi jabłkami przed kilkoma laty, poradzono sobie.

Tym niemniej Rosjanie ciągle wyłapują różnego kalibru usterki czy braki w dokumentacji towarzyszącej przesyłkom. Jeśli już we wniosku eksportera są nieścisłości (np. niezgodne z faktycznymi tonaż, odmiany, określenie środka transportu, braki w fakturze, itp.) powtarzają się one w świadectwie fitosanitarnym, liście przewozowym – a wyłapane przez rosyjskie służby tworzą statystyki i dają preteksty czy powody do oficjalnych wystąpień tych służb. Drugą grupę zadrażnień stanowią pozostałości środków chemicznych – nawozów i pestycydów. Nie obowiązuje już dołączanie do przesyłek certyfikatów zdrowotności, ale nic i nikt nie zwalnia producenta owoców i ich eksportera od obowiązku przestrzegania wymagań stawianych przez państwo odbiorcy – czasem wyższych, niż standard Unii Europejskiej. Niefrasobliwość czy zaniedbania pojedynczych dostawców mogą skutkować odpowiedzialnością zbiorową. 

Zdarzają się także, aż na szczęście dość rzadko, przypadki stwierdzania przez Rossielhoznadzor w przesyłkach z Polski obiektów kwarantannowych figurujących na rosyjskich listach. Fakt, że nie ma ich na naszej liście nie zwalnia eksportera od odpowiedzialności. PIORiN proponuje eksporterom powołanie stanowiska kontroli wewnętrznej. Nie jest to wymóg polskiego prawa – to sprawa państwowej inspekcji, ale taki fachowiec na miejscu usprawniłby przygotowanie wysyłki – przy braku własnej kontroli towar musi poczekać na inspekcję lub trzeba rozładowywać TIR-a, by jej dokonać.
Wszystkie te kwestie są szczególnie ważne, gdy przygotowujący przesyłkę producent czy eksporter kompletuje je od kilku dostawców. Warunkiem pomyślnego rozwijania eksportu (nie tylko jabłek) jest zapewnienie pełnej przejrzystości (traceability) umożliwiającej zidentyfikowanie miejsca pochodzenia towaru, producenta, sposobu produkcji.

Dariusz Wiraszka

Anna Madej (WPHiI, Moskwa) gratulowała sadownikom: przed rokiem mówiłam tutaj, że co piąte jabłko zjedzone w Moskwie wyrosło w promieniu 300 km od Lublina. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jest to już co drugie … W ubiegłym roku wyraźnie zdystansowaliśmy Chiny, które „deptały nam po pietach” na rosyjskim rynku. Polskie jabłka trafiają na rosyjski rynek kilkunastoma drogami, z których trzy główne (Moskwa – 38%, Krasnodar 27%, Sankt Petersburg -11%) zapewniają trzy czwarte zbytu. Jeśli dołożyć jeszcze odbiorców z obwodów moskiewskiego (6%), smoleńskiego (5%), niżniegorodzkiego (4%), briańskiego (3%), swierdłowskiego (2%) i kaliningradzkiego (1%) – na pozostałe obszary Federacji pozostaje ułamek naszego eksportu. Polskie jabłka docierają tam dzięki pośrednikom.

Zmiana tego trybu handlu przyniosła by naszym eksporterom dodatkowe pieniądze. Być może przyjdzie się im  zmierzyć z tym problemem szybciej, niż się spodziewają. Ostatnio władze Moskwy zamknęły pokrowską bazę owocową (Pokrowka –rejon Moskwy) – centrum logistyczne z parkingiem na 3000 TIR-ów. Zamknęły się przez to liczne kanały dystrybucji, sieci powiązań pomiędzy hurtem a detalem, co zapewne odczują również nasi eksporterzy.

Następnym poważnym utrudnieniem dla Polaków, ale nie tylko jest wypowiedzenie przez Rosję konwencji TIR. Może to oznaczać podrożenie transportu (koszt ubezpieczenia), wydłużenie procedury odpraw. Trzeba uważnie dobierać sprawdzone na obszarze FR firmy transportowe.

 

Anna Madej

Kazimierz Pochodyła (sadownik z Dolnego Śląska) podzielił się swoimi obserwacjami wyniesionym z prawie dwuletniej pracy w sadzie położonym  w Kraju Krasnodarskim (Południowy Okręg Federalny Rosji, przedgórze północnego Kaukazu). Sad w Albińsku jest (według jego oceny) jednym z kilku obiektów nowoczesnych, których łączna powierzchnia w tym regionie sięga około 2500 hektarów. Ten, w którym pracował miał 200 ha, a właściciele (kapitał francusko-szwajcarski) planowali jego powiększenie do 600 hektarów. Posadzono w nim sporty ‘Gali’, „Red Deliciousa’, ‘G. Deliciousa’, ‘Mutsu’, ‘Fuji’, ‘Idareda’ oraz ‘R. Simirienko’. Rosną w rozstawie 4×1 m, na wałach – ciężka ilasta gleba jest wiosną długo podtopiona.

Nawadnianie kanałami z rzeki Kubań jest wspierane w pełni lata systemem podkoronowym rozciągniętym na pierwszym z czterech drutów (drzewa mają 4 m wysokości). Gospodarstwo dysponuje 10 zestawami ciągników New Holland o mocy 60KM z opryskiwaczami, 3 ciągnikami MTZ z kosiarkami bijakowymi. Francuskie opryskiwacze są zawodne, kosiarki nie nadążają, pracownicy mają dość mizerne kwalifikacje – także personel średniego szczebla. Stąd zarządzanie – także dokładne instrukcje czym, kiedy, jak opryskiwać drzewa przychodzą z Francji formułowane na podstawie internetowych  prognoz pogody.

Sad daje około 40 t jabłek z hektara, ich sprzedaż jest prowadzona głównie prosto z sadu, w dzień zbioru, komory przechowalnicze gospodarstwa miały pojemność około 600 t – do listopada firma była już po sezonie sprzedaży. Za jabłka otrzymuje się około 3 zł/kg (za ‘Galę’ nawet 4 zł). Koszt produkcji w tym i podobnych sadach wynosi około 1,5 zł/kg. Wzdychając z zazdrości trzeba jednak pamiętać o bardzo niskiej wydajności pracy i ogromnych kłopotach z pracownikami – codziennie 30% pracowników to nowi ludzie wymagający szkolenia i bezustannego dozoru.

Sadownictwo Krasnodarskiego Kraju – a szerzej całej Rosji – ma wielki potencjał: wielkie połacie terenów o sprzyjających rozwojowi sadownictwa warunkach przyrodniczych, ale brakuje mu zaplecza. I to zarówno tego intelektualnego – uczelnie rosyjskie nie przygotowują kadr potrzebnych nowoczesnej w naszym pojęciu produkcji, nie ma infrastruktury technicznej. Nieprędko więc rosyjskie sadownictwo będzie w stanie zagrozić naszej pozycji eksportera. Jeśli już mielibyśmy się obawiać jakiejś konkurencji ze Wschodu, to raczej ze strony Ukraińców…


 
Kazimierz Pochodyła

tekst i zdjęcia: Piotr Grel

Related Posts

None found

Poprzedni artykułŚwiatowy handel zagraniczny słodką papryką
Następny artykułW 2014 r. zbiory ziemniaków wzrosną do 7,5 mln ton

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.