Kłopoty krymskie

W zasadzie nie tylko krymskie, ale po kolei: minister A. Tkaczew oczekuje, że krymskie jabłka staną się marką znaną nie tylko na półwyspie. Jedną z przeszkód do osiągnięcia tego celu jest brak chętnych do pracy w sadownictwie. Zaś to zjawisko dotyczy nie tylko rolnictwa na Krymie, ale w całej Federacji Rosyjskiej.
Podczas swojej gospodarskiej wizyty na Krymie w połowie czerwca nowy minister rolnictwa Rosji Aleksander Tkaczow (poprzednio gubernator sąsiadującego z Półwyspem – przez Cieśninę Kerczeńską – Kraju Krasnodarskiego) wyraził oczekiwanie, że krymskie jabłka staną się rozpoznawalną marką. Podkreślił przy tym, że rozwój sadownictwa w tym regionie jest najbardziej perspektywiczną działalnością w całym sektorze rolnym: Krymskie jabłka – o wysokich walorach smakowych i zdrowotnych – zawsze będą najtańsze w produkcji w porównaniu z innymi regionami Federacji Rosyjskiej. Minister zlecił miejscowej administracji rolnej opracowanie specjalnego planu rozwoju krymskiego sadownictwa, winoroślarstwa i warzywnictwa.

Wśród poważnych przeszkód w rozwijaniu tych intensywnych działów produkcji (niedostatki środków produkcji, przede wszystkim wody) dostrzec trzeba również braki kadrowe. Sadownictwo nie jest wysoko notowanym zajęciem wśród mieszkańców Krymu. Przykładem może być rejon Sewastopola. To ponad 300 tysięczne miasto jest otoczone sadami i winnicami co najmniej trzech dużych, znanych z produkcji dobrych win przedsiębiorstw. W obrębie miasta pracuje zakład win markowych Inkerman; od północnego wschodu do miasta podchodzą winnice firmy Zołotaja Bałka (wina typu szampańskiego), dalej na północ – uprawy firmy z Bachczysaraju. W sumie – lekko licząc pod 50 tys. hektarów winnic plus setki hektarów sadów – brzoskwiniowych, morelowych, wiśniowych, jabłoniowych. W statystykach Sewastopola (w mniejszych miejscowościach o jakiekolwiek liczby trudniej) wioną 2015 r. doliczono się 2200 bezrobotnych (tylko połowa znich jest uprawniona do zasiłków). Miasto oferuje aktualnie (na 1 czerwca) 3685 miejsc pracy. Najbardziej poszukiwanymi są sadownicy, winoroślarze, sprzątacze, sprzedawcy, kasjerzy…. i pracownicy wielu innych profesji, także policjantów. Od początku roku zatrudnienie podjęło 700 osób, 12 założyło własną działalność gospodarczą, 2 – założyło spółki prawa handlowego.

Powyższa ilustracja do podejmowania pracy w ogóle, a rolnictwie zwłaszcza jest jeszcze dość „pogodna”. W północnych regionach Federacji pracodawcy z firm rolniczych malują kwestie dostępności siły roboczej w całkowicie czarnych barwach: na polach nie ma kto pracować. Sadownicy i warzywnicy obwodu wołgogradskiego (na przykład) mówią wprost: miejscowi nie potrafią i nie chcą pracować, jeśli przyjadą, to po to by coś z pola ukraść i wrócić do miasta. Do prac polowych zatrudniają wyłącznie przyjezdnych z Turkmenistanu, Kirgistanu i Uzbekistanu – niepijących (muzułmanie), silnie zmotywowanych biedą w krajach skąd przyjechali, zaprawionych do pracy robotników.

W ubiegłym roku W Rosji pracowało (oficjalnie) 1,631 mln gastarbeiterów z byłych republik Związku Radzieckiego. Od 1 stycznia Rosja wprowadziła nowe zasady wjazdu i ubiegania się o zatrudnienie. Przede wszystkim imigrantom potrzebny jest paszport (dotąd wjeżdżali na podstawie dowodu tożsamości). Zaś by legalnie pracować, przyjezdny w ciągu miesiąca od wjazdu musi wyrobić sobie patent (swoisty certyfikat), zaświadczenie o stanie zdrowia, ubezpieczenie zdrowotne, świadectwo znajomości języka rosyjskiego, historii Rosji i podstaw systemu prawnego tego kraju. Wszystko za opłatą – pakiet tych dokumentów kosztuje 15-20 tys. rubli – dla kandydata na niewykwalifikowanego robotnika rolnego to bardzo dużo. Jeśli nie zdąży w ciągu miesiąca, czeka go kara w wysokości 15 tys. rubli. Gdy zdąży, czeka go jeszcze jedna formalność – w ciągu 2 miesięcy musi w oddziale federalnej służby ds. migracji złożyć kopię umowy o pracę z zawartej z rosyjską firmą/farmerem.

Opisane wymogi drastycznie zmniejszyły liczbę cudzoziemskich pracowników, na których dotąd opierały się prace sezonowe w gospodarstwach rolnych wszystkich obwodów FR. Menadżerowie, właściciele gospodarstw byli wiosną zmuszeni do ograniczania powierzchni upraw – nie było kim prowadzić siewów. Teraz brakuje rąk do pielęgnacji założonych plantacji, wkrótce zacznie być odczuwalny niedobór pracowników przy zbiorach. Na razie jednak oficjalne statystyki – albo ich interpretacje – są  optymistyczne. W materiałach prasowych głównych agencji liczby nowych projektów są mnożone przez hektary i potęgowane przez  wydajności. Powszechnej euforii zapobiegają krótkie komunikaty o wzrostach cen podstawowych warzyw czy owoców, spadkach siły nabywczej, inflacji ogólnej i szczegółowej. Nie wysilając się na rozgrzebywanie cudzych problemów można się zastanawiać, na ile w sytuacji,  w jakiej pracują rosyjscy ogrodnicy zdołają oni wykorzystać szansę na opanowanie swego rynku wewnętrznego, z którego wyrzucono ich zagranicznych konkurentów. Czy będą w stanie sensownie wykorzystać miliardy rubli przewidzianych w budżecie kraju na wsparcie rozwoju rolnictwa, czy tylko zdążą pieniądze, jakie rzeczywiście do  nich dotrą, jak najszybciej przejeść? Maja na to następne pół roku czasu – tyle będą trwały ogłoszone właśnie (22 czerwca) wzajemne sankcje UE-Rosja. 
pg

Related Posts

None found

Poprzedni artykuł25-lecie firmy Osadkowski
Następny artykułArgentyński rynek jabłek i gruszek

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.