Tąpnęło, ale da się pozbierać…

W dzień po ogłoszeniu rosyjskiego embarga na polskie owoce i warzywa spytałem kilku kolegów sadowników, jak widzą nadchodzący sezon i kilka najbliższych lat. Wszyscy moi rozmówcy uważali za oczywiste polityczne a nie merytoryczne podłoże tego kroku władz Rosji. Nikt z nich nie chciał jednak tracić czasu na lamenty – trudno, mleko się rozlało. Próbowali podzielić się racjonalnymi przemyśleniami o koniecznych w tej sytuacji działaniach.

Sami „kładziemy lagę” na nasz biznes
Przede wszystkim: najważniejsza jest polityka krajowa, interes Polski.  Jeśli nie pokażemy, że jesteśmy społeczeństwem, będą nas lekceważyć. Sankcje Unii Europejskiej uważam za konieczne. Owszem, rząd Rosji wprowadził embargo na nasze owoce i warzywa, ale to my sami od lat kładziemy lagę na nasz branżowy interes. Odbija się więc czkawką masowy eksport w jedną stronę, choć wiedzieliśmy i przekonaliśmy się kilka lat temu, że ten rynek może się zamknąć dosłownie z dnia na dzień.  Polscy sadownicy powinni być na taką sytuację przygotowani.

Eksport do Rosji był łatwy, nikt nie myślał o jakości. Dlatego polskie jabłko było najtańsze a przez to tak atrakcyjne na rosyjskim rynku. Jeżdżę do Rosji nawet kilka razy w roku, widuję polskie jabłka w prowincjonalnych miasteczkach, w marketach dla zwykłych Rosjan. Tam jabłka z Tyrolu kosztują 100 rubli, chińska ‘Fuji’ (choć nie najładniejsza)  – 60 rubli. Zaś jabłka z Polski – 30-40 rubli, czasem nawet te z Mołdowy są droższe!

Nie sądzę, by władze Rosji zniosły nałożone na polskie owoce embargo za jakieś kilka miesięcy, to potrwa pewnie do końca sezonu sprzedaży albo dłużej. Nie ma co liczyć na to, że w Rosji władza przejmie się tym, że ktoś tam gdzieś tam będzie odczuwał brak jakichś owoców czy warzyw. W tym kraju władza nie przejmuje się potrzebami pojedynczego  człowieka – liczy się tylko masa. A masy są skutecznie faszerowane dzień w dzień przez cztery ogólnokrajowe kanały państwowej telewizji takimi treściami, jakie odpowiadają Kremlowi. Propagandzie ulegają nawet ludzie znający inne realia, podróżujący po Europie, myślący… Więc Rosjanie będą znosić niedostatki z przekonaniem, że jak już nieraz znowu wszyscy sprzysięgają się przeciw ich wielkiej ojczyźnie.

Natomiast w naszej ojczyźnie największe problemy będą miały małe gospodarstwa handlujące z pośrednikami mającymi firmy w jednej teczce czy najwyżej jednym laptopie oraz słabo zorganizowane grupy. Nie ma się co przejmować – problem jest po naszej stronie!!!  Musimy wreszcie zacząć eksportować w innych kierunkach. Musimy eksportować jabłka naprawdę wysokiej jakości – wtedy pewnie wystarczy wysłać 500-600 tys. ton, by zarobić tyle, ile teraz przy eksporcie dwa razy wyższym. I musimy zająć się wszelkimi „dzikimi” nasadzeniami – czegokolwiek, gdziekolwiek, byle dawało to nieco więcej niż zboża. To nie tylko problem jabłoni – porzeczki, wiśnie, ostatnio także borówka (widzę, że sadzi się ją u nas, na Żuławach, na ciężkich glebach mogących dawać 10 ton pszenicy z hektara – bo „płaci”). To są nasze problemy, a nie jakieś embargo! Jacek Żółtowski – Jelonki, woj. pomorskie

Najpierw zadbajmy o własny interes
Embargo rosyjskie na pewno nam nie pomoże sprzedać tegorocznych jabłek. Ale może zmusi ludzi do myślenia… Mówiąc to łapię się na tym, że tak do końca sam w to nie wierzę… Wiem z całą pewnością, że wiara w to, że „Wschód wszystko łyknie” to już przeszłość, ale wielu naszych producentów wciąż ignoruje rzeczywistość, wierzy w istnienie łatwego rosyjskiego rynku. Ani on łatwy, ani tak do końca rynek, skoro to nie rynkowe mechanizmy na nim obowiązują.

Wyjście? – jest! Trudne, ale przecież nie niemożliwe. Trzeba rozruszać rynek wewnętrzny. Mamy ponad 30 mln swoich konsumentów. Zwiększanie spożycia to nie tylko dodatkowe jabłko zjadane gorliwie przez każdego Polaka codziennie. Przypatrzmy się, co dzisiaj jemy – zadajmy sobie trud przeczytania etykietek kupowanych produktów: jaki procent owoców zawiera sok, dżem, przecier w swojej masie? Nie mógłby więcej? Owoce w skupie potaniały w porównaniu z poprzednim sezonem – czy produkty na półkach nawet najtańszych sieci symbolicznie potaniały?  Nie zauważyłem… No więc można by „wepchnąć” sporo dodatkowych owoców w przetwory. Problem pochodny: czy w te przetwory trzeba koniecznie „ładować” owoce z importu? Czy takież owoce trzeba koniecznie wstawiać do sklepów zamiast miejscowych? Ot, choćby nasze brzoskwinie – jedna decyzja zagranicznych właścicieli jednej z sieci nakazująca sprzedaż owoców z kraju pochodzenia tychże handlowców zakończyła kilkuletnią dobrą passę handlu brzoskwiniami przez dolnośląskich sadowników. Nie wierzę, że nic się nie da z tym zrobić. Zacznijmy dbać o siebie tak, jak robią to inne państwa i narody – i tyle! A przy okazji uczmy ludzi, że mogą jeść dobre rzeczy. Jerzy Karczewski – Lutynia, woj. dolnośląskie

Sezon mamy stracony, ale…
Branży będzie bardzo trudno przebrnąć przez ten sezon. Na pewno nie sprzeda się wszystkiego, co zbierzemy. Alternatyw dla Rosji dopiero zaczynamy szukać. W perspektywie kilku lat to się naszemu sadownictwu opłaci – koniec żartów, musimy solidnie popracować nad jakością naszych owoców tak, by mogły one wejść na nowe rynki. Mówi się o Chinach, Indiach – to akurat wydaje mi się dość odległą pespektywą z powodu długotrwałych procedur uzyskiwania tamtejszych certyfikatów, pozwoleń, licencji. Nowozelandczycy procedowali z Koreą Południową 10 lat… Mamy bliżej rynki bardziej dostępne – Egipt czy inne kraje arabskie. Tam oczywiście też musimy zaoferować super towar – jabłka będą tam jechać i płynąć przez miesiąc, a nie 4-6 dni jak do Moskwy. Na straganie będzie +40˚C i też będą musiały wyglądać „jak malowane”… Najbardziej boję się „spaprania” tych potencjalnych rynków przez cwaniaków skupujących najtańszy towar i wypychających go przez kolegę znajomego mającego dojścia gdzieś tam po drugiej stronie M. Śródziemnego. Mogą nam oni zepsuć opinię o polskim jabłku.

Tegoroczny eksport do Rosji mamy stracony, nie ma się co łudzić. Najciężej będzie małym, indywidualnie handlującym gospodarstwom – sprzedającym z podwórka czy „obsługiwanym” przez firmy-krzaki. W grupach będzie trudno, ale o wiele lepiej, niż u niezrzeszonych. Zwykle handlowcy z grup jakoś tam starali się różnicować eksport – na przykład w naszym regionie sandomierskim liczącymi się rynkami są Słowacja, Rumunia, Grecja, Ukraina (no, ta może nam w tym roku też się skończyć).

Jeśli jednak w tym roku ostro popracujemy, za 2-3 lata będziemy mieli bezpieczniejszą strukturę eksportu. Jednym z warunków osiągnięcia tego celu jest skoncentrowany handel – przez „grupy grup” – kilka silnych podmiotów zamiast przez dotychczasowe około tysiąc drobnych. Ci mali handlowcy nie mają szans na znalezienie partnera na globalnym rynku. Widzimy to w Sandomierzu –staramy się występować jako region, współpracujemy z naszymi ambasadami i Wydziałami Promocji Handlu i Inwestycji, fundujemy biznes-toury – i tłoku potencjalnych klientów nie widzimy… To ciężka i kosztowna robota… Zbigniew Rewera – Chwałki, woj. świętokrzyskie

[NEW_PAGE]Stracą nie tylko sadownicy
Następstwem rosyjskiego embarga będzie drastyczny spadek hurtowych cen owoców, no bardzo wzrosną wymagania jakościowe. Nasili się walka o rynek; obawiam się, że proces łączenia sadowników w grupy nie przyspieszy. Trzeba się przystosować do narzuconych warunków… cóż, rynek rosyjski był najlepszy z dostępnych, więc przeważał pogląd, że nie ma czego szukać …

Dzisiaj możemy zapomnieć o 2 zł dla sadownika za jabłka. Dobrze, jeśli otrzyma on 0,6-1,0 zł. Pytanie, czy opłaci się jabłka przechowywać? – Jeśli już, to nie w takich ilościach, jak w ubiegłych sezonach.

Przypuszczam, że grupom będzie trochę łatwiej, niż przeciętnemu sadownikowi działającemu w pojedynkę. W nich eksport do Rosji zwykle raczej nie przekracza 50% kontraktów.  Naszemu Sun Sadowi wystarczą na nadchodzący sezon handlu te jabłka, jakie będą pochodziły z sadów udziałowców. Dostawcy z zewnątrz będą zagrożeni – trafią „pod nóż” pośredników, będą wystawali na poboczach dróg, targowiskach, giełdach.
Spadek dochodów w gospodarstwach sadowników odczuje cała branża – szkółkarze, firmy montujące siatki przecigradowe, oferenci nawozów, środków ochrony roślin. Zbigniew Przybyszewski – Chynów, woj. mazowieckie

Nic na to nie poradzę: jestem optymistą
Sytuacja jest nieciekawa: w całej Unii mamy jeszcze sporo zeszłorocznych jabłek, a w Europie zapowiadane są obfite zbiory jesienią. Skutki będą więc złe! To tak dla branży jako całości. W Stryjno Sadzie bezpośrednich skutków rosyjskiego embarga nie odczuje bardzo dotkliwie – rynek Rosji stanowi dla naszej grupy około 5% sprzedaży. Natomiast od razu dało się odczuć zwiększenie zainteresowania dostawami dla sieci – także tych, do których my wozimy jabłka. To się będzie nasilało.

W środku lata handel z Rosją jest niewielki – na tamten rynek trafiają ich własne jabłka. Jeśli embargo potrwa dłużej, jesienią zaczną się kłopoty. Myślę, że do tego czasu sprawy jakoś (czyli pomyślnie!) się poukładają. Zawsze wolałem być optymistą… Nawet jeśli embargo (nie pierwsze przecież) nie zostanie cofnięte, zapewne znajdą się jakieś drogi jego obejścia – już są sygnały, że byłaby możliwość… Nie wydaje mi się, że ten rynek da się szczelnie zamknąć. Chociaż koszty będą. Zbigniew Chołyk, woj. lubelskie

Zaciągnęło się na dłużej…
Embargo będzie trwało tak długo, jak będzie to potrzebne rosyjskiej polityce do osiągania swoich celów. Kiedy znajdzie się konsensus polityczny – pewnie znikną i te gospodarcze sankcje nałożone na część, bo – jeszcze – nie wszystkie produkty ogrodnictwa. Na przykład jeszcze nie ma embarga na ważne dla Polski pieczarki i pomidory. Warto wczytać się dokładnie w oficjalne komunikaty strony rosyjskiej, doczytać się aluzji miedzy wierszami. W tej chwili jest embargo na polskie produkty (podane kody celne) wywożone z Polski i przewożone przez kraje trzecie. Tak Polacy jak i Rosjanie zdają sobie doskonale sprawę z tego, że nie ma płotu bez dziur – takimi „dziurami” były podczas poprzednich ograniczeń eksportu Ukraina, Litwa, Białoruś, Mołdova i jeszcze inne państwa. Teraz „dziura” ukraińska i mołdawska są wręcz zabetonowane, Litwa siedzi ostatnio cicho i robi interesy nie machając specjalnie gorliwie żadnymi sztandarami wolności. Białoruś nie wprowadziła embarga (chociaż jest w Unii Euroazjatyckiej), ale podobnie jak z towarami mołdawskimi, których nie może reeksportować do Rosji, postapi tak z naszymi, zaś swoich jabłek ma raczej dość. Białoruś podchodzi do tej kwestii (reeksportu) bardzo serio. Inni też w obawie przed objęciem embargiem są ostrożni. Rosjanie wyciągnęli zresztą wnioski z poprzednich swoich akcji – pamiętają o „dziurach”, wiedzą, że mają skorumpowane służby (dzięki temu można myśleć o przepuszczeniu przez granicę pięciuset czy 5 tysięcy TIR-ów, ale nie 100 tysięcy!). Wymyślili więc nakaz utylizacji objętych embargiem produktów wykrytych na rosyjskim obszarze celnym. I po interesie…

Ale to embargo może być rozszerzone – tak na nieobjęte nim jeszcze produkty (choćby wymienione już pieczarki czy pomidory), jak i na zaprzestanie honorowania polskich certyfikatów fitosanitarnych. Pociągnie to za sobą automatycznie embargo na towary jeszcze nim dotąd nie objęte. Stracą więc i polskie firmy handlujące towarami wyprodukowanymi poza Polską.

A propos „interes”. Umyka naszej uwadze rozległość obszaru, na jaki rozleje się kryzys w ogrodnictwie. Może i grupy producenckie bezpośrednio nie odczują tak embarga, jak małe gospodarstwa działające w pojedynkę, ale też te małe gospodarstwa nie mają na karku banków z kredytami za kolosalne inwestycje poczynione w grupach przez ostatnie lata. Jednak już zaczęła się wojna cenowa między nimi o dostęp do rynku (sieci handlowych). Nikt – na razie – nie wspomniał o firmach transportowych utrzymujących się z kursów do Rosji – tych kursów na rzecz ogrodnictwa jest (było) około 100 tysięcy rocznie. Branża transportowa ledwo wiąże koniec z końcem, embargo może być gwoździem do jej trumny.

W komentarzach dotyczących embarga przebija czasem nuta oczekiwania presji społeczeństwa na władze rosyjskie. Uważam takie oczekiwania za nierealistyczne. Rosjanie nie zbuntują się przeciw swojej (jaka by nie była) władzy z braku jabłka, a nawet kapusty. Zaś władza nie ma w zwyczaju dogadzać mieszkańcowi Rosji kosztem wytyczonych przez siebie celów politycznych. Nawet biznes, ewidentnie tracący pieniądze, będzie tu bezsilny. Co więcej, władza bardzo łatwo wytłumaczy ludowi, że wyrzekając się jabłek czy kapusty broni atakowanej przez cały świat świętej Rusi.
 
Pewne nadzieje Polacy pokładają w oficjalnych protestach i pozwach do europejskich instytucji. Możemy się przed tymi trybunałami „przejechać” jak na współpracy z CIA. Gromadzona przez Rosjan latami dokumentacja polskich uchybień, zaniedbań, zaniechań polskich służb zupełnie wystarczy do zbicia polskich pretensji. Nie twierdzę tutaj, że te dowody przedstawiane w listach Rossielhoznadzoru do polskiego MRiRW, PIORiN, komisarzy ds. rolnictwa UE mówią całą prawdę i tylko prawdę o polskich owocach i warzywach jakoby skażonych pozostałościami, napompowanych azotanami, firmowanych wyłącznie fałszywymi czy tylko nieprawidłowo wypełnionymi dokumentami. Ale takie przypadki były – czy na tyle często, by wszczynać wojnę handlową? – nie wiem, ale na tyle często, by móc przedstawić arbitrom zarzut bezczynności czy bezradności polskiej strony. Na pewno wykorzystane zostaną dokumenty polskich służb potwierdzających pochodzenie z Polski owoców z larwami owocówki południóweczki nie występującej w naszych sadach czy tych z pozostałościami niedozwolonych (także w Polsce) pestycydów – np. głośna zimą „szwedzka” afera ze środkami fosforoorganicznymi. Jest czym bronić argumentu braku zaufania do polskich służb celnych i fitosanitarnych, a więc zasadności podjętych środków ochrony obywateli Federacji Rosyjskiej, także w postaci embargo.

Liczenie, że UE stanie murem za polskim jabłkiem też jest marzeniem ściętej głowy – ćwiczyliśmy to kilka lat temu, potem przez pięć lat odrabialiśmy straty, aż osiągnęliśmy pozycję lidera. Wielu „partnerom” z UE wpadka lidera spodoba się. Unia Europejska nie jest obecnie w stanie szybko przyjmować wspólnych stanowisk w najważniejszych nawet sprawach i potem konsekwentnie je realizować. Natomiast Rosja nie ma najmniejszych problemów  ze sformułowaniem i wcielaniem w życie żadnych swoich politycznych zamiarów. Dariusz Muszyński – Biała Podlaska, woj. lubelskie

Opracował
Piotr Grel

Więcej na ten temat w naszym gorącym temacie Rosyjskie embargo na polskie owoce i warzywa

Related Posts

None found

Poprzedni artykułSawicki chce rekompensat od KE; rozmowy w piątek
Następny artykułUnia nie wyklucza rekompensat za straty z powodu embarga

7 KOMENTARZE

  1. Handel z Rosją od dłuższego czasu nie wygląda tak jak możemy dowiedzieć się z tego artykułu.Oczywiście sprzedajemy jabłka kiepskiej jakości za psie pieniądze w Rosji ale w Polsce to tylko dałoby radę na przemysł z ta jakością.Jednak mentalność Polaków nie pozwala nam wznieść się ponad jabłka z zachodu ,ponieważ zawsze na czymś musimy zaoszczędzić ,albo na tańszym kartonie ,albo przemycić jabłko gorszej jakości a Rosjanie nie głupi naród .To też nie możemy wejść na wyższy poziom.Pracuję w dużej grupie produc. i widzę ,że sadownicy żyją na wysokim poziomie ,kupują super fury ,budują domy ,dokupują grunty .Ich ambicja samodzielnego exportu omijającego firmy exportowe kończy się na tym ,że albo puszczają towar na termin i nie ma pieniędzy z powrotem ,albo nie nadążają za ciągłymi zmianami w Rosji ,jeżeli chodzi o dokumentację ,Rynek rosyjski to duży rynek ale bardzo skomplikowany jeżeli chodzi o handel.Exporterów nie będących producentami nie widzę ,żeby przelewała im się kasa jak sadownikom,nic dziwnego cały koszt oraz odpowidzialność przyjmują na swoje plecy ,a Rosja ma wymagania…….

  2. Jak się tak będzie dalej NATO i UE nie wspomnę o naszych mędrcach ustawiało do problemów z Rosja to Rosja niedługo będzie sięgać Kalisza a może i Łaby …

  3. Rosja nigdzie nie kupi jabłek w takich cenach jak w Polsce. A tych jabłek które wysyłamy do Rosji nie kupi nikt inny. Jakoś się musi to poukładać. Taka kombinacja ceny i jakości istnieje tylko między Polska a Rosją !

  4. Spoko. Sikorski zadzwoni do Ławrowa i natychmiast zniosą embargo. Tylko dlatego że był łykend jeszcze nie dzwonił. A jak premier wróci źe zwolnienia to Rosja wypłaci odszkodowania sadownikom.

  5. Europa nie pochłonie tyle towaru co Rosja. Z tego względu że mają swoją produkcje i swój przemysł bo nasz jest sprzedany. My straciliśmy partnera handlowego a kto inny z członków UE zyskał. Członkowie UE nadal wysyłają broń Rosji z resztą nie tylko broń bo i mięso warzywa również. My tak pomagamy Ukrainie a oni też nie chcą kupować towarów rolniczych. Zgadzam się z tym że przesadzili z Krymem i tym co się tam dzieje ale POlska jako sama jednostka nie powinna za dużo gadać bo zrobić Rosji to nie możemy nic brak wojska sprzętu i pieniędzy. Powinniśmy się przyłączyć do grupy przeciwników a nie wychodzić przed szereg z resztą chodziło o wykończenie jeszcze Polskiego rolnictwa bo za szybko się rozwijało, tak samo jak ursus i wiele innych państwowych firm które zostały sprzedane w niejasnych okolicznościach za jakąś część generowanego rocznego dochodu.

  6. słusznie prawisz: „trafiało”. co do reszty – nie myślałeś aby o zmianie nicka? No, na taki bardziej przystający do oceny rzeczywistości… 🙂

  7. ale brednie blisko 80% produkowanych jabłek trafiało do Rosji z resztą nie tylko jabłek a media są kupione coraz bardziej to widać jaką sieją propagandę

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.