PROZA życia w Tarnogrodzie

Tytułowa PROZA to skrótowiec programu badawczego „Zastosowanie numerycznych prognoz pogody”, którego krótkie omówienie było wstępem do prelekcji prof. dra hab. Waldemara Tredera (IO Skierniewice) wygłoszonej po krótkim powitaniu gości i uczestników konferencji „Uprawa roślin jagodowych – szansą na zwiększenie dochodów gospodarstwa” przez gospodarzy – Piotra Puchalskiego, prezesa Grupy Producentów Bio-Food Roztocze i burmistrza Tarnogrodu Eugeniusza Stróża.

Przedstawiane przez bite dziewięć godzin w sobotę 10 grudnia informacje przekonywały licznie zgromadzonych słuchaczy (prawie wszyscy dotrwali do końca wykładów, a później uczestniczyli w żywych kuluarowych konsultacjach!), te szanse są realne.

Prognoza z dedykacją
Zespół prof. W. Tredera pracuje nad stworzeniem dostępnego dla wszystkich zainteresowanych portalu internetowego umożliwiającego zapoznanie się z lokalną – dla gospodarstwa – prognozą pogody. Zanim koniec zwieńczy dzieło, trzeba skompletować gęstą sieć punktów pomiarowych obejmujących cały kraj, przetestować programy symulacji komputerowych i wybrać optymalnie dla wyznaczonych potrzeb działające oraz skonstruować procedury dostępu do zgromadzonych informacji. Portal wart jest bardziej szczegółowego omówienia przy innej okazji – tu poprzestanę na konstatacji, że sprawy idą w dobrym kierunku i na dobrą sprawę niedługo zostaną zakończone. Pozostaną testy… i problem środków na utrzymanie portalu po zakończeniu programu badawczego.

Pięknie opakowana woda
Tak określa prof. W. Treder truskawki i inne jagodowe – jest ona przecież głównym składnikiem masy owoców. Do „wyprodukowania” 1kg owoców roślina truskawki potrzebuje 250 l wody, plon 20 t/ha wymaga 500 mm opadu. Lub … nawadniania. Zapasy wody glebowej wspomagane opadami deszczu zazwyczaj przestają wystarczać truskawkom (na tym gatunku skupiano się podczas całej konferencji) już w maju i trzeba być przygotowanym do uzupełniania tego deficytu wody aż do końca września. Frustrująca może być świadomość, że z każdego 1000 g docierającej na pole wody 990 jest „tracona” – na parowanie parowanie gleby i ewaporację roślin, 8 g zatrzymują siły osmotyczne gleby, a zaledwie 2 g są wiązane chemicznie – na budowę tkanek roślin. Tych proporcji nie da się zmienić – „chłodzenie” roślin i gleby zawsze będzie zabierało gro dostarczonej wody.

Jak kania dżdżu

Jeszcze w połowie minionego lata woda zalewała nas katastrofalnie, z kolei w zimę wchodzimy w stanie suszy hydrologicznej. Jednak nawet w lata pogodowo łaskawe, bez ekstremalnych anomalii wody w naszym kraju – i na całym zresztą świecie – wody brakuje i będzie brakować. Musi wręcz brakować: ta słodka stanowi kilka procent zasobów naszej Błękitnej (od barwy oceanów widzianych z Kosmosu) Planety – reszta jest słona. Największe rezerwy słodkiej wody (prawie 70%) kryją się w lodowcach i terenach wiecznej zmarzliny – tę wodę szybko tracimy w oceanach, do których zanoszą je rzeki lub nie możemy wykorzystać rolniczo. Wody gruntowe (30% rezerw Ziemi) są dostępne częściowo. Pozostają wody powierzchniowe i opadowe – to jednak zaledwie 0,4% planetarnych  zasobów słodkiej wody. Problem dostępności wody dla potrzeb naszych gospodarstw zaczyna się już rysować całkiem wyraźnie. Dokończmy ten niewesoły obraz. W Polsce możemy (statystycznie) oczekiwać około 600 mm opadów rocznie. Z tego spływ sięga 200 mm, w jeziorach gromadzi się około50 mm, w zbiornikach retencyjnych możemy zachować dla siebie tylko około 2 mm rocznego opadu. O te nędzne resztki (w innych krajach Europy sytuacja jest nieco lub znacznie lepsza) lepsza rolnictwo musi walczyć z przemysłem i gospodarstwami domowymi. Walczy i przegrywa –wykorzystuje 69% dostępnej w kraju wody, przemysł zabiera 21%, w domach zużywamy 10%. Żadna samorządna władza nie zakręci kurków obywatelom, a przemysł nie odstąpi „swojej” rolnikom.

[NEW_PAGE]


Diabeł tkwi w szczegółach
Jak zwykle… Więc zanim zaczniemy płacić za inwestycje w nawadnianie warto poświęcić czas na dokładne określenie czego potrzebujemy i w jaki sposób da się osiągnąć zamierzony efekt. Bardzo oszczędne linie kroplujące nie dadzą się wykorzystać w ochronie kwitnących upraw przed przymrozkami. Instalacja zraszaczy może zaś sprzyjać rozwojowi chorób, uniemożliwia pracę wtedy, kiedy sama pracuje (i potem – na mokrą glebę nie wjedziemy maszynami), wymaga wydajnego źródła coraz droższej wody. Jednak czasem może się okazać, że nawet ta najdroższa – woda z lokalnego wodociągu – może być tańsza, niż budowa całej infrastruktury nawodnieniowej ze studnią, systemem uzdatniania, pompownią itd. niosącymi ze sobą pokaźne koszty stałe. Te zaczynają się już na etapie poszukiwań wody, planów, konieczności uzyskiwania pozwolenia wodno-prawnego (bez niego nie można skorzystać, na przykład, z wielu funduszy pomocowych). Jakość wody, jaką będziemy mieli do dyspozycji zależy od jej źródła. Najbardziej zanieczyszczona będzie ta z wód otwartych, ale i ze studni głębinowych nie jest „krystalicznie” czysta, zwykle wymaga odżelaziania czy pozbycia się manganu. To rzutuje na rodzaj – ale i klasę! – potrzebnego sprzętu. Częstym błędem samodzielnie przygotowujących swoje instalacje jest przyjmowanie katalogowych wartości parametrów różnych urządzeń w oderwaniu od jakości posiadanej wody. Zwykle katalogi techniczne podają dane eksploatacyjne dla „czystej” wody – wodociągowej, która przecież diametralnie różni się rodzajami i stopniem zanieczyszczeń od tej ze stawu, rzeki czy wprost ze studni głębinowej. I tak dalej – temat rzeka…

Kropka nad „i”
Jeśli po wykładzie prof. W. Tredera któryś ze słuchaczy miał jeszcze jakieś rozterki, starcił je zapewne po krótkim wystąpieniu jednego z uczestników konferencji – Jacka Ordowskiego, który wspólnie z bratem uprawia ekologicznie około 80 ha jagodowych – głównie truskawki i maliny.

W ubiegłym roku ich ‘Polka’ bardzo źle zniosła suszę, właściwie wypadła. Zwykle zbierali około 10 t malin z hektara, w ubiegłym zamiast planowanych 40 t – tylko 13 ton. Również w minionym sezonie nie byli przygotowani do suszy – zdołali rozłożyć linie kroplujące tylko na 1,3 ha ‘Polki’. Wodę tłoczyli chińską pompą z ustawionych na przyczepie zbiorników, do których dowozili ją kilka razy dziennie. Jacek Ordowski ocenia, że dostarczyli swoim roślinom około połowy potrzebnej im dawki wody. Efekt: 1,3 ha ‘Polki’ dał 8 t malin, zaś 5 ha pozbawionej nawadniania ‘Polany’ – 12 ton owoców.

[NEW_PAGE]Jak daleko sięga pamięć…
Ta pisana, a dotycząca ekonomiki uprawy truskawek sięga u dra Dariusza Paszko (UP Lublin) co najmniej dekady wstecz. Pierwszym wątkiem jego wykładu było przypomnienie cen kilku kategorii owoców w latach 2002-2011. Najtańsze – 1,66 zł/kg (średnia cena z 10. lat) były te z szypułką. W tej kategorii występowały także największe różnice w cenach między poszczególnymi sezonami. Truskawki sprzedawane bez szypułki dawały 2,58 zł/kg, deserowe z gruntu – 2,61 zł/kg, deserowe spod osłon już 5,43 zł/kg, a owoce z gruntu eksportowane – 5,65 zł/kg. W tej ostatniej kategorii różnice cen w różnych latach były najmniejsze. Także teraz uprawa owoców deserowych jest znacznie bardziej opłacalna niż tych dla przetwórstwa. Owoce dla przemysłu (z szypułką czy bez) miały opłacalność około 115%, zaś deserowe od 127% (z gruntu, na rynek krajowy), przez 137% (z gruntu eksportowane na Wschód) i 139% (takie same wysyłane na Zachód), po 148% (deserowe spod osłon). Czysty zysk możliwy do uzyskania z hektara upraw wynosi od 3,4 tys. zł przy uprawie owoców nieodszypułkowanych dla przemysłu do 38,8 tys. zł przy truskawkach deserowych spod osłon. W strukturze kosztów najważniejsza przy wszystkich kategoriach owoców była praca ludzi –od 9 tys. zł/ha przy owocach nieodszypułkowanych dla przemysłu do 31,6 tys. zł/ha przy uprawie deserowych owoców pod osłonami. Następne w kolejności były wydatki materiałowe (od 4,4 tys. zł/ha do 18,9 tys. zł/ha) i amortyzacja plantacji (od 4,5 tys. zł/ha do 19,9 tys. zł/ha).
Dariusz Paszko

Nie ma równości
Dr D. Paszko analizował również kwestie wydajności pracy przy zbiorach truskawek. Szybciej zbierały owoce panie – te w wieku 40-50 lat najszybciej, średnio 7,51 kg/godz. Młodsze o 10 lat ustępowały im zaledwie o 0,1 kg/godz., starsze o 10 lat – o 0,26 kg/godz. Seniorki (60-70 lat) zbierały przeciętnie 6,95 kg/godz., zaś młodzież (10-20 lat) – 6,18 kg/godz. Panowie w wieku 30-40 lat wypadali najlepiej z wynikiem 6,88 kg/godz. Starsi o dekadę zbierali 6,61 kg/godz., ci w wieku 50-60 lat – 6,36 kg/godz., seniorzy (60-70 lat) – 5,65 kg/godz. Młódź męska osiągała wydajność 5,38 kg/godz. Najwydajniejsza była praca zbieraczy pomiędzy godzinami 6:00 a 10:00 rano – 7,13 kg/godz. Pomiędzy 14:00 a 17:00 osiągano 7,02 kg/godz., dołek przypadał na godziny południowe (10:00-14:00), kiedy wydajność obniżała się do 6,5 kg/godz.

Related Posts

None found

Poprzedni artykułCeny owoców i warzyw na polskich rynkach w listopadzie
Następny artykułSzara pleśń jabłek – do opanowania

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.