Na ociepleniu wygrają ci, których nie lubimy

W cieplejszym świecie najlepiej odnajdą się ci, którzy się najszybciej adaptują. Tak się składa, że zwykle są to ci, których bardzo nie lubimy, pasożyty i patogeny - mówi w rozmowie z PAP biolog środowiskowy, prof. Piotr Tryjanowski.
Prof. Tryjanowski jest dyrektorem Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i ekspertem Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) w pracach nad 4. raportem dotyczącym zmian klimatu
 
PAP: Pana pierwsze skojarzenie z ociepleniem?
 
Prof. Piotr Tryjanowski: Cieplejsza zima, chłodniejsze lato. Czyli raczej nie dosłowne ocieplenie, a zmiany w reżimie temperatur. I oczywiście wcześniejsze przyloty ptaków, ale to skojarzenie głównie dlatego, że się ptakami zajmuję.
 
PAP: Klimat zmienia się już dziś, są na to dowody, czekają nas dalsze zmiany. Klimatolodzy i fizycy wskazują, gdzie najszybciej znikną lodowce, gdzie zabraknie wody i o ile wzrośnie poziom mórz itp. A co wiemy o przyszłości żywych mieszkańców Ziemi?
 
P.T.: Prognozowanie, jaka będzie reakcja gatunków czy populacji na ocieplenie, można porównać do przewidywania kursu na giełdzie na podstawie sytuacji sprzed dekady. To trudne, choć oczywiście można próbować jakieś predykcje tworzyć. Nie będzie to jednak nic bardzo dokładnego. Przewidywanie takich reakcji wymaga mnóstwa założeń, jak choćby takiego, że zmiany temperatur spowodują niemal liniową odpowiedź organizmów żywych. A tak wcale być nie musi. Dochodzi problem sprzężeń zwrotnych, ale przede wszystkich lokalnych adaptacji, które przy małych zmianach są tak dobre, że wpływu cieplejszego klimatu prawie nie zauważamy, by nagle – nie bardzo wiadomo skąd – poddać się i wyginąć.
 
Pojęcie o tym, jak trudno jest modelować zmiany klimatu, niech zilustruje pewien przykład. Wydawałoby się, że jeden stopień różnicy temperatur to prawie nic. Bo jeśli temperatura w pomieszczeniu zmieni się z 21 st. C na 22, to receptory w naszej skórze praktycznie tego nie zarejestrują. Kiedy jednak pomyślimy o zbiorniku wodnym i temperaturze, która wzrośnie z minus 0,5 st. C do plus 0,5 st. C – to taka zmiana temperatury, również jednostopniowa, przekłada się na zmiany stanu skupienia wody! Sęk w tym, że czasami zmiany wydają się bardzo subtelne, ale nawet kiedy je odniesiemy do tak prostego układu fizycznego, jakim jest woda – widzimy, w jakiej skali mogą wystąpić konsekwencje.
 
Dwa stopnie Celsjusza mogą oznaczać dwutygodniową różnicę w terminie przylotów ptaków. Trzeba jednak pamiętać, że temperatura nie jest czynnikiem, który działa sam. Trzeba go jeszcze skojarzyć z reżimem opadów. Jeden stopień różnicy temperatury, kiedy jest sucho to coś całkiem innego, niż ten sam stopień, kiedy jest wilgotno. Dodam, że samo modelowanie wpływu opadów na zwierzęta jest tak skomplikowane, że praktycznie niewykonalne. W przypadku roślin sprawa jest oczywiście znacznie prostsza i dzięki takim wczesnym modelom wszak wypracowaliśmy koncepcje nawadniania pól.
 
PAP: Ocieplenie może oznaczać wielkie zmiany w świecie żywym, czego właściwie możemy się spodziewać?
 
P.T.: Kiedy ginie duży organizm, to rzecz jasna giną też specyficzne dlań gatunki pasożytów. Ale jest też coś innego, co w ekologii nazywa się „hipotezą nitów”. Wypadnięcie jednego z samolotu niby nie zmienia nic, kolejnego także, ale… do czasu. Na dodatek gatunek gatunkowi nierówny, mogą więc powstać efekty kaskadowe. Można to sobie wyobrazić, choć brakuje dobrych danych z terenu na opis tych zjawisk. Ale eksperyment myślowy jest stosunkowo prosty – wyobraźmy sobie kaskadę zdarzeń, gdy ginie tylko jeden gatunek owada – pszczoła miodna. W grę wchodzą tylko czarne i smutne scenariusze.
 
PAP: Przeważnie słyszymy o złych konsekwencjach ocieplenia: będzie więcej chorób, pasożytów…
 
P.T.: Bo najlepiej odnajdą się ci, którzy się najszybciej adaptują, czyli zwierzęta i rośliny o krótkich cyklach życiowych. Tak się składa, że zwykle są to ci, których bardzo nie lubimy – pasożyty i patogeny. Wyjątkowo szybko adaptują się muszki owocowe, ale też mszyce czy zarodziec malarii. Nie tylko tej, którą znamy, ale i ptasiej.
 
PAP: Czy w cieplejszym świecie będą organizmy z góry przegrane?
 
P.T.: Mogą to być organizmy zimnolubne. Co prawda i one mogą sobie znaleźć refugia, choć czasami może być z tym ciężko. Mówię o gatunkach zimnolubnych czy zbiorowiskach roślinnych obecnych wysoko w górach. Już dziś mamy też dowody, że niektóre gatunki ciepłolubne prą w górę. Coraz wyżej można spotkać niektóre motyle albo gatunki roślin. Obecne tam dotychczas gatunki zimnolubne również się wycofują, i również w górę.
 
PAP: A co z organizmami, które są dla nas najbardziej użyteczne, choćby te wykorzystywane w rolnictwie?
 
P.T.: Jeśli chodzi o rolnictwo, mamy w grę wchodzi kolejny element: adaptacja człowieka – rolnika. Wiedząc, że klimat się zmienia, możemy pracować nad odmianami roślin mniej lub bardziej wrażliwymi na określone czynniki. W skrócie można powiedzieć, że jeśli przez wiele lat wiosna była sucha, a od połowy lipca zaczynały się deszcze, to staramy się uzyskać rośliny odporne na wiosenną suszę, które jednocześnie będą rosły szybko i dadzą plony przed połową lipca.
 
Z organizmami żyjącymi na wolności jest jednak inaczej. One nie mają tak dużej możliwości szybkiej adaptacji. Nie zareagują tak szybko, bo ograniczają je naturalne, znacznie wolniejsze procesy ewolucyjne. I nie chodzi nawet o pełną adaptację genetyczną do nowych warunków środowiska. Istnieje jeszcze coś, co nazywamy „plastycznością fenotypową”. Organizmy żywe są z natury mniej lub bardziej plastyczne i lepiej lub gorzej mogą się dostosowywać do nowych warunków.
 
PAP: Ale zawsze mogą się przenieść na północ, w chłodniejsze części Ziemi.
 
P.T.: Wszystko zależy od tego, o jakich organizmach mówimy. Te, które się szybko przemieszczają, jak ptaki, mogą oczywiście migrować. Jeśli jednak mówimy o organizmach mało mobilnych, jak niektóre owady czy ślimaki, w ich przypadku migracje będą znacznie trudniejsze. Zresztą owszem, na północy jest co prawda miejsce, ale trzeba pamiętać, że ono może zostać wcześniej zajęte przez innego migranta.
 
PAP: W jaki sposób rośliny i zwierzęta mogą się dostosowywać do nowych warunków?
 
P.T.: Może zadziałać fizjologia. To znaczy, że kiedy jest zimno, zwierzę może wpadać w odrętwienie, sen zimowy albo generować sobie ciepło ruchem skrzydeł czy dłuższym, zimowym futerkiem. Czym innym jest odpowiedź behawioralna, na przykład taka, że gdy jest zbyt gorąco, organizm przesuwa się w cień. Klasycznym przykładem są tu gady na pustyni. Wszystkie te odpowiedzi są jednak dość mocno limitowane – nie jest tak, że organizmy poradzą sobie zawsze i w każdych warunkach.
 
Można się zastanawiać, jakie są granice zdolności przystosowania. Wydaje się, że duża część organizmów żywych może sobie poradzić, jeśli nie będziemy im przeszkadzać na inne sposoby. Problem leży więc nieco gdzie indziej. W IPCC wielu ekologów patrzy na klimat w oderwaniu od innych czynników, które tak naprawdę mogą być od niego ważniejsze, albo przynajmniej stanowią wraz z klimatem pakiet. Wydaje mi się, że bardzo ważnym czynnikiem jest dziś urbanizacja, czyli rozwój miast. Miasta zmieniają i klimat lokalny i stają się terenami zdecydowanej dominacji jednego gatunku – człowieka. Zwierzęta, zatem dostają niejako dwa negatywne czynniki w pakiecie. Albo klasyczne zanieczyszczenie środowiska – odpady ropopochodne, plastiki, nawet gumy do żucia. Każdy z tych elementów oddzielnie działa w mikroskali, ale jak je poskładamy, to wspólne konsekwencje ich działania mogą być nawet ważniejsze, niż samo ocieplenie.
 
PAP: Czy przy tak dużych i szybkich zmianach środowisko odnajdzie nową równowagę?
 
P.T.: Równowaga, czyli stan stały, to tylko po śmierci. Wszystko, co żyje, musi być w pewnym balansie, ale przyroda spokojnie znajdzie sobie rozwiązanie. Ja bym raczej zapytał, czy starczy miejsca dla nas, Homo sapiens?
 
PAP: Czy i jak ludzie się mogą przygotować na skutki ocieplenia? A może jakoś to będzie?
 
P.T.: Przygotowania do niepewności związanej nieodłącznie z przyszłością to cały wielki, multidyscyplinarny dział badań. Prace te można też podpiąć pod znaną z ekonomii „analizę ryzyka”. Najpierw musimy intelektualnie ogarnąć, co nam potencjalnie grozi, a później działać. Sytuacja wcale nie jest prosta. Choćby zboża – poszukuje się nowych odmian, np. odpornych na suszę, ale to nie wszystko. Oczywiście nowe odmiany są super, ale… nie samym chlebem żyje człowiek. Po co produkować tak dużo zbóż, gdy jednocześnie występuje olbrzymie marnotrawstwo?
 
O wielu subtelnych zmianach, np. tych związanych z zanikiem bioróżnorodności i zapylaczy, np. pszczół, ciągle wiemy naprawdę niewiele. Przyznaję, iż to porażka naukowa, ale myślę, że ostatecznie wygra strategia „jakoś to będzie”. Zresztą, żeby wprowadzać ambitniejsze plany adaptacyjne, potrzebna jest też wola polityczna i mężowie stanu. A na to się nie zanosi.

Za: naukawpolsce.pap.pl

Related Posts

None found

Poprzedni artykułHistoria Gniezna zapisana w pyłkach roślin
Następny artykułPopcorn neutralizuje reklamy

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.