Podmiot czy przedmiot?

Usłyszałem niedawno o działającej w Polsce firmie trudniącej się handlem owocami. Wystawianiem faktur zajmuje się w niej 25 osób, które robią to 24 godziny na dobę. Przedmiotem fakturowania są nie tony, ale co najmniej dziesiątki ton owoców. Firma ta nie zajmuje się, niestety, eksportem polskich jabłek. Funkcjonuje bowiem w sektorze owoców importowanych, w którym skala działalności jest rzeczywiście imponująca: do Polski sprowadzamy z zagranicy ponad 900 tysięcy ton owoców rocznie o wartości prawie pół miliarda euro. W handlu jabłkami porównywalnej skali doczekamy się zapewne nieprędko. Według mnie, stan tego sektora wyczerpująco charakteryzuje zdanie z majowego felietonu profesora Makosza (czyt. HO 5/2006) — "W ten sposób sami stwarzamy dobrą okazję osobom lub instytucjom, które chcą wykorzystać nasz rynek owoców dla własnych celów".

 

Skoro bowiem nie chcemy czy też nie możemy zorganizować się sami, robią to za nas inni: organizacje producentów o międzynarodowym zasięgu (często o statusie organizacji międzybranżowych), sieci supermarketów oraz duże firmy handlowe działające w naszym sektorze na skalę nie tylko europejską. Nie robią tego oczywiście z dobrego serca, tylko na swoich warunkach, realizując własne cele. Tak oto potwierdzają się w praktyce obawy wielu osób piszących o polskim rynku owoców (między innymi moje) jeszcze przed przystąpieniem naszego kraju do UE. Rzecz jasna, wszystko to nie dzieje się z dnia na dzień, ale ma charakter długofalowego procesu. Jest to jednak bardzo niepokojące. Skoro bowiem swoje cele na rynku owoców realizują inni, trudniej to robić polskim sadownikom. Całkiem realna staje się perspektywa utraty podmiotowości przez Polskę — największego producenta jabłek w Europie. Nie jest to kasandryczna wizja, ale logiczny wywód. Realność tych obaw znajduje zresztą potwierdzenie choćby w tym, co stało się z polskim przetwórstwem owoców. Mechanizmy były wprawdzie nieco odmienne, ale jakże podobny może okazać się efekt.

Dynamika hurtowych cen jabłek na rynku warszawskim w sezonach 2003–2006

Wspólny rynek owoców i warzyw przed reformą

W ostatnich miesiącach sporo mówiono w Brukseli o koniecznych przekształceniach form wspierania sektora owoców i warzyw. Nie po raz pierwszy zwrócono uwagę, że dopłaty do produkcji i przetwórstwa, a także refundacje eksportowe są sprzeczne z ustaleniami WTO. Na przykład w 2005 roku aż 854 mln euro unijnej pomocy dla naszego sektora zakwalifikowano w taki właśnie sposób. Warto pamiętać, że była to prawie połowa środków pomocowych przeznaczonych wtedy dla rynku owoców i warzyw.

Perspektywa zmian jest niezbyt odległa, gdyż dotyczy lat 2010–2013. Rozważa się kilka opcji. Za najbardziej prawdopodobną uważana jest ta, która przewiduje utrzymanie dotychczasowych form wsparcia, ale w wysokości dostosowanej do ustaleń WTO, co w praktyce oznacza tendencję zniżkową, zaś w przypadku subsydiów eksportowych — stopniową ich likwidację do 2013 roku. Brane jest także pod uwagę odejście od dopłat związanych z rozmiarami produkcji oraz przejście na płatności obszarowe.

Wydaje się, że umocnieniu ulegnie rola grup i organizacji producentów (GP i OP), co w epoce postępującej globalizacji jest zupełnie naturalne. Podmioty te powinny jednak dysponować lepszymi niż dotychczas narzędziami, pozwalającymi przeciwdziałać sytuacjom kryzysowym. W tym kontekście przypomina się wyjątkowe uzależnienie sektora warzyw i owoców od pogody oraz nietrwałość produktów ogrodnictwa. Za bardzo niepokojący uznaje się spadek spożycia owoców i warzyw, co wymaga większego wsparcia kampanii promujących te produkty. Takie wsparcie znajdzie zapewne odbicie w prawodawstwie UE dotyczącym tego rynku. Miejmy nadzieję, że pozwoli to ruszyć z martwego punktu również sprawę powstania odpowiedniego funduszu w Polsce. Nie jest jasne, jak przyjmą te reformatorskie pomysły Niemcy, Francja czy Hiszpania — kraje, które odnosiły duże korzyści z dotychczasowego systemu wspierania ogrodników.

Jabłka, truskawki, czereśnie

Na krajowym rynku jabłek mieliśmy w początkach czerwca kontynuację koniunktury z maja, ceny hurtowe wzrosły — w stosunku do majowych — o 17%, a detaliczne o 12%. Końcówka sezonu to happy end prawie w hollywoodzkim stylu. Nawet grupy producentów płaciły sadownikom 2–2,3 zł za kilogram jabłek o średnicy ponad 8 cm. Uporczywe chłody opóźniły pojawienie się krajowych truskawek i spowolniły spadek ich cen. W 2005 r. pierwsze krajowe truskawki widziałem 9 maja, w tym roku — dopiero 23 maja. Ceny detaliczne na początku obu tych sezonów były takie same — 12 zł/kg. W bieżącym roku takie notowania utrzymały się przez pierwszy tydzień, ale w niedzielę 28 maja skoczyły do 15 zł/kg, następnego dnia spadły do 10 zł/kg, a 2 czerwca — do 8 zł/kg. W niedzielę 4 czerwca ceny znowu wzrosły do 10 zł/kg, aby w poniedziałek powrócić do poprzedniego poziomu. Dopiero poprawa pogody spowodowała znaczniejsze spadki — 6 czerwca do 6 zł/kg, a 10 czerwca — do 5 zł/kg. Sezon truskawkowy to czas działalności handlowej producentów tych owoców. Więksi handlują w Broniszach, mniejsi na ulicach Warszawy, a ceny hurtowe niewiele się różnią od detalicznych. Dlatego właściciele „zieleniaków” niewiele mogą zarobić na tych owocach. Pod koniec I dekady czerwca plantacje na Kaszubach były w pełni kwitnienia, które było (podobnie jak w centralnej Polsce) bardzo obfite. Przewidywano, że sezon truskawkowy na Wybrzeżu zacznie się zapewne z początkiem lipca. Podobnie jak przed rokiem, nadal sprzedawano owoce z łubianek. Mniejsze opakowania jednostkowe nie chcą się jakoś przyjąć.

Pierwsze czereśnie pokazały się w tym roku późno — w Warszawie 2 czerwca — i kosztowały 8 zł/kg. Przed rokiem początek sezonu na te owoce przypadł na 23 maja i wtedy za pierwsze krajowe czereśnie żądano 15–25 zł/kg. W tym roku różnica polegała tylko na tym, że takie ceny osiągnęły importowane czereśnie dobrej jakości (znacznie większe). Ceny krajowych owoców spadły w handlu detalicznym do 5 zł/kg dopiero 10 czerwca. Gdy weźmie się pod uwagę szkody mrozowe, poziom cen mógł rozczarować producentów. Już wcześniej podkreślano jednak, że najbardziej ucierpiały późne odmiany czereśni.

Zarówno truskawki, jak i czereśnie były w czerwcu tak drogie, że ich pojawienie się nie wpłynęło negatywnie na zbyt jabłek. Najlepszym dowodem na to był fakt, że coraz więcej pojawiało się jabłek importowanych, których ceny były porównywalne z krajowymi.

Na początku czerwca sadownicy dyskutowali o intensywności opadania zawiązków jabłek. W wielu sadach potwierdziły się wcześniejsze obawy. Przeważała opinia, że przebieg pogody w czasie kwitnienia był niekorzystny — najpierw było za sucho, potem spadły deszcze, ale było zimno. Wielu producentów oceniało zatem opadanie zawiązków jako intensywne, a nawet bardzo intensywne. Dopiero w tym okresie obserwowano również zrzucanie zawiązków przez drzewa silnie uszkodzone przez mróz (część z nich zamierała). Wydaje się więc, że oczekiwanie rekordowych zbiorów jabłek w tym roku w wielu przypadkach nie znajduje uzasadnienia.

Wysokość oraz dynamika średnich cen owoców (w zł/kg) wybranych gatunków
i odmian na rynku warszawskim — czerwiec 2006/czerwiec 2005


* współczynnik konkurencyjności cenowej (cena jabłek importowanych do ceny jabłek krajowych)
** 'Granny Smith', 'Braeburn'

Related Posts

None found

Poprzedni artykułANTURIUM PO HOLENDERSKU (CZ. II)
Następny artykułWokół akcyzy na mazut dla ogrodników

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.