Różaneczniki na niemiecki rynek |
|
W Konstantynowie Łódzkim ma siedzibę gospodarstwo Jana Ciepłuchy. Choć logo firmy, które powstało kilkanaście lat temu, zawiera różany kwiat, obecnie jej działalność skupia się na krzewach z rodzaju Rhododendron, przede wszystkim różanecznikach. Właściciel (fot. 1) — goszcząc w listopadzie kolegów z ZSzP — zapowiedział, że prawdopodobnie w tym roku zrezygnuje już z produkcji róż, którą ostatnio systematycznie zmniejszał.
Fot. 1. Jan Ciepłucha i uczestnicy zjazdu Związku Szkółkarzy Polskich

|
Różaneczniki J. Ciepłuchy trafiają głównie na rynek niemiecki, jako towar masowy. Warto podkreślić, że szkółkarz ten, jako jedyny przedstawiciel naszej branży, od kilku lat regularnie uczestniczy w roli wystawcy na zagranicznych targach szkółkarskich (IPM, Plantarium). Twierdzi jednak, że coraz trudniej być eksporterem, gdyż ceny, po których można na Zachodzie sprzedać towar, zbliżają się do granicy opłacalności. Materiał wyjściowy, od którego szkółkarz ten zaczyna produkcję, pochodzi z laboratorium kultur in vitro Tadeusza Kusibaba (fot. 2), któremu — jak powiedział J. Ciepłucha — zawdzięcza „najlepszy w Europie asortyment odmian krzewów z rodzaju Rhododendron”.
Fot. 2. Tadeusz Kusiab prezentuje – wywodzący się z jego laboratorium – różanecznik, który rok wcześniej został posadzony w 3-litrowym pojemniku

|
Z kolei T. Kusibab podkreślił, że pan Jan w istocie stworzył dobór różaneczników i azalii w Polsce, płacąc zresztą „frycowe” za testowanie bardzo wielu odmian, z których część nie przeżywała naszych zim. Dość wspomnieć, że kiedyś było ich 70, a dziś jest mniej więcej połowa. Asortyment podlega jednak zmianom i wciąż poszukuje się interesujących nowości. Obecnie obserwowane są m.in. kreacje fińskie, bardzo odporne na mróz, które niestety okazały się wrażliwe na choroby. Jan Ciepłucha podjął też próby wyhodowania własnych odmian. Główne części gospodarstwa to: fitotron (w budynku biurowo-socjalno-gospodarczym), tunele foliowe (o łącznej powierzchni 1 ha) i kontenerownia. Cykl produkcji rozpoczyna się w tym pierwszym pomieszczeniu, do którego trafiają — z ww. laboratorium — mikrosadzonki z zaindukowanymi korzeniami. Są wyjmowane z kolb i przesadzane do kuwet wypełnionych torfem. Osłonięte plastikowymi pokrywami i doświetlane sztucznym światłem ukorzeniają się w fitotronie (fot. 3), a następnie zbiera się z nich kolejne sadzonki wierzchołkowe i ukorzenia również w tym pomieszczeniu. „Młodzież” przenoszona jest później do tunelu, wysadzana z kuwet na zagony gruntowe. Podrośnięte rośliny są następnie wyjmowane z podłoża i umeszczane w skrzynkach, w których ekspediuje się ten towar do klientów (materiał „wyrywany”, fot. 4). Druga część „młodzieży” przesadzana jest z kuwet do pojemników i – po uprawie w tunelu – przenoszona na zewnątrz, do konterenowni.
Fot. 4. Różaneczniki wyjmowane są z zagonów gruntowych i przenoszone do skrzynek

|
|
|
Nowoczesna infrastruktura |
|
Bracia Andrzej i Zbigniew Gałkiewiczowie są przedsiębiorcami ze Rzgowa prowadzącymi różnorodną działalność gospodarczą. Jej częścią jest produkcja drzew i krzewów ozdobnych. Podobnie jak w przypadku firmy J. Ciepłuchy, logo szkółki braci Gałkiewiczów także zawiera kwiat róży, do której nawiązuje również nazwa przedsiębiorstwa — Polros. Obecnie jednak, oprócz krzewów róż, produkuje się w Rzgowie krzewy w pojemnikach (w ubiegłym roku było to ok. 3 mln roślin, głównie iglastych). Tę specjalność rozwinięto po zakupie w 1993 r. gruntów po PGR. Jak powiedział A. Gałkiewicz, 90–95% sprzedawanego obecnie towaru pochodzi z własnej produkcji, a połowa trafia za granicę. Nastawiono się przy tym na klienta masowego, głównie na supermarkety. Zmniejszono zarazem produkcję krzewów w doniczkach P9 na rzecz większych roślin, przede wszystkim w pojemnikach 3-litrowych. W ubiegłym roku na terenie gospodarstwa powstały dwa imponujące obiekty. Po pierwsze hala — centrum logistyczne o powierzchni ok. 1 ha (fot. 5) — zbudowana w ciągu 3 miesięcy.
Fot. 5. Nowe centrum logistyczne firmy Polros

|
Ma ona 9 stanowisk do załadunku samochodów dostawczych i towarzyszy jej centrum roślinne dla odbiorców półhurtowych, które w listopadzie jeszcze nie było zadaszone. Planuje się budowę biur, sali konferencyjnej oraz chłodni przy tej hali, w której towar przygotowywany jest do ekspedycji, między innymi zaopatrywany w etykiety z kodem kreskowym. Drugi obiekt to, kryta płytami poliwęglanowymi, kilkunawowa cieplarnia o powierzchni 0,8 ha służąca do przechowywania zimą krzewów w pojemnikach oraz do przeprowadzania niektórych prac pod dachem (fot. 6). Późną jesienią i zimą w tym pomieszczeniu utrzymuje się temperaturę około 0°C.
Fot. 6. Cieplarnia służąca m.in. do przechowywania roślin zimą

|
|
|
Od szkółki do centrum ogrodniczego |
|
Andrzej Tracz udowodnił, że w Polsce można stworzyć centrum ogrodnicze z prawdziwego zdarzenia i odnieść sukces, pomimo niekorzystnej lokalizacji. Otóż 4 lata temu, w odległym o 15 km od Łodzi Sosnowcu, postawił ładny i funkcjonalny obiekt handlowy (fot. 7), którego zaplecze stanowiła własna szkółka (w sumie 4 ha gruntów).
Fot. 7. Tak latem prezentuje się centrum ogrodnicze Tracz

|
Pierwotnym zamiarem było stworzenie niewielkiego punktu sprzedaży detalicznej przy tej szkółce, ale ostatecznie powstało coś większego, czego nie było nigdzie w okolicy (ogólnie w Polsce trudno znaleźć podobne obiekty). Ze względu na położenie sklepu trzeba było jednak sporo zainwestować w jego reklamę. Jak mówi A. Tracz, przeznaczył na nią fundusze równe wartości dobrego samochodu. Nakłady te się opłaciły — właściciel już w pierwszym roku prowadzenia nowego centrum ogrodniczego wiedział, że będzie ono miało duże powodzenie. Bazując na zagranicznych wzorcach nie ograniczył się do oferowania wyłącznie roślin i akcesoriów ogrodniczych, ale stworzył kompleks 4 pawilonów: sklep, kawiarnię, pracownię projektową (świadczy się dodatkowe usługi — projektowanie ogrodów), biuro z toaletami (także dla klientów). Budynkom tym towarzyszy ogród pokazowy, który dodatkowo zachęca przyjeżdżających do zakupów oraz do spędzania tu wolnego czasu. Inną zaletą sklepu w Sosnowcu jest bogaty asortyment towarów, z których połowa to rośliny. Te ostatnie pochodzą z własnej szkółki oraz 60 innych gospodarstw. W sumie centrum ogrodnicze Tracz zaopatrywane jest przez 250 dostawców. Właściciel podkreśla, że gdyby zaczynał od nowa, większą uwagę zwróciłby na przygotowanie parkingu. Ten, który został zaprojektowany okazał się bowiem zbyt mały, zwłaszcza wiosną, gdy jest największy ruch. Zdecydowano się więc na rozbudowę tej — bardzo ważnej — części centrum ogrodniczego. Planuje się również zaprzestanie produkcji szkółkarskiej i przeznaczenie całych czterech hektarów na punkt sprzedaży, także półhurtowej (coraz większe grono kontrahentów stanowią bowiem firmy urządzające tereny zieleni). Na razie klientami tego centrum ogrodniczego są przeważnie bogatsi łodzianie — rocznie wydawane jest około 60 tysięcy paragonów. Andrzej Tracz obsługuje też mniej zamożnych kupujących, w dwóch własnych sklepach na terenie Łodzi (przy ogrodzie botanicznym i giełdzie kwiatowej). Siłą przedsiębiorstwa wydaje się — poza wyżej wymienionymi czynnikami — także współpraca rodziny A. Tracza. Syn zajmuje się organizacją handlu, córka projektowaniem ogrodów, kuzyni — produkcją szkółkarską na potrzeby centrum ogrodniczego. |