GRUNE WOCHE – STRACONE SZANSE

    Pomiędzy 16 a 21 stycznia trwały w Berlinie Międzynarodowe Targi Grne Woche, czyli Zielony Tydzień — największa w Europie impreza promująca regionalne produkty kulinarne z całego świata. Ten festyn przyciąga co roku około miliona zwiedzających, którzy mają okazję spróbowania napojów i potraw ze wszystkich zakątków naszego globu. Dla wystawców to przede wszystkim szansa sprawdzenia, czy ich produkty odpowiadają niemieckim i europejskim podniebieniom. Cały tydzień jest bowiem jedną wielką degustacją.

    Gość honorowy


    Dla Polski tegoroczna edycja targów była wy­da­rze­niem szczególnym. Byliśmy bowiem w Berlinie go­ściem ho­no­ro­wym, jako największy z krajów, o któ­re poszerzy się Unia Europejska. Dostąpiliśmy za­szczy­tu uczest­ni­cze­nia w ceremonii otwarcia Grune Woche. Kilka tysięcy za­pro­szo­nych VIP-ów oraz przedstawicieli me­diów, obej­rza­ło wy­stę­py zespołu Śląsk oraz wy­słu­cha­ło prze­mó­wie­nia naszego ministra rolnictwa. Relacje z tych uroczystoś­ci przekazały wszystkie ważne niemieckie sta­cje te­le­wi­zyj­ne oraz radiowe. Nie powinno zatem dzi­wić, że po takim wstępie znalazło się wielu chętnych do oso­bi­s­­te­go sprawdzenia tego, co na­praw­dę Polska chce po­ka­zać ber­liń­czy­kom oraz — pośrednio — całej UE. W trak­cie ne­go­cja­cji akcesyjnych próbowaliśmy przecież prze­ko­nać Piętnastkę, jak ważne jest dla nas rolnictwo oraz prze­mysł spożywczy.


    Okazało się jednak, że promować — przynajmniej w mojej opinii — nie potrafimy się wcale. Polska ekspozyc­ja była wprawdzie większa niż w po­przed­nich latach, ale wielkość nie poszła w parze z jakością. W Berlinie mie­li­śmy około 35 stoisk wystawowych, głównie przed­sta­wi­cie­li Wielkopolski, województwa za­chod­nio­po­mor­skie­go oraz kujawsko-pomorskiego, czyli regionów Pol­ski najbliższych niemieckiej granicy. Oficjalne relacje nie­któ­rych polskich mediów mówiły o ogromnym suk­ce­sie i tłumach zwiedzających na polskim stoisku. Tłu­my na­praw­dę były, tylko układ targów sprawił, iż każdy zwie­dza­ją­cy musiał przejść przez polskie stoisko. Naj­waż­niej­szy byłby więc dobry pomysł na zatrzymanie goś­ci.


    Świeczki zamiast owoców i warzyw


    Do Berlina przyjeżdżają firmy z tak odległych za­kąt­ków świata, jak Aus­tralia czy Ameryka Południowa, a zwie­dza­ją­cy są zachwyceni możliwością degustacji gu­la­szu z kangura czy krokodyla, steków z wielbłąda, a potem po­pi­cia posiłku, na przykład, egzotycznym drin­kiem na pe­ru­wiań­skim stoisku. My przywieźliś­my ber­liń­czy­kom tro­chę mięsnych przetworów, nabiału, pie­czy­wa oraz na­po­jów owocowych. Do tego pokazaliśmy — na targach rol­no-żywnoś­ciowych — lniane obrusy, świeczki, lampki z soli ka­mien­nej (fot. 1) oraz skórzane portfele. Zabrakło zu­peł­nie pol­skich owoców i warzyw. Tę branżę re­pre­zen­to­wa­ły 3 fir­my ofe­ru­ją­ce kwaszonki i świeże sałatki (fot. 2), przed­się­bior­stwo przetwarzające owoce na do­dat­ki do sło­dy­czy i jo­gur­tów oraz zakłady Marwit ofe­­­ru­ją­ce świe­ży sok z mar­chwi (fot. 3).



    Fot. 1. Fragment polskiej ekspozycji na targach rolno-żywnościowych




    Fot. 2. Z warzyw przywieźliśmy do Berlina tylko sałatki oraz



    Fot. 3. sok z marchwi


    Tymczasem wa­rzy­wa­mi i owo­ca­mi, świe­ży­mi oraz przetworzonymi (mro­żon­ki, soki, musy i dże­my) chwali­li się nie tylko do­staw­cy z UE (na przy­kład Niemcy — fot. 4 oraz Włosi — fot. 5), ale i z kra­jów kan­dydu­jących oraz Rosji. Brzo­skwi­nie wiś­nie zna­la­zły się, na przykład, na plakatach re­kla­mo­wych Wę­gier (fot. 6), mieszanka warzyw i owo­ców była tłem sto­iska Serbii (fot. 7), a Rosjanie przy­wieź­li jabłka i gruszki pro­du­ko­wa­ne w sadach (m.in. na drze­wach ku­pio­nych w Polsce) z re­gio­nu Kra­sno­da­ru (fot. 8).



    Fot. 4. Ekspozycja odmian jabłek produkowanych w Niemczech




    Fot. 5. Jabłka i ich przetwory z Włoch



    Fot. 6. Plakat Węgier — najczęstrza reklama na targach



    Fot. 7. Warzywa, owoce i wina — wizytówka Serbii



    Fot. 8. Owoce z rosyjskiego Krasnodaru


    Myliłby się ktoś sądząc, iż znajdzie w Berlinie cho­ciaż polski oscypek, który zyskał rozgłos przez biu­ro­kra­tycz­ną walkę o przetrwanie w Unii. Nie chwa­li­li­śmy się pol­ską wsią, nie zapraszaliśmy do naszych go­spo­darstw agro­tu­ry­stycz­nych. Ta forma wypoczynku jest coraz po­pu­lar­niej­sza wśród Niemców, którzy częściej szu­ka­ją powrotu do natury. Kusi ich tak­że wszystko, co eko­lo­gicz­ne oraz zdrowe. Cóż, eko­lo­gicz­nych spe­cja­łów do Berlina nie zabraliśmy. W ze­szłym roku po­wstał Ma­ło­pol­ski Szlak Owocowy. Więk­szość go­spo­darstw uczest­ni­czą­cych w tym programie leży w re­gio­nach turys­tycznych, z wieloma atrakcjami i coraz lepszą bazą tu­ry­stycz­ną. Tylko skąd przeciętny Niemiec może o tym wie­dzieć? W Berlinie łatwiej mu było zna­leźć miej­sca wy­po­czyn­ku w Austrii, Szwajcarii czy na­wet w Bra­zy­lii, aniżeli w Polsce.


    Bez pieniędzy i pomysłu


    Zdaniem przedstawicieli polskiego Ministerstwa Rol­nic­twa, Grune Woche to impreza komercyjna, w której do udzia­łu nikogo siłą zmusić się nie da, a w budżecie pań­stwa nie ma środków na promocję i reklamę. Wa­rzy­wa i owo­ce są bardzo ważne dla naszego kraju, ale że ich nie było, to chyba także wina ogrodników, którzy nie stwo­rzy­li lobby mogącego skutecznie wpływać na dzia­ła­nia MRiRW, tak jak robią to chociażby producenci mle­ka oraz mięsa. W efekcie polska prezentacja zupełnie nie od­da­wa­ła potencjału naszego rolnictwa. Większość firm, któ­re miały reklamować Polskę, wyglądała jakby zna­la­zła się w Berlinie z przypadku. Miało być polskie sto­isko, więc znaleziono tych, którzy chcieli się za­pre­zen­to­wać, zapłacić za swój przyjazd oraz pokryć koszty uczest­nic­twa.


    Brakiem pieniędzy trudno jednak tłumaczyć brak po­my­słu. Nie trzeba przecież od razu tworzyć barwnych, ogromnych prezentacji, na jakie stać Niemcy, Holandię, Francję czy Włochy. Wystarczy spojrzeć na stoiska Wę­gier, Ukrainy, Czech czy Słowac­ji. Ale te kraje aktywnie promują swoje produkty. W każ­dym wy­bra­no już gru­py towarów, które mogą stać się ich narodową wi­zy­tów­ką. Po­la­cy zapy­tani o własny przebój ku­li­nar­ny wciąż naj­czę­ściej wskazują na bigos i pierogi. Nasz mi­ni­ster rol­nic­twa dołączył do tego zestawu maślankę, któ­rą czę­sto­wał unijnych polityków.


    W tym roku nawet borykająca się z ekonomicznymi problemami Bułgaria zaprezentowała swoje specjalności — wina, regionalne sery oraz olejki i przetwory z płat­ków róży. Piwem kusiły Słowacja i Czechy. Rosjanie przy­wieź­li wódki, słoninę, wędzone ryby oraz kwaszone jabł­ka. Niewielkie, ale estetyczne stoisko prezentowało to, co Łotysze uznali za swoje najlepsze produkty eks­por­to­we — zdrowe warzywa i owoce oraz nieskażone kra­jo­bra­zy wsi, a na ekranach telewizyjnych o swoim ło­tew­skim pochodzeniu przypominał znany w świecie mu­zycz­nym zespół Brain Storm (fot. 9). O ofercie Węgier wspo­mnia­łem już wcześniej. Nasi „bratankowie” mają jednak od kilku lat agencję promocji eksportu artykułów rolno-spożywczych, odpowiadającą za wygląd narodowej pre­zen­ta­cji. Agencja dopłaca też tym, których na udział w targach nie stać, a których obecność jest niezbędna dla przedstawienia pełnej oferty handlowej Węgier. W Pol­sce o konieczności powołania takiej instytucji mówi się od lat. Jak dotąd, bez efektów.



    Fot. 9. Najlepsze produkty z Łotwy — nieskażone krajobrazy, warzywa
    i zespół rockowy

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułROZMNAŻANIE IN VITRO DRZEW, KRZEWÓW I BYLIN
    Następny artykułNA RYNKACH – KWIATY CIĘTE I ZIELEŃ CIĘTA

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.