Co „gryzie” polskie sadownictwo?

Na ten temat debatowano podczas konferencji ekonomicznej w Lublinie, która odbyła się 22 marca. Hasła przewodnie do dyskusji zawarto w tytule „Zagrożenia w polskim sadownictwie i problemy ich łagodzenia”. Prof. Eberhard Makosz przedstawił swoje przemyślenia na temat sytuacji na rynku jabłek.

Przybyłych na konferencję gości powitał Rektor UP w Lublinie prof. Zygmunt Litwińczuk. Stwierdził: „zważając na frekwencję widać, że sadownictwo to znacząca branża polskiego rolnictwa (…) O tym, że działania i decyzje podejmowane przez sadowników są słuszne świadczą z pewnością piękne jabłka, które goszczą na stołach nie tylko polskich, ale także zagranicą (…) Jestem zadowolony z faktu, że mury najstarszej po prawej stronie Wisły szkoły wyższej mogą być miejscem spotkania najważniejszych graczy w polskim sadownictwie”.


Prof. Zygmunt Litwińczuk

Konferencję otworzył Tomasz Lipa, pracownik UP w Lublinie oraz prezes TRSK, zwracając uwagę na trudne kwestie, z jakimi dziś boryka się sadownictwo, przede wszystkim na te związane ze zbytem owoców po wprowadzeniu embarga przez Federację Rosyjską. Dodatkowe, wcale niemniejsze, problemy dotyczą także znalezienia pracowników sezonowych i możliwości ich zatrudniania. Podczas konferencji prelegenci próbowali odpowiadać na pytania, jak rozwiązać problemy, z jakimi boryka się branża. Ponieważ jabłka wysokiej jakości są już produkowane, a dobrym przykładem może być np. marka stworzona na Lubelszczyźnie LubApple, to teraz potrzeba pracować nad promocją i zbytem. Niezbędna jest kampania reklamowa na rynku wewnętrznym i na rynkach zagranicznych. Tylko w ten sposób można wypromować i zachęcić konsumentów do spożycia polskich jabłek.


Tomasz Lipa

Po sezonie
Prof. dr hab. Eberhard Makosz podsumował ubiegły sezon 2017 jako słabszy od poprzednich jeśli chodzi o wielkość zbiorów, a to było wynikiem przebiegu pogody. W tym roku nie ma problemu z nadprodukcją, ale w roku ze standardowym przebiegiem pogody w Polsce można zebrać 4-4,5 mln ton jabłek. Niestety w kraju nie ma popytu na tak duże ilości owoców, a i zagranicą rynek jest przepełniony.

Działa bowiem prawo nieubłagalne prawo ekonomii podaży i popytu, i zgodnie z nim, gdy jest nadwyżka jakiegoś towaru na rynku, powstają problemy dla sadowników – spadają ceny i spada opłacalność produkcji. Profesor Makosz przypomniał sezon 2016/17, gdy zebrano 4 mln ton jabłek i wcale nie był to dobry rok dla producentów. Wówczas tylko 25% jabłek udało się sprzedać po cenach zapewniających opłacalność, a w przypadku pozostałych jabłek cena była niska, nie gwarantująca opłacalności produkcji. W bieżącym sezonie – przy zbiorach na poziomie 2,9 mln ton – produkcja sadownicza okazała się nad wyraz opłacalna dla większości uprawiających jabłonie. Niestety – jak mówił dalej profesor Makosz – działania w Polsce polegające na powiększaniu areału nasadzeń jabłoni nie wróżą dobrej przyszłości. Potencjał produkcyjny sadów w kraju jest ogromny – można się spodziewać nawet zbiorów na poziomie 5 mln ton (podobnie jak w USA czy w przypadku południowej półkuli). A takie zbiory oznaczają duże problemy dla branży! Przy tak wysokich zbiorach nadwyżka produkcyjna jest oceniania na 2,5 mln ton, i ta nadwyżka musi być zagospodarowana w przetwórstwie. W Polsce większość sadowników prowadzi sady tak, by owoce były produktem deserowym. Profesor zwrócił uwagę, że jabłka przemysłowe mogą być mniejsze, gorzej wybarwione niż owoce deserowe i tak naprawdę nie ma konieczności ponoszenia wysokich kosztów na zabiegi ochrony czy nawożenie jak w przypadku sadów towarowych dostarczających owoce deserowe.

W Polsce, jak nigdzie indziej na świecie, mamy do czynienia z dwoma kierunkami produkcji jabłek – produkcja owoców deserowych i produkcja owoców przemysłowych (znacznie większa liczba sadowników produkuje jabłka niskiej jakości – przemysłowe – niż te wysokiej jakości – mówił profesor Makosz.

W Polsce od kilku lat istnieje zagrożenie związane z narastającym deficytem siły roboczej. Jabłek przybywa, ze względu na rosnący areał, a także intensyfikację produkcji, ale spada liczba osób zainteresowanych pracą w sadownictwie. Z takimi problemami mieli do czynienia sadownicy także w innych krajach Europy – starali się sobie poradzić z tym problemem poprzez zwiększenie intensywności produkcji, zmechanizowanie zbioru, podniesienie płac.

Największy wpływ na chęć podjęcia pracy przy zbiorze jabłek ma poziom wynagrodzenia, który w Polsce jest najniższy spośród innych krajów – producentów jabłek takich, jak Holandia czy Południowy Tyrol. Prof. Makosz twierdzi, że wzrost wynagrodzenia o 50-100% spowoduje wzrost liczby pracowników chętnych do pracy w sadownictwie. Polska stałaby się konkurencyjna dla pracowników z Ukrainy wobec innych krajów, jak np. Niemcy. Warto jednak pamiętać, że przy wzroście wynagrodzenia dla pracowników sezonowych wzrosną koszty zbioru do co najmniej 6 tys. zł/ha (0,14 euro/kg jabłek). Jeśli poziom wynagrodzenia w Polsce pozostanie na poziomie dotychczasowym, to mogą być problemy z zebraniem na czas wszystkich jabłek w polskich sadach.


Prof. Eberhard Makosz

Zagrożenie z Ukrainy
Zagrożeniem dla polskich jabłek przeznaczanych na rynki eksportowe są te zbierane w sadach ukraińskich. Profesor Makosz potwierdził, że powstają tam faktycznie duże sady w nowoczesnej technologii. Powierzchnia sadów towarowych jest oceniana na 40 tys. ha (wszystkie sady na Ukrainie zajmują 92 tys. ha). Zbiory wahają się od 1-1,2 mln ton, w tym polowa są to jabłka deserowe (20 tys. w tej ilości nadaje się na eksport). Spożycie jabłek na mieszkańca na Ukrainie wynosi 9 kg (w Polsce 13 kg).

Ukraina na dzień dzisiejszy importuje dużo owoców, głównie z Polski, a eksport jest niewielki. Sytuacja może ulec zmianie niebawem. W ostatnich kilku latach założono tam sady towarowe z liczbą 2,5-3 tys. drzew/ha uszlachetnianych na ‘M9’. Powierzchnia takich sadów to ok. 5 tys. ha.

Ukraina, podobnie jak Polska, nie może eksportować owoców bezpośrednio do Rosji. Jeśli chodzi o eksport na inne rynki, nie ma firm wyspecjalizowanych w przygotowaniu owoców do sprzedaży, nie ma obiektów gdzie znajdują się sortownice i linie pakujące, a ponadto brakuje tam także firm zajmujących się eksportem. Brakuje specjalistów zarówno zajmujących się sprzedażą owoców, jak i produkcją.
– W najbliższych latach o swoją przyszłość mogą być spokojni sadownicy, którzy osiągają plon 50 t/ha jabłek dobrych odmian – podsumował profesor Makosz.

Do tematów podejmowanych podczas konferencji będziemy wracać zarówno na portalach, jak i na łamach naszych miesięczników.

Tekst i fot. Dorota Łabanowska-Bury

Related Posts

None found

Poprzedni artykułGrecy produkują szparagi… dla Niemców
Następny artykułWyeksportowali truskawki o wartości 38 mln euro. Gdzie trafiły?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.