Jabłka znalazły się w tytule na drugim miejscu właściwie tylko dlatego, że tak było zręczniej. W rzeczywistości widać już wyraźnie, że sezon zbliża się do końca. Owoców było mniej niż przed miesiącem. I nic dziwnego – pozostały już jedynie te z chłodni, tylko Idared jest z przechowalni. Było go jednak niewiele i najczęściej występował nie pod swoją nazwą. Tego wątku nie rozwijam dalej, bo jest już mocno ”ograny” i ma więcej lat niż te felietony. Szkoda, że nie dociera to do niektórych sprzedających… Ważniejsze jest jednak to, że cena Idareda może uchodzić za indeks obrazujący stan jabłecznego rynku. W detalu kilogram jabłek tej odmiany oferowano prawie po 2 złote (a bywało, że i drożej), w hurcie – kosztował złotówkę, a nawet 1,2 zł/kg (tab. 1). Tego dawno nie było. Ale rynek krajowy ”bierze” te jabłka niechętnie (nawet najładniejsze), zaś ich wysoka cena jest pochodną sytuacji w eksporcie. Ten goni już resztkami: Idared skończył się już w Lubelskiem i na Podlasiu. Takie same wiadomości mam z bliższych i dalszych okolic Warszawy. W Grójcu podobno też końcówka. W wielu miejscach zakończył się już także handel innymi odmianami. Jak się wyraził pewien sadownik: ” W tym roku nie sprzedał chyba tylko ten, co nie chciał, albo ostatnia fujara”.
![]() |
Ostatnie notowania Idareda w eksporcie to 1,07 zł/kg (netto dla producenta). Na Wschód ”zeszło” też sporo Glostera. Ale tu rzecz ciekawa – najchętniej kupowano ”jedynkę” w cenie Idareda. Dorodna ”ekstra” była mniej atrakcyjna, bo zbyt droga. Tylko niektórym udało się ”wydusić” za Glostera do 1,2 zł/kg. Z każdym miesiącem poprawia się i tak już dobry dla producenta stan rynku. W marcu ceny jabłek w warszawskim hurcie i detalu byty o 27% wyższe niż przed rokiem, zaś w kwietniu – o 40% (tab. 2). I znowu detaliści nie zarobili tyle, ile by chcieli. Myślę, że stan rynku, równie dobrze jak liczby, obrazują słowa innego sadownika: ”Co ci będę mówił: w zeszłym roku rwałem za Idareda 40 groszy, a dzisiaj po 34 sprzedaję resztki na przemysł”.
![]() |
Jednym słowem sadownicy są zadowoleni i życzą sobie tylko tego, aby następny sezon nie był gorszy. Ale niewielu wierzy, że tak rzeczywiście będzie. Na bieżącą sytuację trzeba też spojrzeć z pewnego dystansu. Jabłek było mało, jest ich coraz mniej, więc z miesiąca na miesiąc powinny być droższe. I owszem, są, ale tylko w porównaniu z ubiegłym, kiepskim sezonem. Bo gdy porównać kwietniowe ceny hurtowe z marcowymi, to wzrostu nie widać. Sadownicy mówią, że już daje znać o sobie bariera popytu. Przykładowo: łatwiej sprzedać Lobo w pierwszym wyborze po 20 zł za 15-kilogramową skrzynkę, niż wybór ekstra po 25 zł. Tego ostatniego detaliści biorą mniej, bo boją się, że będzie za drogi. A przy tym banany i pomarańcze są w detalu niewiele droższe od krajowych jabłek najwyższej jakości. Tutaj właśnie widać brak skutecznych metod promocji! Szmidt i Łempicki sami niewiele zdziałają, choćby najbardziej chcieli. Zważywszy to wszystko myślę, że trzeba być ostrożnym w prognozowaniu majowych cen. Osobiście nie przewiduję gwałtownego skoku – nie tylko z powodu tanich cytrusów i bananów, ale i nowalijek, których będzie coraz więcej. Skoro już o tym – są już hiszpańskie truskawki. Ale są i polskie z upraw ”sterowanych” (tab. 3), na oko wcale nie gorsze, a w smaku z pewnością lepsze.
![]() |
Ponieważ już prawie ”po handlu” jabłkami, a pod koniec marca ”wybuchła” wiosna, więc coraz częściej myślimy już nie o ubiegłorocznych, ale tegorocznych plonach. W Wielkim Tygodniu trzeba było prysnąć Miedzianem na parcha. Z Podlasia i z okolic Warszawy docierają wieści o szkodach, których narobiła listopadowa zima. Temperatura raptownie spadła w tym okresie z dodatniej do -20°C, a miejscami i poniżej. Skutki – przemarzło wiele podkładek posadzonych jesienią (M 26 też). To samo dotyczy młodych (1-2-letnich) sadów. Najczęściej słyszy się o stratach w Jonagoldach. Niektórzy stracili po kilka tysięcy drzewek. Tu i tam pomarzły też pąki kwiatowe tej odmiany albo krótkopędy. Na to samo wychodzi… Chyba więc mają rację ci, którzy sadzą wiosną – i szkółkę, i sad.