JAK TO Z ”PRZEMYSŁEM” BYŁO?

    Ponad sto lat temu Maria Konopnicka napisała "Jak to ze lnem było?". Była jednak w sytuacji bardziej komfortowej niż polscy sadownicy, którzy w tym sezonie mają do czynienia z trudną z rynkową rzeczywistością. Wydaje się jednak, że nie do wszystkich to jeszcze dotarło.




































    Cóż bowiem można powiedzieć o kimś, kto kalkulację przychodów z sadu jabłoniowego oparł na cenie jabłek przemysłowych i spodziewał się, że ich ubiegłoroczne notowania utrzymają się także w tym sezonie? Melchior Wańkowicz znalazł na to znakomite określenie — chciejstwo. Już na ubiegłorocznej konferencji w Lublinie owemu „chciejstwu” zdecydowanie przeciwstawiał się profesor Makosz, pisałem o tym również ja (patrz HO 3/2000). Nic jednak się nie zmieniło, a temat ten nadal jest (i pewnie będzie jeszcze kilka lat) aktualny. Korzystne ceny jabłek przemysłowych w ubiegłym roku były wynikiem braku tych owoców w Europie. W tym roku jabłek dla przetwórstwa jest pod dostatkiem nie tylko na naszym kontynencie, ale również w Chinach i USA.W efekcie w Polsce skupowano je za bezcen, spadły także ceny koncentratu soku jabłkowego (ksj). Sytuacja na rynku załamała się gwałtownie. Jeszcze we wrześniu za polski ksj można było uzyskać na rynku niemieckim 2,6–2,7 DEM/kg, na początku października — jedynie 1,25 DEM/kg. Nie pomogło nam nawet obniżenie produkcji i eksportu tego towaru w ostatnich dwóch latach, a należymy przecież do światowych liderów w tej branży. Co więcej, wielu ekspertów uważa, że ubiegłoroczne, rekordowo wysokie ceny owoców przemysłowych i ksj, przyczyniły się do „przegrzania” koniunktury i stały się jedną z przyczyn obecnego stanu rynku. Należy zresztą przypomnieć, że nawet rok temu ceny jabłek przemysłowych, choć najwyższe w całym dziesięcioleciu, nie zapewniały opłacalności produkcji tych owoców.
    Przedstawiona sytuacja po raz kolejny pokazuje, jak rozchwiany i chimeryczny jest rynek polskich owoców przemysłowych. W tym roku dowiodły tego zresztą nie tylko jabłka, ale również truskawki i… czarne porzeczki. Obecna znakomita koniunktura nie będzie trwała wiecznie (przypomnijmy sobie, co działo się na początku lat 90. i nieco później) i — jeżeli nie wprowadzi się rozwiązań systemowych — cenowe „kominy” będą nas nadal nękały.



    Polskie stanowisko negocjacyjne…
    …zaprezentowane w rokowaniach z Unią Europejska w sektorze owoców i warzyw budzi nadzieje. W krajach Wspólnoty niektóre rodzaje przetworów (między innymi z pomidorów, śliwek i winogron) są — w ograniczonym zakresie — wspierane z budżetu UE. W uproszczeniu przedstawia się to tak, że jeżeli owoce i warzywa, które służą jako surowce do produkcji tych przetworów, są w UE droższe niż w państwach spoza tej organizacji, to zakład, skupujący surowce unijne, otrzymuje z Brukseli pewne środki finansowe celem utrzymania konkurencyjności produkcji. Warunkiem otrzymania tej pomocy jest jednak zakup surowca od producentów po cenach nie niższych niż minimalne wyznaczane corocznie przez odpowiednie agendy Unii. Polscy negocjatorzy chcą, aby tym systemem objąć tak ważne dla nas produkty, jak mrożonki z malin, truskawek, czarnych i czerwonych porzeczek oraz wiśni, a także ksj. Jeśli UE wyrazi zgodę, to polscy producenci tych owoców nareszcie będą wiedzieli, jakich cen skupu mogą się spodziewać w najbliższym sezonie. Inaczej mówiąc, umożliwi to sadownikom jakieś planowanie. Ale ich zadaniem będzie wtedy sporządzenie i wprowadzenie w życie takiej kalkulacji ekonomicznej, która pozwoli „zmieścić się” w cenie minimalnej. Nie oznacza to jednak, że uda się to zawsze i wszystkim.
    Niezależnie od tego, jak zakończą się negocjacje, już teraz można stwierdzić, że konkurencyjność polskich przetworów owocowych na rynku unijnym znacznie się poprawi po wprowadzeniu w życie ustaleń o liberalizacji handlu. Wszystkie wymienione wyżej przetwory od 1 stycznia 2001 roku będą mogły być eksportowane do Wspólnoty bez cła i ograniczeń ilościowych. Jedynym wyjątkiem są wiśnie, na które wprowadzono roczny kontyngent — 30 250 ton — o około 10 000 ton niższy od polskiego eksportu w ostatnich latach.



    Medialny upadek eksportu jabłek
    Nie jest tajemnicą, że tej jesieni sadownicy są raczej w kiepskim nastroju. Nie poprawia go z pewnością dość uporczywie głoszona przez niektórych dziennikarzy teza, według której od kilku lat eksport jabłek na Wschód zamiera. Jak to wygląda w świetle danych GUS i CIHZ? W 1997 roku wyeksportowaliśmy do krajów Europy Środkowowschodniej 137 000 ton jabłek deserowych, w 1998 r. — 159 000 ton, w 1999 r. — 122 700 ton, a w pierwszym półroczu roku bieżącego 134 800 ton, znacznie więcej niż w całym minionym roku. Dane za ostatnie półrocze są sumaryczne i obejmują również jabłka przemysłowe. Tych jednak z reguły eksportujemy w tamtym kierunku bardzo niewiele. Trudno przypuszczać, aby po sezonie 1999/2000, w którym owoców przemysłowych u nas brakowało, ten stan uległ zmianie. Z analizy powyższych danych można co najwyżej wyciągnąć wniosek, że wielkość eksportu waha się zgodnie z wysokością zbiorów w Polsce i możliwościami płatniczymi naszych partnerów. Nie można natomiast twierdzić, że mamy do czynienia z drastycznym spadkiem czy też upadkiem eksportu. Sytuacja w bieżącym sezonie jest typowa dla okresu jesiennego, to znaczy, że jabłek praktycznie za granicę nie sprzedajemy. Wcześniej można było sądzić, że eksport rozpocznie się (jak w ubiegłym sezonie) w listopadzie, grudniu. Podstawę dla takiego sądu dawały fatalne prognozy zbiorów jabłek w Rosji. Dopuszczały one spadek zbiorów nawet o 40% w stosunku do średniej wieloletniej. I rzeczywiście, prognozy okazały się fatalne, ale w zupełnie innym sensie — w Rosji zbiory będą o około 10% wyższe od ubiegłorocznych. Na nasze szczęście, zarówno tam, jak i w innych krajach regionu, zaplecze przechowalnicze raczej się nie poprawiło. Dlatego po Nowym Roku zapewne wszystko będzie jak zwykle.



    Wiosna nasza?
    Takie prognozy sytuacji na polskim rynku jabłek słyszy się teraz od sadowników posiadających chłodnie. Dość powszechne jest wśród nich przekonanie, że koniunktura poprawi się na wiosnę. Kto może, ten wstrzymuje się ze sprzedażą owoców. Inni wyznaczają sobie minimalne ceny zbytu, poniżej których także nie sprzedają. Znane mi notowania takich cen oscylują pomiędzy 1,1–1,2 zł/kg (w hurcie) i są dużo wyższe od obecnej średniej (tabela).
    Nawet jeśli rację mają ci, którzy twierdzą, że zbiory jabłek będziemy mieli na ubiegłorocznym poziomie, to i tak w prognozach dotyczących wiosny zmieni się niewiele. Jabłek deserowych raczej nie przybędzie. Znacząco wyższy będzie bowiem udział owoców przemysłowych w zbiorach. Pierwsze prognozy przewidują, że produkcja ksj może być o 30% większa niż w ubiegłym sezonie.







    WYSOKOŚĆ ORAZ DYNAMIKA ŚREDNICH CEN OWOCÓW WYBRANYCH GATUNKÓW I ODMIAN NA RYNKU WARSZAWSKIM – LISTOPAD 2000/LISTOPAD 1999: * – współczynnik konkurencyjności cenowej (ceny jabłek importowanych/ceny jabłek krajowych), x) – odmiana 'Granny Smith’


    Wzrost cen jabłek deserowych jest więc nadal prawdopodobny. Można się natomiast spierać co do jego skali. Osobiście przestrzegałbym przed nadmiernym optymizmem. Po pierwsze, możliwy jest kolejny wzrost importu owoców południowych. W pierwszym półroczu nie przybyło wprawdzie bananów, ale sprowadzono o około 30% więcej cytrusów i można oczekiwać, że ta tendencja utrzyma się również w drugiej połowie roku. Po drugie, obecne notowania owoców importowanych (patrz tabela) wprawdzie rosną, ale przyrosty cen niewiele przekraczają stopę inflacji (około 10%). Bez większego ryzyka można więc przyjąć, że faktycznie ceny te prawie się nie zmieniły. Po trzecie — i bodaj najistotniejsze — z ważniejszych gatunków sprowadzanych z UE do Polski, od 1 stycznia 2001 obciążone cłem (15%) będą tylko brzoskwinie i nektaryny. Cytrusy, banany i winogrona deserowe można będzie sprowadzać bez cła. A w takim razie trudno oczekiwać wyższych cen tych owoców, dalszy wzrost importu jest natomiast prawdopodobny. Wszystko to sprawia, że owoce południowe raczej umocnią się na pozycji znaczącego konkurenta dla krajowych jabłek.



    Minorowo w szkłókach
    Już wkrótce po majowych przymrozkach przewidywano, że tegoroczny sezon szkółkarski nie będzie udany. Potwierdzają to komentarze producentów drzew z Mazowsza. Popyt na materiał był jesienią mały, podobnie jak i ceny (drzewek dobrej jakości): jabłonie (niezależnie od podkładki) — 4 zł, wiśnie — 4 zł, brzoskwinie — 5 zł, śliwy węgierki — 6 zł, inne — 4 zł. Przewiduje się, że sporo drzewek może pozostać w gospodarstwach. Świadomi tej sytuacji szkółkarze robią, co mogą: ogłaszają się w prasie, rozsyłają do sadowników oferty, zawierające korzystne warunki sprzedaży, itd. Taka sytuacja stanowi znakomitą okazję do zaopatrzenia się w dobry materiał po niskich cenach. Jest to jednak oczywiście okazja dla tych nielicznych sadowników, których w tym roku na to stać. Ale oznacza to również, że najprawdopodobniej nie mylą się ci, którzy przewidują umiarkowaną podaż jabłek deserowych odmian zimowych i wzrost ich cen.

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułPĘDZENIE TULIPANÓW – część II
    Następny artykułNIE MAMY INNEGO WYBORU

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.