O NEGOCJACJACH ZAMIAST NEGOCJACJI

    W siedzibie Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi odbyło się kolejne spotkanie organizacji ogrodniczych (czytaj też HO 5/2002), tym razem z przedstawicielami branży przetwórczej. Głównym celem miało być pogodzenie zwaśnionych stron i wypracowanie kompromisu w kwestii cen skupu owoców i warzyw. Nie udało się nam niestety uzyskać zaproszenia na salę obrad, gdyż — według przedstawicieli ministerstwa — "takie spotkania nie lubią rozgłosu w mediach". Poruszane w Warszawie problemy dotyczyły jednak większości polskich ogrodników, więc od nich uzyskaliśmy kilka informacji o przebiegu dyskusji.

    Do gmachu ministerstwa przybyło około 150 osób z polskich organizacji ogrodniczych, zrzeszeń producentów owoców i warzyw oraz branży przetwórczej. Głównym tematem rozmów miała być niska cena jabłek przemysłowych (w maju w rejonie warecko-grójeckim skupowano je po 7 gr/kg, później proponowano nawet 4 gr/kg!), sadownicy liczyli na pojawienie się przedstawicieli największych zakładów owocowo-warzywnych, których większość należy obecnie do kapitału niemieckiego. Niestety, nie po raz pierwszy, okazało się, że nie są one zainteresowane rozmowami ani negocjacjami — grójeckie owocowe „zagłębie” reprezentował zaledwie jeden zakład. Nie można się też temu specjalnie dziwić — dopóki będą chętni do sprzedaży jabłek po 7 groszy, po co płacić więcej? Większość uczestników spotkania wyszła z niego rozczarowana. Zamiast negocjacji cen skupu jabłek, rozmawiano przede wszystkim na temat negocjacji rolnych w Brukseli. Pewnie dlatego, że jednym z przedstawicieli rządu był na sali wiceminister Jerzy Plewa, obecnie odpowiedzialny za pertraktacje z UE w branży rolnej. Według niego, w negocjacjach dzieje się dużo, ale postępy są niewielkie. ? Do tej pory nie określono dla Polski limitu produkcji pomidorów dla przetwórstwa. Ubiegamy się o 194 000 ton (w latach prosperity produkowaliśmy ich 300 000 ton), ale Unia zarzuca nam brak wiarygodnych danych potwierdzających wielkość upraw w ostatnich kilkunastu latach. To dobry przykład, jak ważne są dane o wielkości produkcji ogrodniczej (my wciąż jeszcze najczęściej posiłkujemy się szacunkami lub prognozami). ? Druga ważna informacja z Brukseli — Komisja Europejska nie chce się zgodzić na objęcie wspólnotową organizacją rynku owoców miękkich oraz jabłek dla przetwórstwa. Argumentuje to faktem, że pociągnęłoby to dodatkowe wydatki z unijnego budżetu dla rolnictwa, a takie postępowanie byłoby sprzeczne z obecnymi koncepcjami ograniczania Wspólnej Polityki Rolnej. Zdaniem obecnego na sali posła Dariusza Grabowskiego, to kolejny przykład niechęci włączenia do Wspólnej Polityki Rolnej tych dziedzin polskiego rolnictwa, które byłyby najbardziej konkurencyjne w stosunku do unijnego. Szansą na zmianę unijnej polityki wobec rolnictwa może się okazać niedawna decyzja administracji Stanów Zjednoczonych, wprowadzająca dotacje dla amerykańskich farmerów, którym coraz trudniej konkurować z rolnikami unijnymi — do 2004 roku amerykańscy sadownicy, głównie producenci jabłek, mają otrzymać 90 mln USD pomocy. ? Polscy negocjatorzy walczą też o jak najmniej restrykcyjne wymagania dotyczące działalności grup producenckich. Unia argumentuje, że jak na europejskie warunki jesteśmy dużym krajem i nie można naszym grupom producenckim stawiać minimalnych wymagań. Optymistyczny wariant terminu akcesu Polski do Wspólnoty to 1 stycznia 2004 r., czyli mniej niż za półtora roku. A wtedy cała pomoc dla polskiego ogrodnictwa będzie kierowana przez uznane grupy producenckie. W tym miejscu należy poinformować, że pod koniec maja mieliśmy w Polsce jedną uznaną grupę producencką. Według uczestników spotkania, w ministerstwie padło wiele gorzkich słów pod adresem wielkich zakładów owocowo-warzywnych, należących do obcego kapitału. Zarzucano im praktyki monopolistyczne na polskim rynku. Niektórzy proponowali — nierealne w gospodarce rynkowej — ustawowe wprowadzenie minimalnych cen skupu lub zasad kontraktacji. Większość organizacji sadowniczych rozumie już, że tych problemów nie da się rozwiązać przy pomocy ustaw i rozporządzeń; aby odbudować więź pomiędzy dostawcami i odbiorcami surowców trzeba siąść przy wspólnym stole i rozmawiać. Na przykład, kontraktacja jabłek przemysłowych jest tylko kwestią czasu, ale aby skrócić ten okres sadownicy muszą działać wspólnie (o tym, że potrafią, świadczą przykłady z ostatnich 2 lat). W obecnej sytuacji wydaje się, że jedyną realną drogą wymuszenia opłacalnych cen jest postawienie przetwórczych potentatów w obliczu strat finansowych poprzez zaprzestanie dostarczania surowców. Chwalono natomiast polskie zakłady przetwórcze (za wzór stawiano Hortino Leżajsk), które starają się wprowadzać kontraktację, często gwarantują ceny minimalne, choć trudno im poradzić sobie na rynku bez zaplecza kapitałowego jakim dysponują potentaci. Polskie przetwórnie nie mają żadnych ulg ani wsparcia, problemem jest dla nich mocna złotówka (4 lata temu 1 dolar kosztował 4,5–4,7 zł, obecnie około 4 zł), drogie kredyty oraz wysokie podatki. Trzeba sobie jednak uświadomić, że kiedy kilka lat temu najlepsze zakłady przetwórstwa owocowo-warzywnego w Polsce przechodziły pod zarząd obcego kapitału, niewielu ogrodników protestowało. Dzisiaj na odwrócenie tej sytuacji jest już za późno. Pozostaje jedynie konsolidacja środowiska, prowadzenie rozmów „jednym głosem” oraz organizowanie się we wciąż powszechnie nieakceptowane i mało chciane grupy producenckie. Te ostatnie, według przedstawicieli rządu, są jedyną drogą do wykorzystania pomocy unijnej oraz poprawy konkurencyjności polskich produktów. Obecnie większość indywidualnych producentów jest negocjatorami cen. To z kolei prowadzi do polsko-polskiej konkurencji, zarówno na rynku krajowym, jak i zagranicznym. Z takiej okazji korzystają przede wszystkim pośrednicy, którzy przechwytują zyski. Potwierdzeniem mogą być notowania owoców i warzyw oferowanych przez polskich pośredników odbiorcom zagranicznym, często trzykrotnie przekraczające ceny uzyskiwane przez producentów. Według ministra Plewy, w obecnych warunkach liczy się przede wszystkim dostęp do sieci dystrybucji, cła i ceny odgrywają natomiast coraz mniejszą rolę. Dlatego uczmy się od Holendrów „najpierw sprzedawać towar, a dopiero potem zastanawiać się jak go wyprodukować”.

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułPOD HASŁEM ZMIAN
    Następny artykułSMNUTNY REKORD

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.