W tym roku jabłonie nie tylko zakwitły w kwietniu, ale (przynajmniej na Mazowszu) również w tym samym miesiącu przekwitły. Takie anomalie klimatyczne zwykle nie kończą się niczym dobrym i tak też stało się tej wiosny.
W tym roku jabłonie nie tylko zakwitły w kwietniu, ale (przynajmniej na Mazowszu) również w tym samym miesiącu przekwitły. Takie anomalie klimatyczne zwykle nie kończą się niczym dobrym i tak też stało się tej wiosny. Pierwsze przymrozki wystąpiły w najgorszym momencie, czyli zaraz po zakończeniu kwitnienia, kiedy zawiązki są najbardziej wrażliwe na mróz. Fatalna okazała się noc z 2 na 3 maja — na Podlasiu, Mazowszu i Lubelszczyźnie temperatura spadła do –7, – 8°C. Skutki nie dały na siebie długo czekać — na Podlasiu tylko w pojedynczych sadach można się spodziewać prawie normalnych plonów. Właściciele innych oceniają, że zbiorą nie więcej niż 10–20% tego, co zwykle. Podobnie jest na Lubelszczyźnie, chociaż tam niektóre sady uratowała urozmaicona rzeźba terenu, te na pagórkach ocalały. Rejony Wilgi i Serocka to równiny i tam, niestety, straty ocenia się na 80–90%. Nieco lepiej jest koło Sochaczewa, gdzie sadownicy liczą na 25–30% przeciętnych plonów. W zagłębiu grójecko-wareckim sytuacja zróżnicowana. W okolicach Grójca i na południe (aż po gminę Lipsko) szkody są równie duże jak na Podlasiu, natomiast w rejonie Białobrzegów i Warki wymarzło 30–40% kwiatów. W Sandomierskiem stan sadów uznawano w tym roku za lepszy niż po zeszłorocznych przymrozkach. Przypomnę zaś, że wtedy szacowano straty na 50% kwiatów i zawiązków, co przy obfitym kwitnieniu nie powinno stanowić dużego problemu. Uszkodzeń przymrozkowych nie zanotowano w Wielkopolsce, na Dolnym Śląsku oraz na południu kraju (z wyjątkiem dolin rzek). W sumie sytuacja oceniana jest jako porównywalna z 1990 rokiem, a więc poważna. Wtedy zebraliśmy w Polsce 812 000 ton jabłek. | |
Ile zbierzemy teraz? | |
Optymiści utrzymują, że około 1,5 mln ton, czyli mniej więcej tyle, ile w ubiegłym roku, gdyż kwitnienie w tym roku było bardzo obfite, a zwykle pierwsze oceny strat bezpośrednio po przymrozkach bywają przesadzone. Pesymiści mówią zaledwie o milionie ton, przypominając, że drzewa kwitły wprawdzie obficie, ale bardzo krótko i w warunkach mało sprzyjających kiełkowaniu pyłku, gdyż było bardzo sucho. W połowie czerwca na Mazowszu i Podlasiu można było mówić o suszy hydrologicznej. W takich warunkach mniej uszkodzone zawiązki owoców mają małe szansę na regenerację. Myślę, że tym razem bliżsi prawdy są pesymiś-ci, nawet gdy weźmie się poprawkę na to, że obecne polskie sady jabłoniowe bardzo zmieniły się od 1990 roku. Za pesymistyczną opcją przemawia, niestety, jeszcze jedno — druga fala przymrozków w „zimnych ogrodników”. U częś-ci zawiązków, która się utrzymała, zmarzły zalążnie. W mniej nowoczesnych, niż jabłoniowe, sadach gruszowych i pestkowych trzeba się liczyć z bardzo poważnymi stratami. Drzewa pestkowe dla uzyskania dobrego plonu wymagają zawiązania 30–40% kwiatów (jabłonie karłowe — około 20%). W większości rejonów ocenia się, że w tej grupie sadów przemarzło 80–90% kwiatów i zawiązków. Wiele wskazuje na to, że drugi z rzędu rok z przymrozkami i trzeci już z dość niskimi zbiorami jabłek wpłyną na sytuację w większości sadów i gospodarstw. Z powodu znacznie mniejszej niż zwykle ilości owoców, drzewa będą zapewne silnie rosły. Oznacza to, że jabłka utracą szansę na dobre zaopatrzenie w wapń. Duże uszkodzenia przymrozkowe w ciągu najbliższych lat przypomną więc wielu sadownikom o problemie przemienności owocowania i konieczności jej przeciwdziałania. Brak środków finansowych zahamuje w wielu gospodarstwach restrukturyzację sadów oraz wszelkie inwestycje. Już teraz jest to widoczne w odniesieniu do chłodni. Zmuszeni koniecznością, liczni producenci rezygnują z planów budowy czy modernizacji tych obiektów. Po doniesieniach o rozmiarach szkód przymrozkowych już w czerwcu za kilogram jabłek trzeba było w warszawskim handlu detalicznym zapłacić o około 0,5 złotego więcej. Przewidywane wysokie ceny oznaczają wprawdzie rynek producenta, ale tylko dla tych, którzy będą mieli owoce. Pozostali (czyli większość) nie będą inwestowali także i w rynek, co znaczy, że jego organizacja nie poprawi się szybko. W obecnej sytuacji trudno oczekiwać od sadowników szybszego zrzeszania się w grupy, co jest koniecznym warunkiem takich zmian. Rynek zorganizują więc inni, ale z korzyścią dla siebie. Jeśli sprawdzą się przewidywania o małej produkcji krajowych owoców, to lukę w podaży wypełnią owoce importowane. Dla krajowych oznacza to utratę sporych obszarów zarówno rynku własnego, jak też rynków wschodnich. Straty te trzeba będzie w następnych latach odrobić. To zaś będzie dużo łatwiejsze dla grup marketingowych niż dla pojedynczych sadowników. |