RÓŻNE, A JEDNAK PODOBNE

    Końcówka lata i początek jesieni to dla ogrodników pracowity okres, nie tylko ze względu na trwające zbiory owoców i warzyw, ale i z powodu wielu Dni Otwartych, targów oraz wystaw branżowych. Nie wszędzie uda się dojechać, należy więc zastanowić się, gdzie warto. Najbardziej znaną imprezą targową pozostaje w świadomości polskich producentów Polagra Farm. Dla wielu wciąż po prostu nie wypada tam nie być. Wydaje się jednak, że chociaż ta impreza od kilku lat ewoluuje w dobrym kierunku, wciąż — przynajmniej w części ogrodniczej — nie może się odnaleźć. Chciałbym więc zwrócić uwagę na dwie wystawy, które choć, moim zdaniem, zupełnie odmienne tematycznie, mają wspólną cechę — sukces już osiągnęły. Warszawską Międzynarodową Wystawę "Zieleń to Życie" oraz organizowane w Tłokini Kościelnej koło Kalisza Krajowe Dni Ogrodnika warto odwiedzić.

    „Zieleń to życie”


    Tegoroczna wystawa to już XII edyc­ja tej imprezy. Zorganizowano ją w Centrum Expo XXI w Warszawie, 27–29 sierpnia pod hasłem „Bawmy się w ogród”. „Zieleń to Życie” jest wprawdzie imprezą typowo szkółkarską, warto ją jednak odwiedzić choćby po to, aby poczuć, że przynajmniej ta branża polskiego ogrodnictwa jest już dobrze znana poza granicami. W tym roku na ponad 8000 m2 znalazły się ekspozycje około 200 wystawców — z Polski, Belgii, Czech, Francji, Holandii, Niemiec, Rosji, Słowacji i Włoch. Zarówno liczba wystawców, jak i powierzchnia ekspozycji pobiły więc dotychczasowe rekordy.


    Marketing we własnych rękach


    Jak na niewielu polskich imprezach ogrodniczych, na warszawskiej wystawie szkółkarskiej można mieć satysfakcję z bycia Polakiem. Nasze drzewa, krzewy i byliny nie ustępują bowiem produktom zagranicznym ani jakością, ani formą prezentacji. Z polskimi warzywami, owocami i roślinami ozdobnymi wciąż jest ina­czej. Pod względem jakości większość z nich również nie ustępuje już produktom zachodnim. Tak przynajmniej uważa spora część polskich producentów. Problem tkwi jednak w tym, że naszych produktów nie znają zachodni odbiorcy. Dopiero od kilku lat próbujemy je pokazywać, na przykład na Polagrze w ramach Horti-Logistyki. Brakuje jednak wspólnego działania na etapie promocji. Szkółkarze stworzyli prężnie działający Związek Szkółkarzy Polskich, którego komórka — Agencja Promocji Zieleni — dba o obecność polskich roślin na europejskim rynku, oraz o to, aby były tam widoczne. Robi to za pieniądze polskich szkółkarzy, członków ZSzP. Producenci warzyw, owoców i roślin ozdobnych zrzeszeni są w wielu różnych organizacjach, które często ze sobą konkurują i próbują — najczęś­ciej nieskutecznie — promować te produkty „każda po swojemu”.
    W efekcie powstają nowe imprezy, które „umierają” po pierwszej edycji, albo z roku na rok tracą na znaczeniu. Często słychać narzekania producentów na brak polskiej reprezentacji na ważnych targach zagranicznych.
    W tych opiniach pobrzmiewają głosy, że „ktoś (na przykład Ministerstwo Rolnictwa) powinien o to zadbać”.
    W rzeczywistości tak nigdy nie będzie, dopóki wzorem Związku Szkółkarzy Polskich, nie powstanie, na przykład, Związek Ogrodników Polskich, który — z funduszy uzyskanych ze składek członkowskich — zadba o marketing i reklamę polskich warzyw, owoców czy roślin ozdobnych.


    Każdy klient jest ważny


    Większość pokazanej na wystawie „Zieleń to Życie” oferty stanowiły rośliny (fot. 1) — towar prezentowany przez szkółkarzy przeznaczony dla centrów ogrodniczych, marketów z artykułami dla domu i ogrodu oraz odbiorców instytucjonalnych (zieleni miejskiej, firm urządzających tereny zieleni). Sami szkółkarze mogli przyjrzeć się maszynom oraz środkom i technologiom produkcji. Najważniejsi w całym łańcuchu produkcyjno-handlowym odbiorcy finalni — amatorzy poszukujący roślin do swoich ogrodów — mogli zobaczyć nowe odmiany drzew, krzewów oraz bylin, niektóre pomysły na ich zastosowanie (przykładowe aranżacje ogrodowe). Dla tej grupy ważny był też kiermasz, który — choć utrudnia życie wystawcom szukającym przede wszystkim odbiorców hurtowych — przyciąga klientów (nic tak ich nie denerwuje, jak brak możli­wości kupienia na miejscu czegoś, co spodobało się na wystawie). Zwyk­łych „oglądaczy” nie można lekceważyć, gdyż to ich zainteresowanie roślinami przekłada się na zakupy dokonywane przez detaliczne punkty sprzedaży. Wystawcom ułatwiał życie dzień branżowy — pierwszy z trzech trwania imprezy. Wtedy też była szansa na kontakty z przedstawicielami „zielonej branży” z całej Europy, w tym z najważniejszymi dla naszych szkółkarzy — odbiorcami ze Wschodu (docierają już do Warszawy praktycznie ze wszystkich krajów byłego Związku Radzieckiego) oraz Europy Środkowej (Czech, Węgier i Słowacji).



    Fot. 1. Większość oferty wystawy „Zieleń to Życie” stanowiły roś­liny



    Kreowanie rynku zbytu


    Szkółkarze od lat starają się poszukiwać sposobów zagos­podarowania swojej produkcji. Drzewa, krzewy i byliny z polskich szkółek sprzedawane są w kraju i za granicą, trafiają jednak przede wszystkim do klientów indywidualnych oraz firm urządzających tereny zieleni. Z trudem udaje się natomiast dotrzeć z materiałem szkółkarskim, zwłaszcza tym większym, do administratorów oraz osób zarządzających zielenią w miastach i gminach. Z myślą o nich wystawie towarzyszyła więc konferencja „Zielone miasto — dziedzictwo i przyszłość”, podczas której organizatorzy starali się propagować rozwiązania i nowe technologie w zakresie utrzymania i rozwoju zieleni w miastach, oraz wizerunek zieleni jako wartości podnoszącej jakość życia mieszkańców. Zwiedzający wystawę mieli natomiast możliwość obejrzenia drzew alejowych produkowanych przez polskie szkółki, na jednym ze stoisk opatrzonych napisem „takie drzewo kosztuje tylko tyle, co kilka metrów kwadratowych nawierzchni, która je otacza” (fot. 2). To dobry chwyt marketingowy, gdyż w ten sposób mieszkańcy miast zyskują wiedzę o tym, jakie drzewa mogłyby się pojawić w polskich miastach (zamiast materiału, który sadzi się tam obecnie). Być może, ta wiedza zaowocuje
    w przyszłości presją społeczną na lokalne władze. Wygląd zamieszkiwanej okolicy staje się bowiem coraz ważniejszy dla wielu osób.



    Fot. 2. W ten sposób szkółkarze promują duże okazy drzew



    Na marginesie tego akapitu warto chyba odnotować, że dla wielu Polaków znaczenia nabiera też jakość żywienia. Polscy ogrodnicy oferują sporo warzyw i owoców produkowanych metodami integrowanymi, a więc z użyciem jak najmniejszej iloś­ci nawozów oraz środków ochrony.
    O istnieniu takich produktów wiedzą jednak tylko ich producenci oraz odbiorcy hurtowi. Przeciętny nabywca nie wie, na przykład, co oznacza znak IPO na jabłkach w supermarkecie, a uświadomić nabywcy nie ma na razie kto. Do tego celu potrzebna byłaby kampania marketingowa, za którą ktoś musiałby zapłacić.


    Nie tylko drzewa i krzewy ozdobne


    Sukces wystawy „Zieleń to Życie” przyciąga do udziału w imprezie nie tylko właścicieli szkółek roślin ozdobnych, ale także materiału sadowniczego. W tym roku swoje stoiska miało w War­szawie, na przykład licencjo­no­wa­ne gospodarstwo szkółkarskie Krystyny Krzewińskiej (fot. 3) promujące, między innymi, nowe — w tym bezkolcowe — odmiany agres­tu. Podkładki wegetatywne i generatywne drzew owocowych oferował Ireneusz Jędrzejewski. Możliwoś­ci zbytu w Polsce poszukiwali niemieccy dostawcy karłowych odmian ozdobnych drzew owocowych pod marką Obstzwerge® — jabłoni, grusz, wiśni, czereśni i brzoskwiń — przeznaczonych do uprawy w pojemnikach na balkonach i tarasach (fot. 4).
    Ten segment szkółkarskiego rynku jest jeszcze w Polsce słabo zagospo­darowany. Rośliny w 5- lub 10-lit­rowych pojemnikach z kolorową etykietą — mimo wysokich cen — mają więc szanse na sprzedaż, gdyż ze względu na pokrój są dekoracyjne również poza okresem owocowania.



    Fot. 3. W Warszawie pojawiły się także szkółki owocowe




    Fot. 4. Owocowe drzewa ozdobne — tę niszę polskiego rynku chcą zapełnić Niemcy



    Na wystawie nowości bylinowe prezentowały także firmy hodowlane, których najważniejszymi odbiorcami są producenci „rabatówki”, również odwiedzający „Zieleń to Życie”. Nowe odmiany bylin prezentowały, między innymi, Plantpol Zaborze, Florensis czy Syngenta Seeds. Ostatnia z tych firm promowała w interesujący sposób (fot. 5) wiele gatunków bylin, które, zamiast w tradycyjnym dwuletnim cyklu uprawowym, można wyprodukować w ciągu jednego roku i uzupełniać nimi asortyment roślin do dekoracji skrzynek balkonowych czy tarasowych pojemników. Specjaliś­ci z Plantpolu (ich byliny oferowane są w ramach programu „Combo”) namawiali producentów „rabatówki” do odejścia od oferowania bylin w — dominujących na naszym rynku — doniczkach P9, na korzyść pojemników o średnicy 12 cm.
    Takie duże egzemplarze bardziej zwracają uwagę nabywców. Bylinowa propozycja Florensis to z kolei program „Inspiracje”, lansujący komplety bylin na okres wiosny, lata oraz jesieni.



    Fot. 5. Byliny do skrzynek balkonowych (tu oferowana przez firmę Syngenta Seeds lawenda 'Blue Scent’, kwitnąca w pierwszym roku produkcji)



    Goście honorowi


    O znaczącej pozycji wystawy „Zieleń to Życie” może też świadczyć fakt otwarcia jej w tym roku przez Danutę Wałęsę, żonę byłego prezydenta Polski. On sam nie mógł uczestniczyć w tej uroczystości z powodu pogrzebu Czesława Miłosza w Krakowie. Lech Wałęsa dotarł jednak do Centrum Expo po południu, kiedy to dokonał publicznej prezentacji nazwanej jego imieniem i nazwis­kiem nowej odmiany powojnika (fot. 6), którą wyhodował Szczepan Marczyński współwłaściciel szkółki „Clematis”. Postać byłego prezydenta może budzić kontrowersje.
    Na pewno nie budzi ich jednak fakt, że obecność Lecha Wałęsy na targach szkółkarskich została szerzej odnotowana przez polskie i zagraniczne media niż, między innymi, otwarcie Polagry przez minis­tra rolnictwa. To przykład dob­rej roboty specjalistów public relations (fachowców zajmujących się kreowaniem wizerunku) i wzór do naśladowania dla reszty polskiego sektora ogrodniczego. Znanych twarzy nam nie brakuje. Przykład powojnika może świadczyć, że do dobrej reklamy — w tym przypadku rośliny, wystawy i całego polskiego szkółkarstwa — niekonieczne są duże pieniądze. Lepiej, gdy wizerunek branży powierzy się w ręce specjalistów. Może to godny naśladowania przykład dla polskich organizacji ogrodniczych?



    Fot. 6. Lech Wałęsa dokonał pierwszej prezentacji nowej odmiany powojnika o nazwie
    ’Lech Wałęsa’ (to wystarczyło, aby o wystawie wspomniała większość polskich mediów), po lewej — Sz. Marczyński



    Krajowe Dni Ogrodnika


    Ta impreza nie ma wprawdzie tak dużego dorobku, jak „Zieleń to Życie”, ale wielu polskich producentów już wpisało ją na stałe do swojego kalendarza jako miejsce, którego trudno nie odwiedzić. W tym roku Krajowe Dni Ogrodnika po raz szósty zorganizował 11 i 12 września Wielkopolski Ośrodek Doradztwa Rolniczego oraz kalis­ki oddział Stowarzyszenia Naukowo-Technicznego Inżynierów i Techników Rolnictwa. Dopisała pogoda, wystawcy i zwiedzający.
    W przypadku Tłokini pogoda ma duże znaczenia, gdyż ta informacyjno-konsultacyjna impreza ma w większości charakter plenerowy (fot. 7). Tylko część z około 150 tegorocznych wystawców udało się bowiem pomieścić w budynku. Reszta firm prezentowała swoje oferty na stoiskach rozstawionych w parku oraz w namiocie wystawowym. W osobnym pawilonie ogrodowym, jednej z sal pałacu w Tłokini, a nawet pomieszczeniach pobliskiego sklepu ogrodniczego trwały natomiast — praktycznie ciągle przez dwa dni — wykłady oraz konsultacje.



    Fot. 7. Krajowe Dni Ogrodnika mają w większości charakter plenerowy



    Dlaczego warto tu być?


    Główny powód, deklarowany przez większość odwiedzających, to skoncentrowana w jednym miejscu oferta środków produkcji przeznaczonych wyłącznie dla ogrodnictwa. W tym roku pojawiły się w Tłokini nie tylko firmy związane z warzywnictwem pod osłonami (ta branża wystawców dominowała w poprzednich latach, a i w tym roku była zdecydowanie największa), ale także z produkcją warzyw polowych, sadowniczą (w tym szkółkarską), roślin ozdobnych, a nawet grzybów.


    Zdaniem jednych z gości imprezy — producentów róż, którzy przyjechali tu aż ze Śląska — oferta przedstawiona w Tłokini jest większa niż na Polagrze, przynajmniej jeśli chodzi
    o konstrukcje oraz wyposażenie szklarni i tuneli. Poza tym, na Dni Ogrodnika docierają też firmy, których nie stać na udział w Polagrze, a oferują tańsze, często używane środki produkcji. Przedstawiciele Złotowskiego Przedsiębiorstwa Ogrodniczego (6 ha pomidorów i ogórków pod osłonami) uważali z kolei, że na imprezie znaleźli wszystko to, co na Polagrze, ale „podane” w lepszej, skondensowanej formie. „Bardziej dogodny jest też termin. O tej porze jest czas na zawieranie umów oraz podsumowanie roku, a i pogoda zwykle dopisuje” — dodał Bogusław Smakulski prezes przedsiębiorstwa ze Złotowa (fot. 8).



    Fot. 8. „Dogodny termin i skondensowana oferta dla ogrodników to główne atuty wystawy w Tłokini” — stwierdzili Mariola Niklaus (po lewej), Bogusław Smakulski i Elżbieta Czuper ze Złotowskiego Przedsiębiorstwa Ogrodniczego



    Nie narzekali też wystawcy — na Dni Ogrodnika docierają bowiem prawie wyłącznie profesjonalni producenci, a nie przypadkowi zwiedzający. Jednym z powodów tego jest brak kiermaszu, przed którym organizatorzy skutecznie się bronią.


    Wszystkiego po trochę


    Większość wystawców w Tłokini to dostawcy środków produkcji dla ogrodnictwa. W tym roku nadal dominowały firmy oferujące konstrukcje szklarni i tuneli (obok tych krajowej produkcji, pojawiły się oferty z Belgii, Holandii, Rosji, a nawet Hiszpanii) oraz ich wyposażenie. Coraz większe koszty ogrzewania pod osłonami wpływają na wzrost zainteresowania producentów nowoczes­nymi piecami grzewczymi oraz kurtynami termoizolującymi, co widać było wyraźnie po liczbie dostawców tych urządzeń.


    Na imprezie pojawiły się prawie wszystkie firmy nasienne z branży warzywniczej. Nowym kierunkiem w ich ofercie jest promowanie odmian przeznaczonych spec­jalnie na eksport — długich ogórków oraz pomidorów mniejszych (80–120 g) lub groniastych. Takie produkty można próbować sprzedawać do Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Skandynawii.


    Wyprodukowane przez siebie warzywa i owoce przywieźli do Tłokini kaliscy ogrodnicy, między innymi Zrzeszenie Producentów Owoców i Wa­rzyw Kalsad (fot. 9) oraz „Pomidor Kaliski Zrzeszenie Producentów Warzyw” (czyt. też HO 8/2004). Pojawiły się także firmy pośredniczące w handlu produktami ogrodniczymi. To novum na Dniach Ogrodnika. Do współpracy zachęcały, na przykład firma Vegex (fot. 10) oraz Centrum Warzywno-Owocowe „Calisia” (czyt. także HO 10/2004). Obydwa przedsiębiorstwa kupują warzywa niesortowane i same zajmują się ich konfekcjonowaniem.



    Fot. 9. Owoce z kaliskich sadów




    Fot. 10. Novum tegorocznej edycji była obecność firm prowadzących skup warzyw



    Wykłady i konsultacje


    To bardzo ważna część Dni Ogrodnika i zaplanowano je tak, aby każdy producent mógł znaleźć coś dla siebie. Dwudniowe wykłady przeznaczone dla wszystkich producentów zorganizowano pod hasłem „Nowoczesna produkcja ogrodnicza a ochrona środowiska”.


    O nawożeniu roślin pod osłonami mówił prof. dr hab. Andrzej Komosa z AR w Poznaniu. Skupił się między innymi na wodzie, która jest obecnie podstawą w produkcji pod osłonami w podłożach inertnych. Przy coraz bardziej wyrafinowanych metodach nawożenia, w których zawartość składników odżywczych w pożywce liczona jest z ogromną dokładnością, jakość dostępnej wody ma kolosalne znaczenia. „Pożywka jest w każdym gospodarstwie dziełem sztuki — poziomy składników odżywczych dla danej uprawy muszą być podobne, ale sporządza się ją z wykorzystaniem różnych produktów, w zależności od wody, którą się dysponuje”. Na przykład w wodzie w okolicach Wrocławia i Opola jest zbyt dużo boru i manganu, a woda z Poznania ma tak dużą zawartość wapnia, że przy uprawie róż czy anturium tego składnika nie trzeba wcale dodawać. Najlepsza jest woda deszczowa, dlatego warto ją zbierać z połaci dachowych i wykorzystywać samodzielnie lub mieszać z wodą studzienną, wodociągową czy czerpaną z innych źródeł. Trzeba także zacząć myśleć o wprowadzaniu do produkcji szklarniowej zamkniętych obiegów wody. Polityka Unii Europejskiej w zakresie ochrony środowiska z pewnością wymusi w najbliższych latach zakaz odprowadzania do gruntu wody użytej do podlewania czy nawożenia.


    Z ochroną środowiska wiąże się także mniejsze zużycie środków ochrony roślin i przedstawianie odbiorcy dokumentu, który by to potwierdził. Może nim być certyfikat integrowanej produkcji roślinnej (IP). Jak go uzyskać, doradzał Adam Błochowiak, wielkopolski wojewódzki inspektor ochrony roślin i nasiennictwa. Zanim producent otrzyma certyfikat, musi złożyć wniosek z do­łączonym zaświadczeniem o ukoń­-czeniu szkolenia w zakresie integrowanej produkcji, oświadczenie, że uprawa była prowadzona zgodnie z zasadami integrowanej produkcji, informacje o produkowanych gatunkach, odmianach, powierzchni upraw i wielkości zbiorów. Konieczne jest też przedstawienie Notatnika integrowanej produkcji. Pracownicy inspekcji będą wyrywkowo pobierać próbki roślin do badań pozostałości środków ochrony roślin (w tym roku badania te będą jeszcze bezpłatne). Certyfikat IP może się w przyszłości okazać niezbędny dla producentów warzyw i owoców dla przetwórstwa. Zakłady te będą musiały wprowadzić system HACCP i z pewnością będą żądać od dostawców certyfikatów IP.


    O systemie HACCP mówił Marek Pawlak z Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Wprawdzie obowiązek rozpoczęcia wdrażania systemu HACCP dotyczy tylko zakładów przetwórczych, ale nie ma tu wyjątków dla skali produkcji. Oznacza to, że HACCP musi być wprowadzany, między innymi, przez kwaszarnie ogórków i kapusty (fot. 11), także przez te gospodarstwa, które myją i wstępnie przygotowują swoje produkty. Nie wyznaczono jeszcze terminu zakończenia wdrażania ani sankcji za słabe postępy. Jeżeli jednak podczas wizyty przedstawiciela PIS w zakładzie czy gospodarstwie okaże się, że wdrażania nie rozpoczęto, może zostać wydana decyzja administracyjna z wyznaczonym terminem, w którym HACCP musi być wprowadzony.



    Fot. 11. Od 1 maja kwaszarnie kapusty
    i ogórków powinny były zacząć wdrażanie systemu HACCP



    Najważniejsze problemy w ochronie warzyw przed szkodnikami i chorobami omówili prof. dr hab. Kazimierz Wiech z AR w Krakowie oraz prof. dr hab. Józef Robak z Instytu­tu Warzywnictwa w Skierniewicach.
    W tym roku na warzywach kapustnych sporo problemów sprawiały śmietki, zwłaszcza kiełkówka i glebowa. Kalafiory i brokuły atakowane były coraz częściej przez paciornicę krzyżowiankę, kapusta pekińska — przez gnatarza rzepakowca. Na plantacjach marchwi, porów, cebuli i warzyw kapustnych szkody wyrządziły także rolnice. Warzywom w tym roku zagrażało wiele chorób odglebowych, gdyż wiosna była zimna i obfitowała w opady. Cebulę atakowała na przykład głownia cebuli, różowienie korzeni, bakteryjne gnicie od piętki oraz zgnilizny — biała i mokra. Na plantacjach ogórków najgroźniejsze były mączniak rzekomy i bakteryjna kanciasta plamistość, natomiast w polowych uprawach pomidorów pojawiła się nowa choroba — czarna plamis­tość bakteryjna.


    Producenci, którzy mieli szczegółowe pytania z różnych dziedzin ogrodnictwa, mogli skorzystać z kon­sultac­ji (fot. 12) prowadzonych przez dr Józefę Dobrzańską (produkcja ogórków), dr Marię Wysocką-Owczarek (produkcja pomidorów pod osłonami), doc. dr hab. Annę Bielenin (sadownictwo) oraz dr. Michała Bielenina (szkółkarstwo ozdobne).



    Fot. 12. Możliwość konsultacji z fachowcami (na zdjęciu doc. dr hab. Anna Bielenin oraz dr Michał Bielenin) przyciąga do Tłokini wielu ogrodników



    Propozycje współpracy


    Ciekawą ofertę złożył polskim producentom warzyw i owoców Dieter Dorflinger prezes uznanej według przepisów unijnych niemieckiej grupy producenckiej OGZ (jej główna siedziba znajduje się niedaleko Berlina). Namawiał polskich ogrodników (fot. 13) do przystępowania do tej organizacji i wspólnego tworzenia grupy międzynarodowej. OGZ liczy obecnie 18 członków z Niemiec i 9 z Polski, a jej obroty w 2003 r. wyniosły 8,5 mln euro. Grupa zajmuje się produkcją warzyw pod osłonami, jabłek, wiśni, trus­kawek i marchwi na sok. Przyszłym członkom oferuje pomoc w sprzedaży produktów w Polsce i za granicą oraz rozbudowę wspólnych magazynów, sortowni czy zakup niektórych maszyn i urządzeń ze środków zgromadzonych na funduszu operacyjnym. W zamian niezbędne jest fakturowanie sprzedaży przez grupę (80% produkcji musi być sprzedawane za pośrednictwem grupy), nawet w przypadku tych warzyw i owoców, które członkowie zbywają samodzielnie. Trzeba też odprowadzać 1,4% obrotów na poczet kosztów administracyjnych oraz 4,1% — na fundusz operacyjny. Prezes OGZ zapewniał, że międzynarodowa organizacja będzie mieć dwie rady nadzorcze, więc nie należy się obawiać, że polskie składki nie zostaną wykorzystane na wspólne inwestycje w naszym kraju.



    Fot. 13. Dieter Dorflinger prezes niemieckiej grupy producenckiej OGZ namawiał polskich ogrodników do tworzenia międzynarodowej organizacji



    Co dalej?


    Stanisław Zabarski (fot. 14) — pomysłodawca i główny animator Krajowych Dni Ogrodnika — był bardzo zadowolony z tegorocznej edycji imprezy. Jego zdaniem, w przyszłym roku trzeba będzie pomyśleć o zmianie tematów wykładów, które przez ostanie dwa lata poświęcone były głównie temu, jak połączyć produkcję ogrodniczą z ochroną środowiska. Wyzwaniem na przyszłość mogą być, na przykład, zagadnienia handlu i marketingu, które obecnie nabierają dla producentów pierwszorzędnego znaczenia. Tylko pozyskanie nowych rynków zbytu pozwoli bowiem ogrodnikom zwiększyć opłacalność produkcji oraz myśleć o jej powiększaniu.



    Fot. 14. „Tematem przyszłorocznego cyklu wykładów może być marketing” — stwierdził Stanisław Zabarski pomysłodawca Krajowych Dni Ogrodnika

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułPERLIT W HYDROPONICZNEJ UPRAWIE GERBERY, ANTURIUM, RÓŻY I GOŹDZIKA
    Następny artykułJAK ZAISTNIEĆ NA RYNKU EUROPEJSKIM?

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.