Na giełdzie kwiaciarskiej w Naaldwijk (Bloemen Veiling Holland) urządzana jest dwa razy do roku impreza pod angielską nazwą Holland Plant Fair, która tłumaczy się jako Holenderskie Targi Roślin. Dla uściślenia należałoby dodać: "Ozdobnych", choć twórcy wystawy woleliby pewnie słowo "Doniczkowych". Celem organizatorów, 12 lat temu, gdy powstawał zalążek tych targów, było bowiem stworzenie forum roboczych, handlowych spotkań dla producentów roślin doniczkowych z Westlandu, sprzedających za pośrednictwem wyżej wymienionej giełdy, z kupcami hurtowymi - również klientami tej instytucji.
Chodziło zapewne o to, by — w obliczu nadprodukcji towaru — zintensyfikować handel, koncentrujący się wówczas na aukcyjnych zakupach „zegarowych” i spowodować, by producenci z Westlandu — udziałowcy giełdy w Naaldwijk — odnosili dzięki niej więcej korzyści. Pierwsze takie spotkania można by streścić jednym zdaniem: „Dziś zamawiasz, jutro realizujemy transakcję”. Stopniowo rosło znaczenie i zmieniała się formuła targów. Pojawiły się kwiaty cięte oraz materiał szkółkarski w pojemnikach. Krąg wystawców poszerzył się o oferujących środki produkcji oraz usługi. W sierpniu (26.–27.08.99.) odbyła się XXV edycja Holenderskich Targów Roślin. Prezentacje zajmowały 9200 m2. Uczestniczyło 150 wystawców. Przybyło około 4000 zwiedzających, o tysiąc więcej niż w roku ubiegłym. | |||||
„Z biegiem lat, z biegiem dni” | |||||
Srebrny jubileusz skłania do podsumowań. Po pierwsze, w miarę upływu lat impreza zyskała rangę międzynarodową — nie tyle ze względu na pochodzenie zwiedzających, którzy przyjeżdżają z różnych krajów, ale przede wszystkim z powodu wpływu, jaki wywiera na światowy biznes roślin ozdobnych. Od kilku lat częścią Holland Plant Fair jest kącik nowości, który pomaga kupcom wyłowić z przebogatej oferty giełdowej to, co ma duże szanse przynieść sukces w handlu. Spośród kilkunastu gatunków i odmian zgromadzonych w takim kąciku fachowe jury (pracownicy działu kontroli jakości aukcji w Naaldwijk, kupcy hurtowi, eksporterzy, dziennikarze) wybiera bowiem najlepsze, a to z kolei zapewnia im międzynarodową promocję. Podpowiada zarazem producentom, co może okazać się rynkowym hitem. Kandydatami do takiego wyróżnienia są taksony, które znalazły się w ofercie giełdy Bloemen Veiling Holland po raz pierwszy w danym okresie (w przypadku XXV targów dostępne nie wcześniej niż 1 czerwca 1999 r.). Ważnym kryterium wyboru laureatów jest spojrzenie na nie oczami klienta detalicznego — holenderskiego — jak każą przypuszczać wyniki wyborów. W tym roku najwyższe oceny zdobyło: – w grupie roślin doniczkowych — Kalanchoë tubiflora (fot. 1), – w grupie kwiatów ciętych — anturium „Magic Red” (fot. 2). Oprócz ciekawych nowości można było też oglądać osobną wystawkę chryzantem — odmian na kwiaty cięte, pochodzących z wiodących „stajni” hodowlanych, a także szczególnie interesującą dla prowadzących kwiaciarnie czy centra ogrodnicze promocyjną prezentację roślin doniczkowych ozdobnych z liści. Ten ostatni pokaz związany był z kampanią prowadzoną przez Bloemenbureau Holland (Holenderskie Biuro Kwiatów) pt. „Grünpflanzen, ganz meine Welt” („Zielone rośliny — cały mój świat”) i mógł być źródłem nowych pomysłów. Przez kilkanaście lat targi, choć zachowały roboczy charakter, stały się więc znacznie bardziej widowiskowe. Dotyczy to także urządzania stoisk. Wprawdzie aranżacje nie są zbyt wyrafinowane, ale w większości przypadków nie brakuje im fantazji. Śledząc te przemiany nie można oprzeć się refleksji, że Holenderskie Targi Roślinne ewoluują w kierunku wystawy w Aalsmeer (organizowanej wszak dotychczas na konkurencyjnej giełdzie). Na razie obie imprezy wciąż jeszcze bardzo się różnią, przede wszystkim tym, że na pierwszej wystawcami są głównie producenci towaru finalnego, podczas gdy na drugiej — znacznie droższej — dominują firmy hodowlane i przedsiębiorstwa oferujące materiał wyjściowy. | |||||
Okiem wystawcy | |||||
Jednym z uczestników XXV edycji Holland Plant Fair była firma Wim van Schie Potlelies uprawiająca lilie w doniczkach (m.in. odmiany „Star Gazer” czy „Mona Lisa”). Jak stwierdziła przedstawicielka tego przedsiębiorstwa, podczas targów nie finalizuje się zazwyczaj transakcji, ale zawiera znajomości, które procentują później. Jest też okazja do zaproszenia klientów na Dni Otwarte zakładu, które W. van Schie zorganizował równolegle z wystawą, by mogli zobaczyć produkcję na własne oczy. John Olsthoorn z firmy KP Holland — specjalizującej się, między innymi, w doniczkowych kurkumach — potwierdził, że impreza skutecznie pomaga zdobywać nowych kupujących. Ponadto pozwala spotkać „klientów naszych klientów”, na których przedsiębiorstwo, dzięki bezpośrednim kontaktom, robi dobre wrażenie. Korzysta też z okazji, by podsunąć pomysły dotyczące sprzedaży detalicznej (fot. 6). Można także — dwa razy do roku — pokazać nowości, co w przypadku takiej firmy, jak KP Holland, jest bardzo ważne. Nie tylko bowiem, na powierzchni 13 ha uprawia kurkumy (150 tys. szt.) i kalanchoë (3 mln szt.), ale też prowadzi własną selekcję odmian tego pierwszego rodzaju. Warto podkreślić, że zdecydowana większość zakładów ogrodniczych, które uczestniczyły w targach wabiła klientów do swoich stoisk także emblematem symbolizującym produkcję przyjazną środowisku (holenderski program MPS — fot. 7 — pisałam o nim już kilkakrotnie, ostatnio w HO 11/98). Inna charakterystyczna informacja, pojawiająca się u niejednego wystawcy to certyfikat ISO, który ma świadczyć o wysokim poziomie organizacyjnym przedsiębiorstwa, a zarazem procesu produkcji. Niewątpliwie te dwa trzyliterowe symbole stanowić będą niebawem coś w rodzaju „wizy wjazdowej” na rynek Unii Europejskiej. |