TANIEC, PENSJONAT I SAD

    W Maleninie, miejscowości leżącej 25 km od Gdańska, gospodarstwo sadownicze prowadzi Ryszard Morawski (fot.), wiceprezes Związku Sadowników Polskich...































    W Maleninie, miejscowości leżącej 25 km od Gdańska, gospodarstwo sadownicze prowadzi Ryszard Morawski (fot.), wiceprezes Związku Sadowników Polskich. … Jest człowiekiem bardzo zajętym. W trakcie dnia, który spędziłem u pana Ryszarda i jego żony Alicji, wielokrotnie odwoływano go a to do telefonu, a to do sadu… i tak dalej, i tak dalej. Oboje są „ludźmi sukcesu”, jak się to dzisiaj zwykło mówić. Są bardziej zmęczeni niż zadowoleni. Zrobili wiele: sad, przetwórnia, trzy sklepy, chłodnia… no i dom, który równocześnie służy za pensjonat. Jest przy czym „chodzić”, a właściwie — biegać.
    Pan Ryszard wspomina: „Owoce w rodzinie były zawsze, bo rodzice mieli w Gdyni sklep tej branży — owocarnię — jak się wtedy mówiło. Początkowo wybrałem inną drogę. Tańczyłem w balecie. Niestety, w trakcie przedstawienia >Święta wiosny< Igora Strawińskiego miałem wypadek. Niby — mogłem potem występować. Ale czułem, że to już nie będzie to. Stanąłem przed problemem, co dalej. Zdecydowałem się na sadownictwo i w 1973 roku osiedliliśmy się w Maleninie. Mamy tu doskonałe gleby (u mnie — klasy I–III) bo to pradolina Wisły, dostatek opadów, łagodne zimy, a grad zdarzył się raz na 25 lat."



    Od sadu do wytwórni
    „Najlepiej wspominam pierwsze lata >przygody< z sadownictwem. Nie traciłem kontaktu z kolegami z baletu, którzy sporo mi pomagali. Spartan, Lobo czy Cortland były wtedy odmianami atrakcyjnymi. Łatwo się tymi jabłkami handlowało. Eksportowałem je do NRD, RFN, Wielkiej Brytanii i Związku Radzieckiego. Spółdzielczość ogrodnicza dobrze organizowała sprzedaż owoców i sama szukała towaru. Kilka lat temu wszystko padło i, jak do tej pory, nie dopracowaliśmy się nowych rozwiązań. Na ironię zakrawa fakt, że największym kredytodawcą dla eksporterów i przetwórców żywności jest obecnie... polski rolnik i ogrodnik. Kredyty są bezprocentowe — i to czasem nawet na pół roku, bo tyle trzeba czekać na pieniądze za owoce.
    Założyłem pierwszy duży prywatny sad w tej okolicy — jak na tamte czasy nowoczesny. Cały areał (20 ha), który ogrodziłem, dodatkowo zabezpieczyłem przed wiatrami osłoną z topól i świerków. Nie uratowało mnie to jednak przed skutkami przymrozków. W latach 90. miałem 4 sezony z plonami około 15–20% tego, co powinno być. W 1983 roku wybudowałem chłodnię (początkowo zwykłą, teraz już ULO) o pojemności 600 ton. Później uruchomiliśmy trzy własne sklepy (dwa w pobliskim Tczewie i jeden w Gdyni), a kilka lat temu — wytwórnię marmolady z jabłek. Można powiedzieć, że przez pierwsze dwa lata produkt ten bardzo dobrze się sprzedawał, ale teraz jest coraz gorzej, gdyż cukierników w Trójmieście ubywa.



    Dodatkowe źródło dochodu
    „Z tego wszystkiego wziął się pomysł na pensjonat. Jego budowę ukończyliśmy pod koniec 1997 roku. Trzeba o takich inwestycjach myśleć już teraz, bo gdy znajdziemy się w Unii Europejskiej, Niemcy rozwiną tutaj (to znaczy na Wybrzeżu i w dawnych Prusach Wschodnich) przemysł turystyczny. Tempo życia, w Polsce już także bardzo szybkie, sprawia, że szukamy możliwości oderwania się od codziennego kieratu, chociaż na parę dni. Taką możliwością jest >Golf<. Wymyśliłem go sam — zarówno ideę, jak i wystrój, choć oczywiście kwestie techniczne pozostawiłem fachowcom. Jeździłem trochę po świecie, co nieco widziałem i zamarzyło mi się coś takiego. Dzięki dochodom z sadu mogłem zrealizować tę inwestycję. To jest agroturystyka — tylko trochę inaczej i na większą skalę. Mam nadzieję, że prowadzenie pensjonatu będzie również sposobem na życie dla moich córek. Już kształcą się w tym kierunku. Teraz jest to królestwo żony. Ja więcej zajmuję się sadem z przyległościami."



    Sad od nowa
    „Zrealizowałem swoje marzenie o budowie pensjonatu, ale spóźniłem się z modernizacją sadu. Obecnie mam 16 ha, z tego dziewięć jeszcze starych nasadzeń — „Spartan”, „Lobo”, i „Cortland” na Antonówce, trzy hektary to „Gloster”, „Idared” i „Redcroft” — wszystkie na M 26. Na kolejnych czterech hektarach rosną „Sampion”, „Elstar” i sporty „Jonagolda” — drzewa na M 9 i P 22 sadzone w rozstawie 4 x 0,5–1,2 m. Pozostałe cztery hektary są przygotowane do następnego obsadzenia. Chcąc ograniczyć koszty zakładania sadu sadzę tylko drzewka własnej produkcji. Pozbywam się „Spartana” i „Idareda”. Dziś uprawa tych odmian to produkcja jabłek, a trzeba produkować pieniądze. Prócz wymienionych nowych odmian, które posadziłem, myślę jeszcze o „Red Boskoopie”, „Gali” i „Pinovie”, która do pewnego stopnia zastąpi „Idareda”.
    Sad prowadzę zgodnie z zasadami Integrowanej Produkcji Owoców. Myślę, że polskie jabłka mają w przyszłości szanse >przebić< produkowane na zachodzie Europy — zarówno pod względem smaku, jak i niewielkiego zużycia środków ochrony roślin w naszych sadach. Ale żeby tak się stało — należy myśleć o skutecznej promocji i marketingu. A to kosztuje!
    Nie jestem najmłodszy, ale dopracowałem się infrastruktury w gospodarstwie i dlatego sadzę sad od nowa. Trzeba jednak szukać także i innych możliwości. Mam pensjonat >Golf<, do którego zapraszam także kolegów-sadowników. Tu możecie naprawdę odpocząć".

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułKWIACIARSKIE TOURNÉE
    Następny artykułNTV’99 – MAŁE KROKI NA DRODZE POSTĘPU cz. 1

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.