”ZROZUMIEĆ NEGOCJACJE”…

    ?to hasło przewodnie konferencji pod tytułem "Przyszłość polskiego rolnictwa w Unii Europejskiej", która odbyła się 27 lipca w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w Warszawie. Gospodarzem spotkania był pełnomocnik rządu do spraw negocjacji o członkostwo RP w Unii Europejskiej, Jan Kułakowski, a uczestnikami - przedstawiciele władz samorządowych z całego kraju.

    Na wstępie minister Kułakowski poinformował, że Polska przedstawiła już w Brukseli swoje stanowiska negocjacyjne we wszystkich 29 dziedzinach wymagających rozmów. W 11 z nich rokowania zostały zakończone, we wszystkich pozostałych — otwarte. Wśród tych ostatnich znajduje się rolnictwo — fragment negocjacji najtrudniejszy dla nas i dla Wspólnoty — w którym doprowadzenie do kompromisu wymagać będzie wysiłku po obu stronach.
    Aktualny postęp prac legislacyjnych (do końca lipca) przedstawiła Maria Zwolińska, radca generalny w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Nad przeglądem polskiego prawodawstwa i przygotowaniem analizy niezbędnych zmian pracuje 14 zespołów (zajmują się analizą rynku owoców, warzyw, roślin ozdobnych, sprawami fitosanitarnymi oraz ochroną środowiska). Na podpis prezydenta czekała ustawa o nawozach i nawożeniu, w Senacie trwały prace nad ustawą o nasiennictwie oraz o grupach producentów i ich związkach. W Sejmie znajdują się, między innymi, ustawy: o regulacji rynku owoców i warzyw, o ochronie roślin uprawnych, o rolnictwie ekologicznym (w końcu sprecyzuje istotę tej działalności oraz proponowane mechanizmy jej wspierania), o jakości handlowej żywności (określi parametry handlowe poszczególnych produktów oraz ustawowe warunki promocji polskiego rolnictwa). Do końca września do Sejmu przekazane będą kolejne ustawy: o rentach strukturalnych, o zunifikowanym systemie rachunkowości rolnej, a do końca roku — o organizacji rolniczych badań rynkowych.
    Polskie propozycje negocjacyjne (w całości można się z nimi zapoznać w Internecie pod adresem http://www.minrol.gov.pl/Publikacje/negocjacje.html#omówienie), wspólne stanowisko UE oraz stan negocjacji dotyczących rolnictwa przedstawił ogólnie minister Jerzy Plewa. Najważniejszy jest fakt, że Polska nie występuje o okres przejściowy w rolnictwie (a taki miały na przykład Hiszpania i Portugalia), a równocześnie chce, aby nasi producenci zostali objęci wszystkimi instrumentami Wspólnej Polityki Rolnej. UE niechętnie odnosi się jednak do płatności bezpośrednich dla polskich rolników (gdyby funkcjonowały na dotychczasowych zasadach unijnych, ich roczna kwota dla Polski sięgnęłaby 2,5–4 mln Euro). Przedstawiciele Brukseli woleliby, aby dopłaty do upraw objęły tylko tych polskich producentów, którzy po akcesji ucierpią na skutek obniżenia cen swoich produktów. Tymczasem, na przykład, 60–70% dochodów niektórych rolników z Europy Zachodniej pochodzi właśnie z płatności bezpośrednich — jeśli my ich nie będziemy mieć, nie mamy szans być konkurencyjni.
    Minister Plewa mówił też o cenach rynkowych produktów rolnych w Polsce — niektóre są porównywalne z unijnymi, ale wiele artykułów jest u nas tańsze niż w UE. Co się więc stanie po akcesji, czy ceny proponowane konsumentom wzrosną? Otóż UE nie wymaga od swoich członków identycznych cen rynkowych (w przeciwieństwie do interwencyjnych), dlatego pewne polskie produkty zdrożeją, inne stanieją. Szacuje się, że ceny produktów rolnych wzrosną dla konsumentów średnio o 6%.
    W naszym kraju innym rolniczym problemem, który musimy jeszcze rozwiązać, jest sposób obliczania dochodu z gospodarstwa rolnego. Obecnie regulują go różne przepisy, ale przygotowany jest już projekt ustawy ujednolicającej określanie dochodu z gospodarstwa rolnego.
    Interesujące spostrzeżenia przewijały się w wypowiedzi Władysława Piskorza, polskiego radcy i przedstawiciela RP przy UE. Przypomniał on mianowicie, że w krajach Wspólnoty rolnictwo wytwarza tylko 2% produktu krajowego brutto, zatrudnia około 5% ludności (7 mln rolników), ale pochłania aż 50% budżetu UE. Taka sytuacja już obecnie budzi kontrowersje w społeczeństwie. System wsparcia cenowego doprowadził do tego, że rolnictwo stało się bardzo atrakcyjnym źródłem dochodu i w związku z tym wzrosły ceny ziemi (jednak ponad 50% gruntów rolnych w krajach Piętnastki jest użytkowane na zasadzie dzierżawy). Można więc przewidzieć, że podobne procesy będą miały miejsce po akcesie także w Polsce — popyt na ziemię będzie się zwiększać, a jej ceny będą rosły. Jednak — niezależnie od woli i deklaracji polityków — naszego kraju nie stać na taki sam poziom wsparcia, jaki ma UE. Wstąpienie do Unii nie uchroni naszych producentów od konkurencji z jej rolnikami. Musimy jednak pamiętać, że w budżecie Wspólnoty aż do roku 2006 nie będzie pieniędzy na dotacje dla polskich producentów. Jeśli do tego czasu nie będzie nas w UE, budżet na kolejne lata może być ustalany bez nas. Radca Piskorz podkreślił też fakt, że obecny status naszego kraju (państwa stowarzyszonego z UE) wcale nie jest dla nas korzystny — stosując swoje instrumenty rynkowe, kraje Piętnastki nie oszczędzają nas i, dopóki nie będziemy jednym z nich, nie możemy liczyć na żadną taryfę ulgową.
    Tematem, który kilkakrotnie przewijał się podczas warszawskiego spotkania, był też rynek ziemi w Polsce w perspektywie integracji europejskiej. Profesor Jerzy Wilkin z Uniwersytetu Warszawskiego przypomniał, że większość gruntów użytkowanych rolniczo w naszym kraju jest własnością osób na nich gospodarujących. Odsetek ten wynosi w Polsce aż 84%, a w Europie Zachodniej jest wyższy tylko w Irlandii (87%). W Belgii 33% ziemi jest własnością farmerów, reszta jest dzierżawiona. Jednak powiększanie gospodarstwa w ten ostatni sposób nie jest u nas popularne. Ziemia rolnicza jest w Polsce relatywnie bardzo tania — głównie z powodu małej opłacalności i dochodowości rolnictwa oraz znacznej podaży gruntów z byłych państwowych gospodarstw rolnych. Polacy obawiają się więc umożliwienia sprzedaży ziemi cudzoziemcom. Dlatego musimy wypracować system ograniczeń, podobnych do tych obowiązujących w krajach Unii (na przykład wymóg posiadania kwalifikacji rolnika, określenie stopnia rozdrobnienia czy koncentracji gospodarstw, konieczność uprawiania posiadanej ziemi). Liberalizacja obrotu ziemią w krajach Wspólnoty nie wpłynęła znacząco na przyspieszenie wykupywania ziemi przez obcokrajowców i z pewnością nie stanie się tak i u nas. Ważniejsze jest więc stworzenie zabezpieczeń przed nieuzasadnionym przejmowaniem ziemi na cele nierolnicze, a także wprowadzenie priorytetu dla rolników przy jej zakupie.
    Jak zauważył (podkreślając, że jest to jego prywatna uwaga) Władysław Piskorz, nie powinniśmy też w Polsce inwestować w dopłaty do zakupu ziemi (na przykład w formie kredytów dla młodych rolników), bo w przyszłości, gdy grunty rolne zaczną drożeć, może to sprzyjać spekulacji (w UE zabronione jest wykorzystywanie środków z budżetu na zakup ziemi). Lepiej więc inwestować jak najwięcej w modernizację gospodarstw.

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułMĄCZNIAK RZEKOMY ZAGRAŻA CHRYZANTEMOM
    Następny artykułEUROPEJSCY ROLNICY POD WAWELEM

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.