Zbliża się kolejna, dwunasta już edycja wystawy „Zieleń to Życie”. Można się domyślać, że – odkąd impreza „rozkwitła” w nowoczesnym pawilonie Warszawskiego Centrum Expo XXI – nie będzie w jej formule większych zmian, ale przypuszczam, że jak co roku, zwiedzający mogą liczyć na nowości. Czy tak?
L. G.: Istotnie, ogólny charakter wystawy nie ulegnie zmianie, gdyż główne jej cele pozostają te same – promocja roślin i produkcji szkółkarskiej, nawiązywanie kontaktów z krajowymi i zagranicznymi partnerami. A z nowych elementów wymieniłbym przede wszystkim dwa – konkurs roślin i ogród pokazowy.
Na czym ma polegać konkurs roślin?
L. G.: Na wybraniu przez komisję odmiany lub gatunku spośród zaprezentowanych przez szkółkarzy w specjalnie wydzielonym miejscu ekspozycji. Rośliny-kandydatki do tytułu zwycięzcy będą wystawiane anonimowo. Muszą pochodzić z towarowej produkcji, z partii oferowanej do sprzedaży. Podstawowe kryteria zgłoszenia i przyjęcia rośliny do konkursu to: dobry wygląd i zdrowotność oraz wyprodukowanie zgodnie z regułami sztuki szkółkarskiej.
Czy mają to być rynkowe hity albo nowości?
L.G.: Nie stawiamy na razie takich warunków. Wybór może być więc szeroki, a decyzję, na co postawić, zostawiamy szkółkarzom. A więc, jeśli ktoś uważa jakąś produkowaną przez siebie roślinę za szczególnie cenną albo ma bardzo ładną partię np. trzmieliny, którą chciałby się pochwalić, może zgłosić się do konkursu. Oczywiście, jeśli jednocześnie bierze udział w wystawie „Zieleń to Życie 2004”.
Wspomniał Pan też o ogrodzie pokazowym jako o drugiej tegorocznej niespodziance. Do tej pory – z lepszym lub gorszym skutkiem – wystawcy prezentowali przykładowe ogródki w dziale ekspozycji pt. „Aranżacje ogrodowe”, na zewnątrz pawilonu. Czy to rozszerzenie tej idei?
L.G.: To, co chcemy w tym roku przygotować, będzie swego rodzaju salonem ogrodowym dla zwiedzających, gdzie można usiąść, odpocząć, a jednocześnie podziwiać kompozycje z roślin. Nie zdradzając szczegółów powiem tylko, że będzie to ogród miejski o powierzchni ok. 250 m2, dobrze wpisany w scenerię budynku Expo. Chodzi nam przy okazji o zwrócenie uwagi na pewne grupy roślin czy gatunki i możliwości ich wykorzystania.
A propos ogrodu, hasło przewodnie tegorocznej wystawy „Zieleń to Życie” brzmi „Bawmy się w ogród” i kierowane jest do szerokiej publiczności.
L.G.: Chcemy, po pierwsze, odwołać się do przysłowia „Czym skorupka za młodu nasiąknie” i rozwijać zainteresowanie zielenią już u najmłodszych. A skoro dzieci, to i rodzina, która może dużą część czasu spędzać wspólnie w ogrodzie przydomowym – relaksując się czy aktywnie wypoczywając. Dzieląc ze sobą pasje i radość z tworzenia ogrodu oraz przebywania w nim. Wszystko to ma służyć promowaniu zieleni, zakładaniu ogrodów, sadzeniu roślin. Użycia ich jako tworzywa do budowania czegoś nowego, z czego można być dumnym i nawet się tym chwalić.
Nie wszyscy jednak są szczęśliwymi posiadaczami własnych ogrodów
L. G.: Pamiętamy również o tej grupie ludzi. Organizujemy więc pokaz komponowania krzewów i bylin w pojemnikach balkonowych, które mogą być atrakcyjną ozdobą balkonu, podwórka czy wejścia do budynku.
Wystawa z roku na rok się rozrasta. Czy i tym razem uda się pobić dotychczasowe rekordy?
L.G.: Tak, powierzchnia będzie większa. Wzrośnie też udział zagranicznych wystawców, zwłaszcza Niemców, którzy wystąpią wspólnie, pod szyldem CMA – instytucji wspierającej działania marketingowe swoich rodaków za granicą.
Zwiększone zainteresowanie naszym rynkiem ze strony niektórych państw jest charakterystyczne w tym roku, w związku z przystąpieniem Polski do UE. Co jeszcze, bezpośrednio dotyczącego naszych szkółkarzy, znajdzie odzwierciedlenie na wystawie w tym, niewątpliwie przełomowym, roku?
L.G.: Nie przewiduję takich elementów. Być może bardziej otwarte, częstsze kontakty z krajami Wspólnoty zaowocują natomiast w przyszłości, gdyż na pewno intensywniejsza jest i będzie wymiana towarowa pomiędzy polskimi szkółkarzami a partnerami z innych krajów UE. Na rynku widoczne jest tymczasem zwiększone zainteresowanie naszymi roślinami ze strony nowych członków Unii – głównie jednak ze względu na wysoki kurs euro, który sprawia, że oferta szkółek niemieckich czy holenderskich stała się mniej konkurencyjna.
Klienci ze Wschodu są także mile widzianymi i tradycyjnymi zwiedzającymi, podobnie jak istotne jest dla polskich producentów znaczenie rynku szkółkarskiego za naszą wschodnią granicą.
L.G.: Na pewno będzie się on rozwijał – w bieżącym roku nastąpił dalszy wzrost naszej sprzedaży w tamtym kierunku, pojawiają się nowi odbiorcy. Oprócz najważniejszej Rosji, a przede wszystkim kupców z Moskwy, ożywiły się kontakty z Ukrainą i innymi, nawet bardzo odległymi, byłymi republikami ZSRR. Jesteśmy jednak świadomi tego, że jest to rynek nie całkiem przewidywalny – przekonali się już o tym choćby eksporterzy mięsa. Między innymi z tego powodu nie zapominamy więc o rynku zachodnioeuropejskim, na który zresztą od lat trafia nasz materiał szkółkarski, ale obecnie widzimy tam też nowe możliwości. I tak, chcemy wziąć udział w najbliższej wystawie IPM w Essen.
W Niemczech jest bowiem miejsce dla towaru masowego naszej produkcji, kierowanego do nasadzeń na terenach zieleni lub do supermarketów.
Zna Pan dobrze szkółkarstwo i rynek produktów szkółkarskich w innych krajach Europy, m.in. dzięki wyjazdom szkoleniowym za granicę, które co roku organizuje dla swoich członków ZSzP. Ostatnio – wraz z koleżankami i kolegami ze związku –podróżował Pan po Anglii. Jak Pan postrzega pozycję naszego szkółkarstwa roślin ozdobnych na tym międzynarodowym tle? Czym się wyróżniamy?
L.G.: Szkółkarstwo angielskie ma swoją specyfikę wynikającą tradycji, łagodnego klimatu, a także uwarunkowań ekonomicznych. Opinia uczestników wycieczki o angielskim szkółkarstwie jest na ogół pozytywna, choć – jak się wyrażano – nie powaliło nas ono na kolana. I to określenie oddaje chyba właściwą ocenę naszej produkcji na tle szkółkarstwa zachodniego. Nie mamy kompleksów, czujemy się równorzędnymi parterami. Mamy rośliny dobrej jakości. Naszą specjalnością może być nie tylko produkt masowy, o którym wspominałem, lecz również szczepiona „młodzież” czy szczepione karłowe wierzby, jabłonie ozdobne i wiele innych.
Szkółkarze chyba najmniej ze wszystkich rolników obawiali się wejścia Polski do Unii Europejskiej albo wręcz upatrywali korzyści wynikających z akcesji. Kiedy – jako grupa zawodowa – będziecie mogli powiedzieć, czy dobrze się stało, czy źle, że przystąpiliśmy do Wspólnoty?
L.G.: Rzeczywićie, wśród szkółkarzy nie słyszeliśmy obaw wyrażanych przed akcesją Polski do UE, ale w takiej sytuacji zawsze istnieje jakaś niepewność. Na podstawie doświadczeń pierwszych kilku miesięcy można stwierdzić, że więcej jest korzyści, jak choćby ułatwiona wymiana towarowa. Teraz możliwa jest np. taka sytuacja: klient z UE przyjeżdża do polskiego szkółkarza zapowiedziawszy się niewiele wcześniej telefonicznie i przesławszy tylko listę z zamówieniem. Nie trzeba już poświęcać czasu na załatwianie świadectwa fitosanitarnego, czy jeździć do urzędu celnego. Są wprawdzie nowe, unijne przepisy fitosanitarne, które nakładają nowe obowiązki, podnoszą koszty produkcji, zwiększają ilość niezbędnych dokumentów, lecz ogólny bilans wydaje się korzystny.
Jak Pan ocenia rynek wewnętrzny? Różne branże boleśnie odczuły zapaść gospodarczą ostatnich lat.
L.G.: Oceniając obroty i rozwój szkółek roślin ozdobnych w ostatnich dwóch, trzech latach można powiedzieć, że tej zapaści nie było. Gospodarstwa naszej branży na ogół powiększają produkcję. Ale trzeba podkreślić, że bardzo pomocny był eksport, w tym wschodni. Gdyby go nie było, prawdopodobnie trzeba by palić niesprzedany towar, dochodziłoby też do nieobliczalnych ruchów cenowych.
Można powiedzieć, że ze „szkółkarskiego” punktu widzenia, nasz kraj ma korzystne położenie. Jedną nogą stoimy mocno na Wschodzie, drugą na Zachodzie
L.G.: Trzecia też się znalazła i jest solidnie posadowiona – w kraju. Bo, mimo wszystko, najważniejszymi odbiorcami są polscy klienci, do których trafia największa część produkowanego przez nas materiału. Sprzedaż na miejscu jest, rzecz jasna, najprostsza.
Czy nadal władze państwowe nie mają świadomości, jaki potencjał drzemie w szkółkarskim przemyśle, bo tak można już nazwać naszą branżę?
L.G.: Niestety, odnoszę wrażenie, że dalej tak jest. Patrzy się bowiem na daną branżę z punktu widzenia „potencjału wyborczego”, a nie bierze się pod uwagę innych wskaźników czy rezultatów. Na przykład producenci zboża to wielka grupa, przed którą politykom „opłaca się” pokazać. A ilu jest szkółkarzy? Tysiąc, dwa tysiące? I co oni produkują?! W dalszym ciągu panuje nieświadomość co do naszych osiągnięć. Jesteśmy przy tym grupą, która na tle innych lobby rolniczych w zasadzie niczego nie żąda, nie ma pretensji, nie robi blokad dróg, sama się sobą zajmuje. Ale staramy się to zmienić, zaczynamy się czegoś domagać i być zauważani.
Wracając do drzew i krzewów, ale pozostając przy urzędnikach: najmniej „wdzięcznymi” odbiorcami produktów szkółkarskich pozostają ci, którzy zajmują się zielenią publiczną, zwłaszcza miejska, na którą przeznacza się niewiele pieniędzy z lokalnych budżetów. Lepszemu gospodarowaniu tymi pieniędzmi z pewnością sprzyjają konferencje organizowane przy okazji wystawy „Zieleń to Życie”, które edukują, podpowiadają, dostarczają nowych informacji na temat doboru roślin. Czy z tegoroczną konferencją, noszącą tytuł „Zielone miasto – dziedzictwo i przyszłość”, wiążecie nadzieję na poprawę sytuacji na rynku drzew alejowych i ulicznych czy innych roślin na tereny zieleni?
L.G.: Jestem realistą i nie sądzę, że ta konferencja spowoduje przełom. Naprawa w tej dziedzinie wymaga systematycznych, wytrwałych i wieloletnich działań. Chodzi nie tylko o dobre projekty, dobre przepisy, właściwe finansowanie, lecz przede wszystkim o zmianę sposobu myślenia o zieleni, która obecnie jest najczęściej traktowana jako potrzeba „z końca listy”. Staramy się, aby to się stopniowo zmieniało, m.in. dzięki wystawie i konferencjom. Planujemy też wydanie w przyszłym roku broszury „Zielone miasta i wsie”. Pozycję tę chcemy skierować przede wszystkim do urzędników decydujących o zieleni instytucjonalnej, a także przetłumaczyć na język rosyjski i promować „właściwą roślinę we właściwym miejscu” także poprzez naszych importerów ze Wschodu.
Jak chciałby Pan zachęcić szkółkarską brać do przyjazdu na tegoroczną wystawę do Warszawy w ostatni weekend sierpnia?
L.G.: Myślę, że jedną ze szczególnie ciekawych propozycji będzie – wspomniany na wstępie – konkurs roślin, tym bardziej iż wprowadzi element rywalizacji (w dobrym tego słowa znaczeniu) między szkółkami. Poszerza się też asortyment pokazywanych na wystawie roślin – m.in. zaprezentowane zostanie kilka nowych polskich odmian.
W dziale dotyczącym techniki i zaopatrzenia szkółkarstwa co roku pojawiają się nowe urządzenia. Tegoroczna wystawa będzie obfitowała także w dodatkowe wydarzenia. Producentów z naszej branży z pewnością zainteresują otwarte seminaria i pokazy przygotowywane przez wystawców – szczegółowy program imprez dostępny jest za pośrednictwem internetu lub w naszym biurze. A poza tym, czy wypada szkółkarzowi nie odwiedzić wystawy „Zieleń to Życie”?
Dziękuję bardzo za rozmowę.
rozmawiała Alicja Cecot