WSPÓLNIE NA WSPÓLNEJ

    Przez kilka miesięcy Krajowy Związek Zrzeszeń Plantatorów Owoców i Warzyw dla Przemysłu zabiegał o spotkanie z ministrem rolnictwa. Zdaniem wszystkich zainteresowanych - nie tylko ogrodników, ale i zakładów przetwórczych oraz firm handlowych - wiele decyzji koniecznych dla funkcjonowania branży musi zapaść szybko i to ponad głowami bezpośrednio zainteresowanych - na szczeblu politycznym.

    Tam, gdzie interesy producentów wobec społeczeństwa i państwa reprezentuje branżowe ministerstwo. Inicjatorzy spotkania spodziewali się również istotnych deklaracji kompetentnych przedstawicieli władz administracyjnych co do przyszłości naszego przetwórstwa owocowo-warzywnego. To długo oczekiwane i przygotowywane zebranie udało się zwołać na 15 lutego i odbyć w gmachu MRiGŻ pod kierownictwem wiceministra Jerzego Plewy zastępującego szefa resortu uwikłanego w negocjacje z protestującymi efektownie a dokuczliwie producentami trzody chlewnej. Wstępem do dyskusji był zwięzły raport mgr Jana Świetlika o sytuacji w produkcji głównych gatunków warzyw i owoców stanowiących surowiec dla przemysłu przetwórczego, zawierający również prognozy ich kosztów produkcji w bieżącym roku. Te dane zaczęliśmy publikować w poprzednim numerze i kontynuujemy w bieżącym na stronie 20. Tutaj więc pozostaje mi przytoczyć wnioski J. Świetlika z tych liczb wynikające. Po korektach cen skupu jesienią poprawiła się opłacalność produkcji jabłek przemysłowych. W bieżącym roku można oczekiwać korzystnych cen skupu wiśni – opłacalność produkcji zapewniają plony powyżej 10 ton owoców z hektara. Powinny się opłacić truskawki, których cena skupu w nadchodzącej kampanii może się zacząć od około 2,5 zł/kg (przy założeniu, że zbiory w kraju będą na poziomie 180 tysięcy ton). Wracając jeszcze do truskawek: przez trzy kolejne lata notowaliśmy spadek zbiorów, podczas gdy na przykład Hiszpania czy USA w tym czasie zwiększyły je o 250%. Spadliśmy na piąte miejsce wśród ich producentów – wyprzedziła nas Korea. Wysokie ceny truskawek szkodzą nam. Tylko Polska może prowadzić ich produkcję przy cenie w granicach 2000 DEM/t. Przy 3000 DEM/t Hiszpania czy Maroko są w stanie wyprzeć nas z rynku bardzo szybko. W tamtejszych warunkach klimatycznych i technologicznych owoce uzyskuje się już w roku założenia plantacji, więc jeśli przemysł nada sygnał, że potrzebuje surowca, plantatorzy mogą zareagować natychmiast (na szczęście dla nas, tamtejsi ogrodnicy są nastawieni przede wszystkim na odmiany deserowe). W ubiegłym roku nasz przemysł przepłacił maliny, w bieżącym realna jest cena skupu do 3 zł/kg. Po kryzysie czarnej porzeczki jej skup powinien się zacząć od około 2,5 zł/kg, której to ceny – zdaniem J. Świetlika – nikt w Europie nie powinien załamać. Cena porzeczki czerwonej powinna oscylować wokół 1,3-1,4 zł/kg. Zagadką pozostaje agrest – jak długo utrzyma się popyt na niego przy naszym płytkim rynku krajowym? Nie wiadomo. W ubiegłym roku powierzchnia zasiewów warzyw wzrosła o około 7,5%, a ponadto wyraźnie zwiększyły się plony. Stąd generalnie niższe ceny. Tylko kontraktacja może uregulować rynek tych produktów. Największe zainteresowanie wzbudziły prognozy dotyczące polowych pomidorów dla przemysłu. Od kilku lat ta uprawa jest nieopłacalna, co dokumentują wszystkie kalkulacje kosztów. Ceny skupu (ok. 40 gr/kg) pokrywają około 2/3 kosztów produkcji, która jednak ”utrzyma się”. Dlaczego? – bo plantatorzy w koszty nie wliczają własnej pracy i amortyzacji środków produkcji tak, jak są one liczone w innych działach gospodarki. Przy średniej w Polsce opłacie za godzinę pracy na poziomie 5-6 zł (w 1998 r.) rolnik pracuje za 3 zł. A poza tym: jeśli nie pomidor, to co w zamian? Alternatywy brak… Ogólnie rzecz biorąc, przy całym dramatyzmie opłacalności upraw warzyw dla przetwórstwa, ten kierunek produkcji (owoców dla przemysłu też) jest kilka razy bardziej dochodowy niż uprawy rolnicze. Problemy uprawy pomidorów polowych, produkcji koncentratu, jego eksportu i obrony przed importem zdominowały dyskusję. Kilkadziesiąt obecnych na sali osób reprezentujących plantatorów, przemysł przetwórczy i firmy handlowe miało – sądząc po głosach przedstawicieli tych grup – bardzo zbieżne poglądy i oczekiwania. Jednym z głównych problemów ogrodnictwa, przetwórstwa oraz handlu – tak krajowego, jak i zagranicznego – jest żywiołowość rynku owoców i warzyw produkowanych dla przemysłu. Znaczne wahania ilości trafiającego na rynek i do przerobu surowca zależą zarówno od warunków pogodowych w danym sezonie w Polsce, jak i od sytuacji na – bardzo czasem odległych – rynkach. Nasi ogrodnicy są słabo przygotowani technicznie do wyrównywania wpływu niekorzystnych warunków pogody i – jak się okazuje – bezbronni wobec zjawisk rynkowych. Na przykład: jesteśmy drugim w świecie producentem koncentratu soku jabłkowego, ale nie mamy nic do powiedzenia na temat jego cen – te dyktują Niemcy. Nie mamy żadnego działającego systemu regulacji produkcji. Wszyscy zabierający w tej sprawie głos (prezes Agrosolding SA – Zofia Gaber, dyrektor ZPOW Agro-Łowicz – Stanisław Bar, prezes Krajowego Związku Plantatorów – Marek Frańczak, przedstawiciele zakładów przetwórczych) za konieczny warunek porządkowania rynku uznali powrót do systemu kontraktacji. Padały głosy o potrzebie traktowania umowy kontraktacyjnej równie poważnie, jak innych umów handlowych, oraz o prawie zakładu przetwórczego do selekcji kandydatów chcących zostać kontrahentami przetwórni. Prezes Zofia Gaber jako fundamentalną określiła sprawę preferencyjnych kredytów skupowych dla zakładów przetwórczych. Przy rentowności tego sektora przemysłu w granicach 1-1,5% zakłady nie są w stanie samodzielnie sfinansować kosztów zakupu surowca. O ile kontraktacja jest sprawą możliwą do załatwienia między plantatorem a przetwórcą, poprzez kwestię kredytów skupowych zebrani weszli w sferę polityki państwa wobec rolnictwa. Następnym problemem, a właściwie całym ich ”workiem”, były cła. Przetwórcy (ZPOW Agros-Łowicz, Krajowa Unia Producentów Soków, Gerber SA) nie mogli się doszukać sensu w wysokich cłach na koncentrat z cytrusów: u nas wynoszą one 30%, w RFN – 10%, w Czechach – 0%. Postulowali dostęp do tej klasy produktów przy etach zbliżonych do unijnych – około 10-15%. Zygmunt Sidor z Gerber SA podał, że koszty ceł stanowią już połowę kwoty, jaką zakład płaci swoim plantatorom za owoce i warzywa. A sprowadzane z zagranicy koncentraty i inne surowce są zwykle niekonkurencyjne wobec produkowanych u nas. Natomiast tam, gdzie polscy producenci oczekiwaliby osłony (choćby w postaci ceł), taryfa jest dziurawa lub sieć celna ma tak duże oka, że ”wrażliwy” towar bez przeszkód napływa do Polski. Za przykład znowu posłużyły wielu dyskutantom pomidory – tak polowe, jak i spod osłon, konsumpcyjne. Okazuje się, że potrafią one wejść do Polski ”od strony kuchni” – z terenu Litwy, a nawet Łotwy! Handlowcy, dokładnie zapoznawszy się z taryfami celnymi odkryli, że na owoce sprowadzone z tych kierunków w postaci koncentratu nalicza się cło w wysokości 5%. Co prawda, ta stawka dotyczy pomidorów wyprodukowanych w kraju eksportera, ale Główny Urząd Ceł przez swoje procedury sprawdzania kraju pochodzenia towaru nic zawsze potrafił udowodnić reeksport, a konstrukcja samych taryf (”zapory” celne ustawia się tam, skąd może zagrażać ”wrażliwy” import) niejako zaprasza do skorzystania z okazji. Jeśli już nie da się nijak wwieźć koncentratu pomidorowego po opłacalnej cenie – można z niego łatwo zrobić sos pomidorowy. Wtedy cło z 40% dla koncentratu spada do 11% dla sosu. Z tego samego ”worka”, ale o innych gatunkach: tu bohaterami są przede wszystkim owoce porzeczek, malin i truskawek. Jesteśmy krajem dobrze wyposażonym w chłodnie. Niestety, sami z sobą konkurujemy oferując zagranicy dwa rodzaje produktów – owoce schłodzone, które mogą trafić do kraju importera wcześniej, oraz przygotowywane później mrożonki, kierowane na te same rynki przyblokowane nie tylko owocami mrożonymi z innych krajów, ale i polskimi schłodzonymi. Arbitralne postępowanie władz państwowych, uwzględniające interesy obu grup lobbistycznych zdaje się do przyjęcia po okresie, kiedy interwencjonizm państwa uważano za rzecz wstydliwą. Padł nawet przykład Szwajcarii, w którym to ewidentnie kapitalistycznym kraju ceny koncentratu soku jabłkowego ustala się z pomocą administracji. Dyskusja zdawała się zwolna dogasać pytaniami o powody braku gwarancji ze strony KUKE (Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych) dla transakcji zawieranych z krajami WNP (system ubezpiecza tylko eksport do krajów CEFTA), projekt ustawy o grupach producentów, nowelizację ustawy o bezpłatnym obejmowaniu przez rolników akcji prywatyzowanych zakładów tytoniowych i cukrowni. Wtem dość niespodziewanie a dramatycznie ponowiono z sali pytanie: a co z tym pomidorem dla przemysłu? Na nowo posypały się kierowane w stronę prezydialnego stołu argumenty o tradycji upraw, braku alternatywy, wartości organoleptycznej polskiego przecieru i koncentratu, zainstalowanych mocach przerobowych, potrzebie zaporowych ceł. Na te wszystkie – konkretne i retoryczne, szczegółowe i problemowe – pytania starał się odpowiedzieć dokładnie minister J. Plewa, kilkakrotnie przedłużając zaplanowany czas spotkania i przesuwając telefonicznie inne swoje zajęcia. Oto skrót jego wypowiedzi: – dziękuję za przybycie, wytrwałość i wszystkie głosy przedstawiające problemy; – jestem usatysfakcjonowany dyskusją i tym, że udało się zgromadzić przedstawicieli producentów i przetwórców, zgodnością poglądów, zbieżnością interesów; – Węgrzy (do nich głównie kierowano pretensje o eksport koncentratu pomidorowego do Polski w ilościach przekraczających całą ich krajowe produkcję – PG) nie do końca rozwiązali u siebie sprawę reeksportu; – porozumienia celne z Litwą i Łotwą były wzorowane na tych zawartych z krajami CEFTA, stąd preferencyjne cła (i możliwość ”wstawienia” do taryf produktów w tych krajach nieprodukowanych); – przesuwanie środków finansowych z ARiMR na odraczanie terminów płatności kredytów obrotowch zaciągniętych w 1998 r. zmniejsza możliwości udzielania preferencji na kredyty skupowe; – wdrożono postępowanie o rozszerzenie ubezpieczeń KUKE na artykuły rolne; – będzie uruchomiona linia kredytowa dla eksporterów żywności, problem tylko, jak sprawdzić, czy kredyt trafia do producenta i eksportera polskiego towaru – nie ma sensu podnoszenie ceł dla powstrzymania napływu towaru z kierunków, z których te towary nie napływają, z drugiej zaś strony istniejące umowy międzynarodowe nie pozwalają na podnoszenie stawek celnych (na przykład z krajami CEFTA) a stamtąd ”wrażliwy” towar może nas zalewać; – wprowadzenie dodatkowych stawek celnych czy innych ”zapór” skutkuje natychmiast retorsjami – np., gdy my utrudniliśmy napływ koncentratu pomidorowego z Węgier, oni znieśli preferencje dla naszej skrobi, w przypadku Czech zaś spotkaliśmy się z podwyżką clą na polski cukier; – w ramach umów międzynarodowych jesteśmy zobowiązani udostępnić kontyngenty dostępu do rynku – w przypadku koncentratu pomidorowego wynosi on np. dla Węgier 3000 t, Słowacji i Czech po 1000 t; – ”przydałaby się jakaś polityka sektorowa wobec branży owocowo-warzywnej”, będą na nią pieniądze pomocowe z UE – jeśli Polska dołoży swoje 50%, możemy liczyć na 150-200 min ECU rocznie już od roku 2000. Tyle w skrócie najważniejszych punktów długiego wystąpienia Jerzego Plewy. Spotkanie zakończył krótki apel Marka Frańczaka, prezesa Krajowego Związku Zrzeszeń Plantatorów: ”my, plantatorzy mamy swoją krajową reprezentację – przemysł nie. Ale to nie jest przeszkodą, byśmy nie mogli się porozumieć. Spotkajmy się – powiedzmy za miesiąc – i poustalajmy, co możemy w nadchodzącym sezonie wspólnie zrobić”.

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułCO W SPRAWIE RAKA ZIEMNIAKA?
    Następny artykułNOWE ZASTOSOWANIA DLA DONICZEK JIFFY

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.