Kieleckie targi udzieliły gościny „wędrującej” Konferencji Odmianowej organizowanej od dziewięciu lat przez Zakład Zaopatrzenia Ogrodniczego w Warce, a wspieranej merytorycznie przez Instytut Ogrodnictwa. Dziewiąta edycja tego spotkania miała miejsce w drugi dzień targów, 19 listopada. Prezes ZZO Warka Anna Marczak powitała prelegentów i słuchaczy życząc owocnych obrad i zmieszczenia się w czasie (przed zamknięciem targów). Udało się!
Sad zaczyna się w szkółce
Rozpoczęła się od tego, od czego zaczyna się sadownictwo – czyli od szkółkarstwa. Od przypomnienia tej prawdy rozpoczął swoje wystąpienie Maciej Lipecki (fot. z lewej), prezes Stowarzyszenia Polskich Szkółkarzy. Rozszerzył on i uzupełnił przegląd najważniejszych jego zdaniem i najpopularniejszych teraz w polskich sadach odmian jabłoni. Zwrócił uwagę na masowe, jak to określił sadzenie Red Jonaprice’a w naszych sadach, co za kilka lat zaowocuje dużą podażą tych jabłek na naszym rynku. Niesłabnącym zainteresowaniem cieszy się wśród naszych sadowników grupa ‘Gali’ – ale więcej o tych odmianach mówił nieco później Jarosław Kuklewski (fot. z prawej, poniżej, przedstawiciel Zakładu Zaopatrzenia Ogrodniczego w Warce. Opisał on, między innymi, jej najciekawsze nowe klony oraz wyjaśniał przyczyny, mechanizm regresji klonów do form wyjściowych (chimeryczność ‘Gali’). Wyraził pogląd, że ta niewątpliwie cenna grupa raczej nie powinna być podstawą sadu.
Przy ciągle rosnącej globalnej produkcji jabłek sadownikom coraz trudniej uzyskać jakikolwiek zysk (nie mówiąc o satysfakcjonującym ich) z produkcji tych owoców. Zjawisko to znane jest i polskim producentom, mimo że w porównaniu z kolegami z innych krajów koszty produkcji mają (jeszcze) niższe niż oni. Szanse na dochód dają niektóre odmiany – jak paskowane klony ‘Gali’. W zasadzie jednak – to doświadczenia sadowników z zachodniej Europy – tylko uprawy klubowych odmian stwarzają jakieś perspektywy. Nawet po odliczeniu składek na rzecz „klubu” producent owoców Pink Lady® czy innej kreacji klubowej otrzymuje więcej, niż za jabłko „zwykłe”. Ta droga jest dla polskich sadowników właściwie zamknięta – wszak kluby odmianowe stworzone zostały na Zachodzie jako forma obrony rynków przed zalewem tanimi polskimi jabłkami. Żaden więc klubowicz nie tęskni za przyjmowaniem do swego grona Polaków. Pozostaje stworzenie własnego klubu.
I tu wyłonił się kolejny – zdaniem M. Lipeckiego – problem do pilnego rozwiązania przez naszych sadowników: branża nie ma żadnego markowego produktu. Nawet nie bardzo jesteśmy w stanie dzisiaj określić jaka odmiana (jakie odmiany?) mogłaby (mogłyby) to być. ‘Idared’ już się do tego celu nie nadaje, ‘Šampion’ – też nie: ten pierwszy ma już okres swojej świetności dawno za sobą, choć uparcie trzyma się na rynku (mamy listopad, a szkółki nie dysponują już drzewkami ‘Idareda’), drugi – choć mocno kojarzony z Polską nie nadaje się do handlu na dalekich rynkach. Może uda się wykreować coś z nowych odmian pochodzących z polskiej hodowli. Instytut Ogrodnictwa dorobił się w ostatnich latach interesujących sadowników odmian (‘Ligolina’, ‘Free RedStar’, ‘Gold Milenium’ ‘Melfree’, ‘Red Ligol’, ‘Chopin’). Swoją kolekcję posiada już grupa prywatnych hodowców Aj!Apple (‘Muna’, ‘Najdared’, ‘Reno 2’, ‘Zuzi Gala’, ‘Victo Red’, ‘Sander’). W polskich sadach również znaleziono i zarejestrowano ciekawe mutacje.
Jedwabiste perspektywy eksportu
Agnieszka Sahajdak (fot. obok) – dyrektor Biura Nadzoru Fitosanitarnego i Współpracy Zagranicznej GIORiN-u, starała się urealnić oczekiwania środowiska producentów wobec otwierającego się rynku chińskiego. Wbrew entuzjastycznym doniesieniom medialnym nasze jabłka jeszcze do Chin nie wjechały. Prawdą jest, że rekordowym czasie Polska podpisała z tym państwem „Protokół w sprawie warunków eksportu jabłek z Polski do Chin” (z państw UE jeszcze tylko Francja ma podobną umowę dwustronną), ale chiński nadzór fitosanitarny jeszcze nie wystawił tamtejszym firmom zezwoleń importowych, a dopiero te dokumenty umożliwiają naszej Inspekcji wystawianie świadectw fitosanitarnych.
W bieżącym sezonie ze zgłoszonych początkowo 925 sadów i 165 przechowalni i pakowalni procedurom lustracyjnym poddały się 453 sady i 135 obiekty logistyczne. Strona chińska zgodziła się na rozszerzenie zatwierdzonej na ten rok listy o nowe sady i obiekty w przyszłym roku – międzypaństwowy Protokoł podpisano na dwa lata.
Warto odnotować, że jesienna polsko-chińska kontrola zgłoszonych sadów i obiektów nie skreśliła żadnego z listy uprawnionych do eksportu jabłek. Jednak wysyłka owoców do Chin – według przewidywań dyr. A. Sahajdak nie będzie tak wielka, jak odmalowują to czasem media – pierwsze przesyłki to setki… ale kilogramów: 200kg, 500 kg, nie zaś setki tysięcy ton. Bezpieczniej jest myśleć i z sukcesem zrealizować pułapy dziesiątek tysięcy ton.
Do tematu eksportu do Chin wróciła w swoim wystąpieniu Anita Łukawska
(„Sprzedaż jabłek na odległe rynki w praktyce”, fot. obok, z prawej)) – mówiła o alternatywie dla drogiej i długiej drogi morskiej. Trwa ona nawet czterdzieści kilka dni. Jabłka mogą jednak pojechać do Państwa Środka lądem – koleją, prosto z Łodzi. Linia prowadzi przez Białoruś, Rosję i Kazachstan do północno-zachodnich prowincji Chin (docelowo – Chengdu) i jest jedną z nitek Nowego Jedwabnego Szlaku mającego łączyć gospodarczo to państwo z Europą. Problemem jest zachowanie Rosji, której służby celne i fitosanitarne nie są zainteresowane zgodą na transport polskich jabłek przez swoje terytorium.
By myśleć o jakimkolwiek liczącym się z egzotycznych rynków polski sadownik musi spełnić wyśrubowane (w odczuciu wielu z nich) warunki dotyczące odmiany i jakości owoców. Niebagatelne koszty zorganizowania takiego eksportu wymagają sprawnej organizacji i potencjału logistycznego. W praktyce oznacza to, że o sensownym eksporcie mogą myśleć tylko dobrze funkcjonujące grupy producenckie, a jeszcze lepiej – zrzeszenia grup. Dopiero ten szczebel zorganizowania pozwala na zaoferowanie oczekiwanych przez rynki partii owoców o pożądanych parametrach a sadownikom umożliwia wygenerowanie środków na promocję swojego towaru, dotarcie do klientów, utrzymanie kontroli jakości owoców itp.
Nie jesteśmy bez szans
O realnej pomocy sadownikom w konfrontacji z rosnącymi oczekiwaniami rynków opowiedział Krzysztof Krupa (fot. z lewej) reprezentujący koncern Syngenta, sponsora targów Horti-Tech. Te wymagania – poszczególnych rynków czy konkretnych odbiorców są znacząco ostrzejsze, niż obowiązujące w państwach Unii Europejskiej regulacje prawne. Jednak z podejmowanymi przez menedżerów sieci handlowych czy innych operatorów decyzjami sadownik nie ma szans dyskutować. Wybór ma zero-jedynkowy. K. Krupa przekonywał, że sprostanie wprowadzanym pod naciskiem Greenpeace’u czy innych „zielonych” organizacji wymaganiom nie jest niemożliwe. Nawet w sytuacji stałego ograniczania asortymentu dopuszczonych do użycia preparatów ochrony roślin.
Syngenta od kilku lat prowadzi program Fruit Quality Contract, który ma wskazać producentom, między innymi, jabłek realne możliwości spełnienia wymagań odbiorców przy pomocy aktualnie dostępnych preparatów i technologii produkcji. Według K. Krupy ograniczenie ilości stwierdzanych w jabłkach substancji aktywnych – do czterech czy nawet trzech – oraz wysokości najwyższych dopuszczalnych pozostałości (MRL) – poniżej 70% dopuszczalnych w UE, a nawet niższych – wymaga od sadownika przede wszystkim przemyślanego działania i dużej staranności w prowadzeniu integrowanej produkcji. Paleta (jeszcze) dostępnych chemicznych preparatów pozwala tak skonstruować swój indywidualny program ochrony sadu, by w sezonie najpierw wykorzystać środki o długim okresie rozkładu, zaś dopiero przed samymi zbiorami sięgać po te o najkrótszych okresach rozpadu.
Zarówno w pilotażowym programie FQC zrealizowanym w 2014 roku w sześciu gospodarstwach, jak i w sezonach 2015 oraz 2016 osiągnięto założenia (wykrywanie czterech lub mniej substancji aktywnych i niższa niż 70% wysokość MRL). Warto sobie tutaj uświadomić, że te trzy minione sezony bardzo się od siebie różniły co do warunków pogodowych, co potwierdza poprawność założeń FQC.
Na jagody!
Dzięki Dominice Kozarzewskiej (Grupa Producentów Owoców „Polskie Jagody”, fot. obok) słuchacze 9. Konferencji Odmianowej na chwilę „wyszli” z sadów – na plantacje i rynek borówki wysokiej. Zdaniem pani prezes jesteśmy niewątpliwie europejskim liderem w produkcji tego gatunku, ale nie sposób dokładnie podać ani skali produkcji, ani obszaru plantacji. Według różnych źródeł równie prawdopodobny jest poziom około 11-12 tysięcy ton jak i 16-17 tysięcy ton. Prawdopodobnie uprawia się w Polsce borówkę na około 7000 hektarów.
Pochodzące z naszego kraju owoce cieszą się na międzynarodowych rynkach zasłużenie dobrą opinią – wypracowywaną przez 40 lat przez coraz większe grono pasjonatów tej uprawy mających jednocześnie bardzo dobre przygotowanie merytoryczne i szybko uczące się reguł marketingu. Dzięki temu polski eksport (znów z powyższym zastrzeżeniem) sięga obecnie poziomu 4,5 tysiąca ton jagód. Od lat (właściwie „od zawsze”) najważniejszym importerem polskich borówek jest rynek brytyjski, gdzie co roku trafia ponad połowa eksportowanych z Polski jagód.
W miarę wchodzenia na globalny rynek borówki nasi producenci coraz wyraźniej odczuwają konieczność rywalizacji z innymi – na przykład z plantatorami pracującymi w strefie klimatu tropikalnego, co umożliwia kilkukrotne zbiory owoców w ciągu roku. Zwiększa się stale presja na podnoszenie jakości owoców, co kieruje uwagę ich producentów na nowe odmiany i technologie produkcji (uprawy pod osłonami), przechowywanie w KA, ochrona przed D. suzuki. Podobnie, jak na rynku jabłek rynek wymaga coraz „czystszych” owoców – z minimalnymi poziomami pozostałości środków ochrony roślin – nawet do 33% dopuszczalnych w UE.
Plantatorzy – mający od lat swoje Stowarzyszenie Plantatorów Borówki Amerykańskiej, a od niedawna trzy grupy producentów) dbają głównie o swoje krajowe podwórko. Na ten rynek skierowana jest akcja promocyjna „Niezwykłe właściwości zwykłych owoców”. W bieżącym roku zainaugurowano obchody Dnia Polskiej Borówki – święta, które ma być również wydarzeniem edukacyjnym, pokazującym krajowemu klientowi borówkę jako owoc skomplikowanej, całorocznej pracy wymagającej zaawansowanej wiedzy i wartej odpowiedniego podania na rynek (po schłodzeniu, przesortowaniu, w opakowaniach jednostkowych).
Gorzka „czekolada”
We wszystkich pokrótce wyżej relacjonowanych wystąpieniach podczas 9. Konferencji Odmianowej przewijał się temat jakości owoców oferowanych na eksport. W ostatnim sezonie sadownicy często byli zaskakiwani skalą porażenia przechowywanych jabłek oparzelizną powierzchniową. O metodach jej ograniczania mówił dr Krzysztof Rutkowski (fot. obok) z Instytutu Ogrodnictwa w Skierniewicach, merytorycznego patrona tej konferencji. Trwałość przechowalnicza owoców, a więc okres podczas którego nie następują zmiany obniżające ich przydatność konsumpcyjną, zależy od jakości osiągniętej w sadzie, braku uszkodzeń owoców i właściwego terminu ich zbioru.
Poza podatnością odmiany na oparzeliznę czynnikami sprzyjającymi wystąpieniu tego fizjologicznego schorzenia są: zbyt wysoka temperatura przez zbiorem, niedojrzałość owoców, wysoka w nich zawartość azotu, niskie stężenie wapnia, opóźnienie schłodzenia owoców po zbiorze, zbyt wysoka temperatura przechowywania i za wysoka wilgotność względna w komorze, za długi okres przechowywania. Natomiast ogranicza jej występowanie optymalny termin zbioru i przechowywania, użycie 1-MCP, wprowadzenie dynamicznej KA.
Właśnie dysponujący komorami KA czasem wręcz z przerażeniem obserwują nasilenie objawów oparzelizny – wcześniej, w zwykłych chłodniach z takimi rozmiarami szkód nie mieli do czynienia. Badania dr K. Rutkowskiego potwierdzają ich obserwacje – w zwykłych chłodniach schorzenie występowało wcześniej, ale słabiej, natomiast w KA oparzelizna ujawnia się później, za to w o wiele silniejszym stopniu opanowuje owoce.
Nie wszystkie objawy – na pierwszy rzut oka przypominające oparzeliznę powierzchniową – tak naprawdę da się zaklasyfikować jako to właśnie schorzenie. W ostatnich latach pojawiają się schorzenia o podobnych symptomach, jednak zdaniem K. Rutkowskiego nie będące oparzelizną – ich etiologia wymaga jeszcze badań.
Przy jabłkach przeznaczonych do długiego przechowywania i transportu kapitalne znaczenie ma stężenie etylenu w otaczającej ich atmosferze. Reakcję „starzenia się” może zainicjować już jego stężenie w wysokości 0,1 ppm. Tymczasem w opakowaniach (zwłaszcza w workach foliowych czy na obciąganych folia tackach) stężenie tego gazu przekracza i 800 ppm. W takich warunkach nie można powstrzymać procesu dojrzewania – właśnie starzenia się jabłek.
Koszyk rodzimych odmian
Dorobek Instytutu Ogrodnictwa w dziedzinie hodowli nowych odmian przedstawił dr Mariusz Lewandowski. Składają się na ten dorobek: 12 odmian jabłoni i 7 podkładek dla nich, 7 odmian i 6 podkładek śliw, 6 odmian i 3 podkładki/wstawki dla wiśni, 1 czeresnia, 2 brzoskwinie, 2 morele, 10 porzeczek czarnych, 12 malin, 2 odmiany agrestu i 16 truskawek.
O wielu odmianach jabłoni rodem ze Skierniewic mówiono już często, między innymi na poprzednich edycjach Konferencji Odmianowej, natomiast w Kielcach dr M. Lewandowski przybliżył także charakterystykę klonów J-9805-02 o proponowanej nazwie ‘Putinka’ i J-9805-03 ‘Pink Braeburn’.
Pierwsza z nich jest krzyżówką ‘Braeburn’x‘Pinova’. Drzewo rośnie średnio silnie tworząc koronę stożkową. Owoce są średniej wielkości do dużych, kulisto-stożkowate, o ciemnoczerwonym rumieńcu. To odmiana zimowa, wcześnie wchodząca w owocowanie, plonująca obficie, ze skłonnością do przemienności, dojrzewająca w końcu września. W chłodni przechowuje się do marca, w KA do końca czerwca. Jest mało podatna na parcha i mączniak jabłoni, wrażliwa na zarazę ogniową, wytrzymała na mróz.
Druga nowa odmiana – ‘Pink Braeburn’ (‘Braeburn’x‘Pinova’) jest podobna do poprzedniej, jednak rumieniec owoców jest nieco inny – różowoczerwony.
Jak śliwka – to na deser
Odmianą jako ważnym czynnikiem w uprawie integrowanej śliw zajmowała uwagę słuchaczy mgr Agnieszka Głowacka z Instytutu Ogrodnictwa. W Skierniewicach. Ciągle głównymi problemami w uprawie tego gatunku jest występowanie szarki, niedostateczna wytrzymałość drzew i ich pąków kwiatowych na temperaturę zimą, silny wzrost drzew.
Pierwszy z tych czynników można eliminować w towarowej produkcji sadzą odmiany odporne (‘Jojo’, ‘Jofela’, ‘Jolina’, ‘Joganta’) lub tolerancyjne wobec wirusa (‘Katinka’, ‘Čačanska Rana’, Čačanska Lepotica’, ‘Čačanska Najbolja’, ‘Carpatin’, ‘Hanita’, ‘Valjevka’, ‘Amers’, ‘Elena’, ‘Haroma’, ‘Tophit’, ‘Presenta’.
Najnowszymi z obserwowanych w Skierniewicach odmianami są ‘Juna’ (‘Katinka’x‘Zwintschers Frűhe’) – o owocach wielkości tych u ‘Węgierki Zwykłej’, dojrzewających w podobnym terminie jak ‘Herman’, smacznych z łatwo oddzielającą się pestką; oraz ‘Azurka’ (‘Hanita’x‘Č. Lepotica’) – dojrzewająca w połowie sierpnia, po ‘Č. Lepoticy’ a przed ‘W. Dąbrowicką’, o owocach średniej wielkości, smacznych, z dobrze odchodzącą pestką.
Dzięki niespotykanej samodyscyplinie prelegentów podczas 9. Konferencji Odmianowej znalazło się po kilka minut czasu na pytania i dyskusję z wykładowcami – i to bez przekroczenia zaplanowanego czasu jej trwania. Jeszcze raz chcę więc Paniom i Panom wykładowcom oraz wiernym do końca słuchaczom podziękować za sprawny przebieg naszego spotkania.
Piotr Grel
Zdjęcia: A. Łukawska