Regionalna turystyka kulturowa

VII Ogólnopolską Konferencję pt. „Produkty tradycyjne szansą rozwoju regionalnej turystyki kultowej”, która odbyła się 17 grudnia 2012 r. na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie, otworzył JM Rektor UR prof. dr hab. Włodzimierz Sady. Wśród gości byli małopolscy posłowie – Joanna Bobowska, Józef Lassota i Andrzej Romanek, oraz sadownicy z gmin Łącko i Szydłów. Jak się okazało, przyjechali oni nie tylko ze śliwowicą i chcieli rozmawiać nie tylko o niej.

Zimny prysznic
Konferencja zaczęła się od solidnej porcji innego płynu (zimnej wody – wylanej – może nie aż z kubła, ale jednak w ilościach orzeźwiających – na słuchaczy przez prof. dr. hab. Czesława Nowaka z UR w Krakowie). Przywykliśmy myśleć o problemach rolnictwa i wsi jako najważniejszych – nie dziwota, skoro jako producenci żywności czy ludzie w inny sposób ściśle związani z tą branżą, tkwimy całe zawodowe (a i osobiste) życie w centrum tych nieprostych spraw. Cz. Nowak rozpoczął swój wykład od uświadomienia nam, że po raz pierwszy w dziejach ludzkości w miastach żyje więcej ludzi niż na wsiach. W Europie – wyraźnie więcej. Nie powinno więc mieszkańców wsi dziwić ani tym bardziej oburzać, że Europejczycy (ci z miast zwłaszcza) zaczynają coraz częściej pytać, czy aby nie czas skorygować budżet Wspólnoty Europejskiej: dlaczego ponad 40% wspólnych pieniędzy trzeba kierować na pomoc dla branży, w której pracuje (mniej więcej – dla UE) około 5% zatrudnionych? Przecież w miastach Unii bezrobocie dotyka znacznie większej liczbowo grupy osób… Jako rolnicy i mieszkańcy obszarów wiejskich powinniśmy być przygotowani, że poparcie dla idei wspierania produkcji rolniczej i wsi będzie (chyba nie tylko w UE) słabło.

Z czego żyje rolnik?
Z tego, co za produkty rolne płaci konsument w mieście, rolnik otrzymuje coraz mniej. We Francji, gdzie organizacje społeczno-zawodowe rolników są silne, do kieszeni producentów żywności trafia przeciętnie „aż” 18% z ceny detalicznej. W Wielkiej Brytanii (prawie zupełny brak zorganizowania rolników, bo przeważa wielka własność ziemska, gospodarza na roli zastąpił robotnik rolny) jest to już tylko 8%. Dochód z produkcji rolnej w gospodarstwie spada na całym świecie – nawet w tych największych, amerykańskich gospodarstwach za sprzedaż zbóż farmer uzyskuje ok. 50% dochodów – reszta pochodzi z innych źródeł (subwencje eksportowe, własna sprzedaż, przetwórstwo, dzierżawy). W UE-27 w strukturze dochodu gospodarstwa rolnego z pozarolniczych źródeł dochodu ponad połowę (51%) dostarcza przetwórstwo, a turystyka (9%) niewiele ustępuje pracy najemnej rolnika (14%). Polityczne deklaracje i programy partii politycznych, obiecujące rolnictwu i wsi godziwe życie z pracy na roli, są nierealistyczne.

Coraz bardziej potrzebne jest więc rozwijanie innych działalności, które mogłyby zasilić budżety gospodarstw rolnych. Jednym z nich mogą być niszowe produkty kulinarne oferowane w gospodarstwach agroturystycznych. Według Cz. Nowaka, pod tym względem jesteśmy krajem niewykorzystanych szans. Polska ma zarejestrowanych w UE 35 produktów regionalnych (Włochy – 248, Francja – 192).

Nowa świecka tradycja
Każda nowa władza na Sądecczyźnie – samorządowa, administracyjna, parlamentarzyści z regionu – składa uroczyste obietnice „załatwienia sprawy” łąckiej śliwowicy. Jak dotąd, bez ostatecznego rezultatu. Wśród polskich paradoksów jest i ten, że ścigany przez policję z mocy prawa bimber jest nagrodzonym (Perłą na Polagrze) produktem kulinarnego dziedzictwa kulturowego i chętnie przyjmowanym przez wszelkich notabli upominkiem regionalnym. Obecny wójt gminy Łącko Janusz Klag (pierwsza kadencja u władzy) zrelacjonował ostatnie prace władz gminy i stowarzyszenia Łącka Droga Owocowa, które doprowadziły do uzyskania ochrony patentowej wspólnego znaku towarowego gwarancyjnego, słowno-graficznego „Łącka śliwowica daje krzepę, krasi lica”. Pozwala to na ochronę marki, ale jeszcze nie załatwia sprawy legalności produkcji i zasad sprzedaży. Stąd apele współpracujących gmin – Łącka i Szydłowa – do obecnych na sali („starych” i pracujących pierwszą kadencję) parlamentarzystów, by kolejny raz spróbowali przekonać administrację rządową do przyjęcia rozwiązań, choćby tylko podobnych do tych, jakie w ościennych państwach pozwalają na legalne wytwarzanie i sprzedaż śliwowicy chronionej jako produkt tradycyjny.

Talerz patriotyzmu lokalnego
Prof. dr hab. Władysław Migdał z UR w Krakowie zachęcał do wykorzystywania w działalności kulinarnej bardzo bogatego regionalnego nazewnictwa. Udowodnił swoim wykładem, że rzeczywiście gwara kuchni polskiej brzmi tajemniczo, smakuje bosko. Maczanka krakowska, śląskie niebo czy święconka – takie nazwy działają na wyobraźnię o wiele bardziej niż duszony schab w bułce, plaster kestlera i boczku w sosie z suszonymi owocami, barszcz wielkanocny. Samych oryginalnie nazwanych zup – prostych potraw sporządzanych w chłopskich kuchniach różnych regionów Polski – można umieścić w jadłospisach (niekoniecznie od razu w gospodarstwach agroturystycznych – ot, w zwykłych restauracjach i zajazdach) ponad 30… Kilka propozycji – z tych bardziej ogrodniczych: zupa brzadowa (z Kaszub – „brzad” to suszone gruszki, jabłka, śliwki i wiśnie), szarpaki (kapuśniak borowiacki), rumpuć (Wielkopolska – warzywna z kawałkami mięsa), warianka (Łemkowyna – na kwasie z kiszonej kapusty), czoskula (Śląsk Cieszyński), famuła (Kielecczyzna – z borówek zaprawiana mlekiem). A to dopiero pierwsze danie…

Piotr Grel
Redakcja portalu ogrodinfo.pl

Artykuł pochodzi z numeru 2/2013 Hasła Ogrodniczego

Related Posts

None found

Poprzedni artykułRolnik-Farmer Roku po raz XIX
Następny artykułSympozjum truskawkowe 2016

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.