Dariusz Gęgotek – kierownik Biura Wsparcia Inwestycyjnego ARMiR w Krakowie przypomniał o możliwościach skorzystania w juz uruchomionych bądź mających być uruchomionymi w najbliższym czasie programach wsparcia rolnictwa. Można sobie zaplanować także skorzystanie z więcej niż jednego programu – na przykład wykorzystując najpierw środki na rozwój produkcji rolniczej, potem zaś na działalność gospodarczą. Mankamentem niektórych programów jest konieczność wykazania sie stażem w KRUS-ie i przejściem potem na 3 lata do ZUS-u, co może sie okazac decyzją daleko bardziej sięgającą w przyszłość niż na trzy tylko lata. Powrót do ubezpieczenia rolniczego może się okazać niemożliwy ze względu na rozwiniętą w trakcie realizacji programu działalność pozarolniczą. Sadownicy zgłaszali liczne przypadki odmowy przyznania środków na sieci antygradowe – mimo prawidłowo sformułowanych i pozytywnie rozpatrzonych wnioskó, zakwalifikowanych na „zieloną” listę. Na takie działania ochronne na Sądecczyźnie zabrakło funduszy. Nie przyznano również Małopolsce statusu województwa dotkniętego w ubiegłym roku klęską suszy. Mimo odczuwanego deficytu wody i spełnieniu przez region warunków uznania za poszkodowany, na jakimś etapie procedura zacięła się i rolnicy zostali ze swoimi problemami sami.
Dariusz Gęgotek (ARiMR) achęcał do wykorzystywania środków z kilku uruchomionych programów wsparcia
Temat śliwowicy jest łąckim sadownikom zawsze bliski. Z zainteresowaniem słuchali rozważań nad faktami i mitami dotyczącymi produkcji tego niszowego wyrobu regionalnego (formalnie – nielegalnego) swego kolegi sadownika – Krzysztofa Maurera, który uparł się produkować ten rodzaj alkoholu w biały dzień, legalnie. Od 2012 roku uruchomił produkcje serii trunków określanych jako okowita – śliwkowa, jabłkowa, gruszkowa czy z innych owoców.
Fakty są takie: alkohol etylowy (okowity, śliwowice itp.) można produkować w każdym kraju UE – także w Polsce. W odróżnieniu od nas, wszyscy sąsiedzi (ci z UE) uchwalili sobie prawo ułatwiające produkcję alkoholu przez rolników, sadowników, działkowców. Zaś mitami: że nasi sąsiedzi nie muszą mieć na tę produkcję zezwoleń i nie płacą akcyzy, że w Polsce nie można wytwarzać alkoholi owocowych, miodowych czy zbożowych oraz to, że u nas wytwarzanie takich alkoholi jest niekaralne (choć ten akurat mit się urzeczywistnia). Faktem jest również, że uruchomiwszy swoją produkcję wysokoprocentowych alkoholi, Krzysztof Maurer tonie w papierach. Nasze przepisy są najbardziej rozbudowane, akcyza najwyższa (prawo UE dopuszcza 50% obniżkę tego podatku dla małych gorzelni – produkujących do 10 hektolitrów 100% spirytusu), mamy inne jeszcze finansowe obciążenia produkcji niszowych alkoholi.
Krzysztof Maurer rozwiewał mity i umacniał fakty dotyczące produkcji okowit owocowych w krajach UE
Tomasz Gasparski (Bayer)przypomniał, po co i dla kogo założono Stowarzyszenie Integrowanej Produkcji Owoców „Podkarpacie”, zrzeszającym dzisiaj około 100 gospodarstw sadowniczych. Wskazując za okno (właśnie kończyła się ulewa) przypomniał: – Patrzcie: dzisiejsze deszcze miały bardzo różny rozkład. W różnych miejscach rejonu wysokość opadu różniła się o kilkanaście milimetrów. Tak samo jest z rozwojem chorób czy pojawami szkodników – różnice są znaczące. Nie da się precyzyjnie zaplanować ochrony bez stałego obserwowania własnego sadu, wszystkich jego kwater. Kto u nas (w rejonie Łącka) opryskiwał przeciwko zwójkom na różowy pąk mógł wydać pieniądze na darmo, jeśli nie sprawdził czy u niego rzeczywiście szkodnik był. Nasze SMS-y i inne zalecenia musicie traktować jako informacje, a nie konkretne zalecenie wykonania zabiegu. Trzeba samodzielnie analizować dane z lustracji sadu, prognoz pogody – o wczorajszych i dzisiejszych deszczach mogliśmy wiedzieć dwa dni wcześniej… Dobrze, że tegoroczny potencjał infekcyjny parcha jest niski – gdybyśmy mieli go na ubiegłorocznym poziomie, przy pogodzie w ostatnich tygodniach byłoby nam na tym terenie ciężko… – zakończył doradca.
Zalecenia doradcy są informacją, a nie dyspozycją – trzeba samodzielnie weryfikować, co dzieje sie w sadzie – przekonywał T. Gasparski
O aktualnych problemach rynku jabłek wypowiadali się Jan Golonka – szef GP Łącki Owoc oraz wiceprezes Spółdzielni Ogrodniczej Ziemi Sądeckiej Józef Sułkowski. Bieżący sezon bardzo się różni od ubiegłego, kiedy to jesienią zapełniano komory przechowalni najlepszymi jabłkami, nawet bardzo dobrego ‘Idareda’ już jesienią kierowano do przemysłu – perspektywy handlu były bowiem niepewne. Zdjęcie z rynku sporych ilości owoców przez przemysł oraz uruchomienie mechanizmu wycofania jabłek z rynku dzięki funduszom UE – przy jednoczesnym funkcjonowaniu różnych furtek na rynek Rosji – spowodowało w końcowym rezultacie skok cen (marzec/kwiecień 2015) do ponad 2 zł/kg. Tyle, że jabłek już nie było wiele… Jesienią 2015 r. kto nie miał dostatecznej ilości własnych jabłek, by zapełnić chłodnię, szukał ich gdzie się dało, płacąc nawet do 1,1-1,2 zł/kg. Do komór, także KA, trafiło wszystko, co się dało schować. Jakość wielu jabłek była kiepska, teraz będą się nadawały tylko dla przemysłu. Granice Rosji uszczelniono, ceny jabłek przemysłowych po jesiennym szczycie (ok. 50 groszy/kilogram) zaczęły spadać, mechanizm wycofywania owoców (300 tys. ton) zdemolował rynek wewnętrzny – sprzedaż jabłek w Polsce spadła nawet o połowę. Ceny skupu owoców spadły poniżej 0,9 zł/kg.
Dla zachowania jakiejś równowagi na rynku wewnętrznym musimy eksportować około 1 mln ton jabłek. Do końca sezonu powinno nam się udać sprzedać owoce o dobrej jakości – jędrne, wybarwione, średnicy 7-8 cm. Przejrzałe czy nie spełniające norm handlowych na rynek nie wejdą. Musimy zapomnieć o łatwym eksporcie na Wschód – każdej ilości prawie każdego jabłka. Mamy rynek konsumenta i to sadownik musi się dostosować – zresztą sam nie da rady, musi działać wspólnie, by spełnić oczekiwania rynku. Ten globalny jest nasycony – od 10 lat nigdzie już nie rośnie produkcja jabłek, tylko w Polsce. By sprzedać, musimy kogoś z tego rynku wypchnąć. Inaczej się nie da. Nie zrobimy tego wysyłając np. do Singapuru jabłka, które na miejscu okazują się niezdatne do handlu. Takie wpadki na długo zamykają rynek przed wszystkimi jabłkami z Polski.
Aktualną sytuacje w sadach regionu komentowali J. Golanka (GP Owoc Łącki, z lewej) i J. Sułkowski (SO Ziemi Sądeckiej – z prawej), w środku – J. Potoniec (ODR O/Nawojowa)
Tekst i zdjęcia: Piotr Grel