W Łącku i Łososinie Dolnej

Pokaz cięcia w sadzie w Łososinie Dolnej
Sadownicy  z okolic Nowego Sącza i Limanowej spotykają się od kilku już lat na przedwiośniu w Łącku i Łososinie Dolnej na seminariach urządzanych przez  Yara Poland z pomocą Powiatowego Zespołu Doradztwa Rolniczego w N. Sączu, Spółdzielni Ogrodniczej Ziemi Sądeckiej, firmę Agrochemik i Sadowniczą Spółdzielnię Handlową Łososina, a wspieranych merytorycznie przez Adama Furę z ŚODR O/Sandomierz. W ubiegły piątek i sobotę (22, 23 stycznia) wysłuchali wykładów o nowych możliwościach ochrony sadów oraz przypomnień w kwestii racjonalnego nawożenia.
 Od ponad półwiecza chemiczna ochrona roślin jest dominującym sposobem zwalczania chorób, szkodników i chwastów. Podejście do niej zmieniało się i nadal zmienia, ale stałe pozostaje jedno: użytkownik środków ochrony roślin obserwuje bardzo wąski wycinek całej sfery oddziaływania użytych substancji. Zainteresowany jest przede wszystkim bezpośrednim skutkiem poniesionych nakładów – zapobieżeniem wystąpienia czy ograniczeniem już odnotowanych szkód w uprawie. W coraz większym stopniu chce lub musi uwzględniać bardziej pośrednie skutki chemizacji – na przykład pozostałości pestycydów czy jej oddziaływanie na środowisko. Szkopuł w tym, że to „środowisko” postrzegamy ciągle jeszcze dość powierzchownie, wybiórczo – mimo stałego, znaczącego postępu w społecznej edukacji ekologicznej. Wprowadzamy systemy Cross Compliance (wzajemnej zgodności), integrowanej produkcji, jej certyfikacji (GlobalGAP, BRC) itd. Nie sięgamy jednak do sedna problemu.
Adam Fura przedstawił realne już propozycje zmiany podejścia do ochrony sadów (a ogólniej – roślin). Przywołał z nieodległej przeszłości – jeszcze pamiętane przecież, choć już prawie zarzucone – praktyki wykorzystujące ogromne możliwości buforowe, jakie tkwią w środowisku. Są one efektem obecności w nim właściwie nieznanych nam, poznanych w ułamku procenta, populacji mikroorganizmów – bakterii, grzybów, glonów, pierwotniaków, nicieni, owadów. Poprzednie pokolenia rolników/ogrodników też ich nie znały, ale potrafiły obserwować skutki występowania tego mikroświata i wykorzystywać do swoich celów gospodarczych. 
Według powtarzanych regularnie co 5 lat badań Instytutu Uprawy i Gleboznawstwa polskie gleby tracą średnio 0,1% substancji organicznych rocznie – ten wskaźnik wynosi obecnie około 1,7%. Do gleby przestał trafiać obornik z małych, prowadzących i chów zwierząt i uprawę roślin gospodarstw. Gleby tracą cenne właściwości fizyczne, ale i biologiczne – zmienia się w niej struktura mikroflory i fauny. Przewagę zaczynają mieć gatunki bakterii beztlenowych, pasożytniczych grzybów (Verticilium, Phytophthora i inne), zanikają antagonistyczne dla nich (a pożyteczne dla człowieka) szczepy, gatunki. Gleba uboga w próchnicę uwalnia mało azotu – przy 1% zawartości próchnicy uwalnia się go 10 kg rocznie, przy 4% – już 40 kg/rok.
Jednak do wzbogacania gleb w kwasy humusowe z coraz liczniej dostępnych preparatów syntetycznych jakoś nie bardzo jesteśmy przekonani. Co więcej – w odróżnieniu od sadowników z krajów zachodnich ciągle jeszcze nie doceniamy roli wapnowania – podstawowego zabiegu polepszającego strukturę gleb. A jeżeli wapna używamy – często jest to wapno tlenkowe, powszechnie zalecane na cięższe ziemie. Skutki jego użycia dla mikroflory i fauny glebowej są podobne (choć w mikroskali), do tych obserwowanych w dołach podczas gaszenia wapna – wypalamy życie nieznanych nam populacji sprzymierzeńców. Odbudowa tych mikroświatów, ich wzajemnych relacji jest długotrwała.


Na sali w Łącku

To są kwestie o jak najbardziej praktycznym znaczeniu dla sadownika – z roku na rok wiemy więcej i doceniamy bardziej moc delikatnych powiązań między roślinami drzewiastymi a grzybami glebowymi wynikającymi z mikoryzy. Dzięki niej właśnie systemy korzeniowe naszych drzew w sadach są zabezpieczane przed inwazjami chorobotwórczych mikroorganizmów. Łatwo zdewastować te systemy mikoryzowe choćby resztkami cieczy opryskowej opadającej na glebę. Powoli utrwala się przekonanie, że nie ma preparatów obojętnych dla środowiska.

Nieco więcej wiemy o skali naturalnej oporności środowiska nad poziomem gleby. Zaobserwowano więcej procesów, zmierzono siły oddziaływania wzajemnego mikroorganizmów zasiedlających części nadziemne roślin, powstaje coraz więcej preparatów biologicznych zwalczających czy zabezpieczających uprawne gatunki przed chorobami. Daleko nie wszystkie dostępne na światowym rynku preparaty są zarejestrowane do użycia w Polsce – ważne tutaj jest to, że już teraz można byłoby pokusić się o stworzenie programu ochrony sadu przed patogenami z wyłączeniem fungicydów chemicznych. Trudniej obecnie skonstruować taki hipotetyczny program zwalczania szkodników.
Z kolei Wojciech Wojcieszek (Yara Poland – od 25 lat na polskim rynku) przypomniał o podwójnych korzyściach z racjonalnego wykorzystywania nawozów mineralnych. Proste oszczędności wynikające z powstrzymywania się od nawożenia skutkują stratami na ilości i jakości (zwłaszcza) plonów, więc nie wchodzą w grę. Można i należy wykorzystywać fizjologię drzew, by zasilać je w tych terminach i tymi składnikami, których akurat potrzebują. Wskazówki co do tego schematu postępowania są opracowane. W. Wojcieszek proponował dzielenie przewidzianej na sezon dawki nawozów na cztery porcje wysiewane w optymalnych dla drzew terminach. Pozwala to na znaczące ograniczenie strat składników z powodu wymycia ich poza zasięg korzeni drzew, a więc podnosi efektywność nawożenia. 
Zanim jednak rozpocznie się nawożenie konieczne jest poznanie konkretnych potrzeb nawozowych nie tyle nawet sadu, co poszczególnych jego kwater czy rosnących w nim odmian. Prosta analiza gleby – byle wynikająca z poprawnie zebranych i zanalizowanych próbek – pozwala zaoszczędzić znaczące kwoty wydane na nawozy. Korekta odczynu gleby zapobiegnie uwstecznianiu się składników pokarmowych, aktualny stan zasobności gleby – zachwianiu wzajemnych stosunków antagonistycznych pierwiastków. Wreszcie tańsze nawożenie doglebowe uchroni przed bezowocnymi próbami dostarczania brakujących makroskładników dolistnie. 
W wielu sadach nawożenie dolistne (zwłaszcza dokarmianie wapniem) jest sprzężone z ochroną roślin – jeśli nie ma zabiegów ochroniarskich, nie ma dokarmiania. Tymczasem potrzeby roślin narastają niezależnie od stanu zagrożenia fitosanitarnego. Stąd też częste problemy z niedoborami wapnia – powinien on być dostarczany zawiązkom i potem owocom kilkakrotnie (nawet dziewięć razy w sezonie).
 
Ubiegły – bardzo ciepły – sezon kolejny raz pokazał, ile zależy od optymalnego zaopatrzenia drzew w wodę. Inwestycja w nawadnianie kroplowe szybciej się zwróci, jeśli system zostanie wykorzystany do fertygacji.
Drugą część weekendowych spotkań stanowiły pokazy cięcia jabłoni w sadach Stefana Pasonia (Łącko) i Andrzeja Bednarka (Łososina Dolna) przeprowadzone przez Adama Furę.
 
Do poruszonych na spotkaniach w Łącku i Łososinie Dolnej tematów powrócimy na naszej stronie ogrodinfo.pl. Natomiast już w najbliższą środę i czwartek (27-28 stycznia), podczas 25. Spotkania Sadowniczego Sandomierz 2016 można będzie posłuchać wykładów o najnowszych trendach tynkowych, konsekwencjach zmian klimatu, nowościach produktowych. Wiele materiałów (całodniowa konferencja drugiego dnia spotkania) bedzie poświęconych czereśni). Program 25. Spotkania Sadowniczego Sandomierz 2016.
pg

Related Posts

None found

Poprzedni artykułGospodarstwa rodzinne przegrają z konkurencją z USA?
Następny artykułPolskim ziemniakom – stop

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.