JADWIGA GRĄBCZEWSKA (1912-2005)

    Jadwiga Grąbczewska urodziła się 24 października 1912 roku z Józefy z domu Jankowskiej i Franciszka Kryta, bankowca. Ukończyła pensję Emilii Plater w Warszawie, potem Wydział Ogrodniczy SGGW. Ojciec Jej kupił w 1936 r., z parcelacji dóbr wilanowskich, willę w Dąbrówce, traktowaną jako letnią siedzibę, ale również z zamiarem osadzenia córki na roli, ze względu na "zdrowy zawód". Ukończywszy SGGW w 1935 r. rok później wyszła za mąż za adwokata Janusza Pałęckiego, z którym miała córkę Janinę. Wojnę przetrwała w Dąbrówce zarabiając na życie uprawą roli. Po śmierci Janusza Pałęckiego w roku 1940 ponownie wyszła za mąż, za Leopolda Grąbczewskiego (w 1942 r.), z którym wspólnie pracowała w gospodarstwie. Zaraz po wojnie (od 1946 r.) odtwarzali produkcję róż, którą Leopold Grąbczewski prowadził samodzielnie — do roku 1936 — na rodzimych ziemiach pod Płońskiem. Z wielką pomocą przyszedł brat Jadwigi — Jacek Kryt, mieszkający wówczas w Belgii — przysyłając niedostępne wtedy u nas oczka nowych odmian róż. Tak powoli rozpoczęła się w Dąbrówce produkcja róż, które stały się wizytówką firmy. W latach 50. XX w. Leopold Grąbczewski zaczął selekcjonować interesujące mutacje, potem planowo krzyżować róże — tym sposobem narodziła się w firmie hodowla. W roku 1963 nowe odmiany Grąbczewskich zostały zaprezentowane na konkursie róż w Hadze, co spowodowało zaproszenie Jadwigi i Leopolda Grąbczewskich do jury tego konkursu. Taki był początek fachowych kontaktów na arenie międzynarodowej. Kolejne lata to: następne konkursy, udział w jury, poznani hodowcy, ludzie z branży.

    Jadwiga Grąbczewska, bywając za granicą i wygłaszając liczne referaty, prezentowała i propagowała polskie ogrodnictwo — wątłe jeszcze, ale rozwijające się.

    Brała udział w obradach Międzynarodowych Kongresów Ogrodniczych, wygłaszając fachowe prelekcje. Wspólnie z mężem aktywnie działała (od momentu utworzenia) w Polskim Towarzystwie Miłośników Róż, a także w Stowarzyszeniu Inżynierów i Techników Ogrodnictwa. Były to wówczas jedyne możliwości wspólnego działania i obie organizacje spełniały bardzo ważne zadanie. Rezultatem Jej działalności była książka "Róże w ogrodzie", napisana przystępnie, ale bardzo fachowo.

    Po śmierci męża w 1979 r. i wycofaniu się z pracy w gospodarstwie, do podróży o czysto fachowym charakterze doszły wyjazdy turystyczno-poznawcze po całym świecie, które stały się Jej drugą pasją. Zawsze pozostawały ślady po tych wyprawach — artykuły, bardzo liczne prelekcje dla niezwykle zróżnicowanego grona słuchaczy. Jechała zawsze solidnie przygotowana wyręczając częs-to miejscowych przewodników. Były to spontaniczne wyprawy organizowane przez Towarzystwo Eksploratorów, którego była członkiem wraz z podobnymi sobie pasjonatami. Poza Grenlandią i Islandią, była prawie wszędzie. Zawsze czuła niedosyt, że coś przeoczyła. Na tak intensywne życie, mimo pogarszającego się stanu zdrowia (rozrusznik serca), pozwalała Jej niezwykła samodyscyplina i upór oraz świetna znajomość języków. Ostatnią swą podróż zagraniczną odbyła w wieku 86 lat do Hongkongu.

    Zawsze i wszędzie była godnym ambasadorem Polski. Międzynarodowe Kongresy Róż to najbardziej pres-tiżowe imprezy, na których reprezentowała nasz kraj — brała udział w wielu, m.in. w Izraelu i Nowej Zelandii. W czasie jednego z Konkursów Róż została przedstawiona angielskiej Królowej Matce (1968 r.).

    Wyróżniono Ją wieloma medalami i odznaczeniami, ale chyba najcenniejsza dla Niej była zawsze przyjaźń i wdzięczność ludzi, z którymi się stykała. Zmarła 27 czerwca br.

    Jan Grąbczewski

    * * *

    Dawno temu, pod tytułem "Z różą w herbie" napisałam artykuł dla "Hasła Ogrodniczego" o Jadwidze i Leopoldzie — założycielach ogrodniczego rodu Grąbczewskich. Od róż zaczęła się wtedy moja znajomość z panią Jadwigą, działaczką kwitnącego wówczas Polskiego Towarzystwa Miłośników Róż. Właśnie wtedy sławę, nagrody i odznaczenia zyskały dwie odmiany wyhodowane przez państwa Grąbczewskich, 'Warszawa' oraz 'Mazowsze', podkreślające ich silny związek z drogimi dla mnie miejscami na mapie Polski. Pani Jadwiga promieniowała wówczas szczęściem.

    Później przekonałam się, że radość życia i ciekawość świata cechowały Ją zawsze, niezależnie od czasów, w których przyszło jej żyć, i losu nikomu nieoszczędzającego cierpień.

    Rozmawiało się z panią Jadwigą łatwo i na każdy temat. Opowiadała ciekawie i barwnie: o różach (z miłością i głęboką wiedzą), o ludziach (z sympatią, niezależnie od ich oceny), o tym, co się dzieje w świecie i w kraju. Dlatego w latach utrudnionych wyjazdów za granicę była szczególnie poszukiwaną przez środowiska ogrodnicze prelegentką. Z wielkim zainteresowaniem słuchaliśmy jej relacji z europejskich i światowych różanych sympozjów czy konkursów, co okraszała ciekawostkami natury obyczajowej i dotyczącymi zwyczajów z wyższych sfer. Wiedzieliśmy, że w każdej sytuacji godnie i z wdziękiem reprezentowała nasz kraj oraz nasze ogrodnicze środowisko. Byliśmy z Niej dumni.

    Mimo starannego wykształcenia i światowego obycia, ceniła dobrą robotę, także ciężką, fizyczną. Kiedyś zwierzyła mi się, że najlepiej odpoczywa pieląc swój ogród i że praca "na roli" zawsze pomagała Jej w zmartwieniach. Na moją prośbę, by zdradziła metodę dobrego wychowywania swoich dzieci, zwłaszcza chłopców, odpowiedziała po chwili zastanowienia: ja ich właściwie wcale nie wychowywałam, oni po prostu wychowali się sami. No tak — pomyś-lałam — ale musieli mieć wspaniałe wzorce. Wiem, że do końca swoich dni Pani Jadwiga była kochana przez rodzinę i przyjaciół, a wszyscy, którzy Ją znali — lubili Ją i szanowali, czego wyrazem były setki róż towarzyszących Jej w ostatniej drodze. I tak zostanie, póki trwać będzie nasza pamięć o Niej.

    Jadwiga Grąbczewska urodziła się 24 października 1912 roku z Józefy z domu Jankowskiej i Franciszka Kryta, bankowca. Ukończyła pensję Emilii Plater w Warszawie, potem Wydział Ogrodniczy SGGW. Ojciec Jej kupił w 1936 r., z parcelacji dóbr wilanowskich, willę w Dąbrówce, traktowaną jako letnią siedzibę, ale również z zamiarem osadzenia córki na roli, ze względu na „zdrowy zawód”. Ukończywszy SGGW w 1935 r. rok później wyszła za mąż za adwokata Janusza Pałęckiego, z którym miała córkę Janinę. Wojnę przetrwała w Dąbrówce zarabiając na życie uprawą roli. Po śmierci Janusza Pałęckiego w roku 1940 ponownie wyszła za mąż, za Leopolda Grąbczewskiego (w 1942 r.), z którym wspólnie pracowała w gospodarstwie. Zaraz po wojnie (od 1946 r.) odtwarzali produkcję róż, którą Leopold Grąbczewski prowadził samodzielnie — do roku 1936 — na rodzimych ziemiach pod Płońskiem. Z wielką pomocą przyszedł brat Jadwigi — Jacek Kryt, mieszkający wówczas w Belgii — przysyłając niedostępne wtedy u nas oczka nowych odmian róż. Tak powoli rozpoczęła się w Dąbrówce produkcja róż, które stały się wizytówką firmy. W latach 50. XX w. Leopold Grąbczewski zaczął selekcjonować interesujące mutacje, potem planowo krzyżować róże — tym sposobem narodziła się w firmie hodowla. W roku 1963 nowe odmiany Grąbczewskich zostały zaprezentowane na konkursie róż w Hadze, co spowodowało zaproszenie Jadwigi i Leopolda Grąbczewskich do jury tego konkursu. Taki był początek fachowych kontaktów na arenie międzynarodowej. Kolejne lata to: następne konkursy, udział w jury, poznani hodowcy, ludzie z branży.


    Jadwiga Grąbczewska, bywając za granicą i wygłaszając liczne referaty, prezentowała i propagowała polskie ogrodnictwo — wątłe jeszcze, ale rozwijające się.


    Brała udział w obradach Międzynarodowych Kongresów Ogrodniczych, wygłaszając fachowe prelekcje. Wspólnie z mężem aktywnie działała (od momentu utworzenia) w Polskim Towarzystwie Miłośników Róż, a także w Stowarzyszeniu Inżynierów i Techników Ogrodnictwa. Były to wówczas jedyne możliwości wspólnego działania i obie organizacje spełniały bardzo ważne zadanie. Rezultatem Jej działalności była książka „Róże w ogrodzie”, napisana przystępnie, ale bardzo fachowo.


    Po śmierci męża w 1979 r. i wycofaniu się z pracy w gospodarstwie, do podróży o czysto fachowym charakterze doszły wyjazdy turystyczno-poznawcze po całym świecie, które stały się Jej drugą pasją. Zawsze pozostawały ślady po tych wyprawach — artykuły, bardzo liczne prelekcje dla niezwykle zróżnicowanego grona słuchaczy. Jechała zawsze solidnie przygotowana wyręczając częs-to miejscowych przewodników. Były to spontaniczne wyprawy organizowane przez Towarzystwo Eksploratorów, którego była członkiem wraz z podobnymi sobie pasjonatami. Poza Grenlandią i Islandią, była prawie wszędzie. Zawsze czuła niedosyt, że coś przeoczyła. Na tak intensywne życie, mimo pogarszającego się stanu zdrowia (rozrusznik serca), pozwalała Jej niezwykła samodyscyplina i upór oraz świetna znajomość języków. Ostatnią swą podróż zagraniczną odbyła w wieku 86 lat do Hongkongu.


    Zawsze i wszędzie była godnym ambasadorem Polski. Międzynarodowe Kongresy Róż to najbardziej pres-tiżowe imprezy, na których reprezentowała nasz kraj — brała udział w wielu, m.in. w Izraelu i Nowej Zelandii. W czasie jednego z Konkursów Róż została przedstawiona angielskiej Królowej Matce (1968 r.).


    Wyróżniono Ją wieloma medalami i odznaczeniami, ale chyba najcenniejsza dla Niej była zawsze przyjaźń i wdzięczność ludzi, z którymi się stykała. Zmarła 27 czerwca br.


    Jan Grąbczewski


    * * *


    Dawno temu, pod tytułem „Z różą w herbie” napisałam artykuł dla „Hasła Ogrodniczego” o Jadwidze i Leopoldzie — założycielach ogrodniczego rodu Grąbczewskich. Od róż zaczęła się wtedy moja znajomość z panią Jadwigą, działaczką kwitnącego wówczas Polskiego Towarzystwa Miłośników Róż. Właśnie wtedy sławę, nagrody i odznaczenia zyskały dwie odmiany wyhodowane przez państwa Grąbczewskich, 'Warszawa’ oraz 'Mazowsze’, podkreślające ich silny związek z drogimi dla mnie miejscami na mapie Polski. Pani Jadwiga promieniowała wówczas szczęściem.


    Później przekonałam się, że radość życia i ciekawość świata cechowały Ją zawsze, niezależnie od czasów, w których przyszło jej żyć, i losu nikomu nieoszczędzającego cierpień.


    Rozmawiało się z panią Jadwigą łatwo i na każdy temat. Opowiadała ciekawie i barwnie: o różach (z miłością i głęboką wiedzą), o ludziach (z sympatią, niezależnie od ich oceny), o tym, co się dzieje w świecie i w kraju. Dlatego w latach utrudnionych wyjazdów za granicę była szczególnie poszukiwaną przez środowiska ogrodnicze prelegentką. Z wielkim zainteresowaniem słuchaliśmy jej relacji z europejskich i światowych różanych sympozjów czy konkursów, co okraszała ciekawostkami natury obyczajowej i dotyczącymi zwyczajów z wyższych sfer. Wiedzieliśmy, że w każdej sytuacji godnie i z wdziękiem reprezentowała nasz kraj oraz nasze ogrodnicze środowisko. Byliśmy z Niej dumni.


    Mimo starannego wykształcenia i światowego obycia, ceniła dobrą robotę, także ciężką, fizyczną. Kiedyś zwierzyła mi się, że najlepiej odpoczywa pieląc swój ogród i że praca „na roli” zawsze pomagała Jej w zmartwieniach. Na moją prośbę, by zdradziła metodę dobrego wychowywania swoich dzieci, zwłaszcza chłopców, odpowiedziała po chwili zastanowienia: ja ich właściwie wcale nie wychowywałam, oni po prostu wychowali się sami. No tak — pomyś-lałam — ale musieli mieć wspaniałe wzorce. Wiem, że do końca swoich dni Pani Jadwiga była kochana przez rodzinę i przyjaciół, a wszyscy, którzy Ją znali — lubili Ją i szanowali, czego wyrazem były setki róż towarzyszących Jej w ostatniej drodze. I tak zostanie, póki trwać będzie nasza pamięć o Niej.

    Related Posts

    None found

    Poprzedni artykułPOWODY ZAMIERANIA ROŚLIN PRZY AUTOSTRADACH
    Następny artykułŁĄCKIE JABŁKA PRODUKTEM REGIONALNYM?

    ZOSTAW ODPOWIEDŹ

    Wpisz treść komentarza
    Wpisz swoje imię

    ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.