W Łososinie Dolnej – szukanie recept na trudne lata

Drugie z tradycyjnych zimowych spotkań sadowników organizowane przez firmę Yara Poland wraz z partnerami (Agrochemik, Spółdzielnia Ogrodnicza Ziemi Sądeckiej, Powiatowy Zespół Doradztwa Rolniczego w N. Sączu) miało miejsce 11 lutego w Łososinie Dolnej. Tu było wspierane głównie przez producentów zrzeszonych w grupie producenckiej Sadownicza Spółdzielnia Handlowa „Łososina”.
Z wątków dotyczących nawożenia – na obu spotkaniach Wojciech Wojcieszek przedstawiał swoją interpretację pojęcia racjonalnego i oszczędnego nawożenia – warto przytoczyć jeszcze kilka. Plonowanie sadu na poziomie 25 czy też 35 ton z hektara trudno dzisiaj uznać za satysfakcjonujące. W związku z tym próby osiągania wyższych – dobrych jakościowo – zbiorów jabłek przy utrzymaniu kosztów nawożenia w granicach 1000 zł/ha są nieefektywne. Owoce muszą dostać składniki odżywcze, gdy będzie ich więcej, więcej trzeba ich dostarczyć. To „więcej” nadal stanowi niecałe 7% kosztów produkcji dowodząc, jak bardzo plonotwórczym zabiegiem jest nawożenie.
Oszczędności należy szukać w efektywności wykorzystania zakupionych i użytych produktów. Doprowadzenie gleby do  wymaganych przez rośliny poziomów kwasowości i utrzymanie tych widełek pH jest podstawą. Większość naszych gatunków drzew i krzewów wymaga odczynu gleby w przedziale od słabo kwaśnego do obojętnego. W tych widełkach mieści się też przedział najwyższych dostępności większości składników odżywczych zawartych w nawozach. Zaś – dla przykładu – w glebach kwaśnych przyswajalność tych samych składników z tych samych produktów spada dramatycznie. Przy pH gleby około 5,2 przyswajalność fosfory wynosi tylko 10%, wapnia nieco więcej – bo 15%, a potasu nadal niewiele, choć już 30%. Oczywisty wniosek: inwestycja w często ignorowane, choć niezbyt drogie nawozy wapniowe zapobiega stratom ciągle kupowanych, bardziej obciążających budżet sadownika nawozów.
Skoro jesteśmy przy wapniu. Racjonalne wapnowanie także pozwala uniknąć strat innych składników odżywczych. Wysiane jesienią wapno do wiosny przemieści się w głąb profilu glebowego i jego słabsza już koncentracja w górnej warstwie gleby wiosną nie będzie groziła uwstecznieniem związków fosforu z wysiewanych wtedy nawozów. Mało ruchliwy fosfor zawarty w najpopularniejszych nawozach pod postacią ortofosforanów (przenika w glebie na około 2 cm w ciągu roku) można zastąpić żwawiej przemieszczającymi się polifosforanami. Szybszy skutek będzie jednak więcej kosztował. Optimum dostępności tego składnika dla roślin jest dość wąskie – mieści się pomiędzy 6,5 a 7 pH. Przy pH 3,5-4,0 jest on najsilniej wiązany przez żelazo, zaś pomiędzy pH 5,0 a 6,0 – przez glin (aluminium). Już od 7,0 pH mocno rośnie wiązanie fosforu przez wapń. Warto więc ustawiać zajęcia tak, by wapno trafiło na pola jesienią pozwalając uniknąć wiosennych problemów z fosforem a dodatkowo  ucieczką azotu i przyspieszoną mineralizacją substancji organicznej. 
O znaczeniu tej frakcji glebowej wspomniał w dyskusji dr Tomasz Lipa z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Przypomniał on praktyki sadowników holenderskich i belgijskich, którzy – zwłaszcza w uprawie grusz mocno troszczą się o poziom próchnicy. Za optymalny w swoich warunkach uważają zawartość próchnicy w wysokości 6%. 
Zasadniczym tematem wystąpienia dr T. Lipy, również mieszczącym się w nurcie poszukiwań rozwiązań na trudne lata, była ochrona sadów przed gradem. Swoje wywody wykładowca podpierał obserwacjami i wyliczeniami z własnego, około 10 hektarowego sadu. Z danych, jakie przedstawiał wynika, że ponad 60% powierzchni Polski jest obecnie zagrożonych gradobiciami. Szlaki gradowe nad naszym terytorium zmieniają się w ostatnich latach, grady pojawiają się lub stają się częstsze na terenach, gdzie nie notowano ich prawie wcale. Grad pojawia się wcześniej, niż jeszcze kilkanaście lat temu, potrafi też spaść i po połowie września. 
Metody ochrony sadów przed gradem są dwie: działa lub siatki. Ta pierwsza jest dokuczliwa akustycznie; protesty sąsiadów dotyczą jednak nie tylko hałasu podczas „strzelań” – bywa, że sadownicy korzystający z tej broni są oskarżani o zmniejszanie się opadów, czego nie potwierdzają badania. Mniej konfliktogenne zdaje się być krycie sadów siatką choć i wtedy bywają problemy. Na przykład w Austrii, gdzie sadów bez osłon praktycznie już nie ma (nikt ich nie ubezpieczy), obrońcy środowiska wymogli zakaz używania siatek z białego tworzywa jako najbardziej szpecących krajobraz. Zielone i czarne jakoś „przełknęli” i jest kompromis.
Z badań i obserwacji wynika, że takie ustępstwa ze strony sadowników nie są specjalnie kosztowne dla nich. Te niepożądane (u nas na razie w tej sprawie jest cicho), białe, ograniczają dostęp światła słonecznego do liści o około 8-10%. Nieco bardziej cieniują drzewa siatki szare – w 14-18%, zaś czarne najbardziej zmniejszając natężenia światła o 18-25%. Trwałość siatek krystalicznych (białych) jest szacowana na 8-10 sezonów, szarych na 10-15, a czarnych na 20-25. W ubiegłym sezonie dr T. Lipa zauważył w swoim sadzie nieco paradoksalną sytuację – pod białą siatką wybarwienie ‘Szampiona Reno’ było nieco wyższe, niż na kwaterze tej odmiany rosnącej bez okrycia. Wytłumaczeniem może być uszkadzanie skórki rosnących owoców w słoneczne, upalne lata (taki był sierpień 2016 r.). Nawet jeśli nie zauważymy typowych oparzeń słonecznych (a nie brakowało ich ubiegłej jesieni), to owoce i tak już były uszkodzone przez nadmierne nasłonecznienie – w skórce zakłócona została  przemiana barwników, synteza antocjanów była słaba.
Najważniejsze w wykładzie było sformułowanie odpowiedzi na pytanie o koszty, a dokładniej – dlaczego są one tak wysokie. Zgadzając się, że nominalnie są wysokie dr T. Lipa przedstawił swoje doświadczenia – życiowe, z własnego sadu. W ostatnim sezonie odnotował u siebie niewielki grad – na tyle niegroźny, że go zbagatelizował: w dzień ani w dwa dni po opadzie nie widać było uszkodzeń na wyrośniętych już zawiązkach. Za to podczas zbioru wystąpiły one już na około połowie jabłek. Teraz z niepokojem czeka na fakturę rozliczającą odstawione do sortowania w grupie producenckiej owoce – ile jeszcze pójdzie na przemysł?
Po tym „wstępie” nastąpiło wyliczenie. Zakładając, że instalacja antygradowa kosztuje 75 tys. złotych na hektar powinniśmy odjąć od tej sumy około 15 tys. zł, jakie zapłacilibyśmy za konstrukcje dla drzewek. Pozostaje 60 tys. złotych – „do pamięci”. Teraz druga strona: zakładamy plon 60 t/ha i cenę zbytu (niekoniecznie nierealistyczną, nawet tym roku) w wysokości 0,9 zł/kg. To 54 tys. zł. Z tego 12 tys. zł odejmujemy – jest to wartość jabłek przemysłowych. Pozostaje przychód około 42 tys. zł z hektara. Trzeba go rozłożyć na okres eksploatacji instalacji i koniecznie porównać  z szacunkiem strat jednorazowego gradobicia.
 
Po tych stresujących deliberacjach – przy słonecznej pogodzie i lekkim mrozie sadownicy ochoczo zamienili salę wykładową gminnego Centrum Kultury w Łososinie Dolnej na sad swego kolegi – Andrzeja Bednarka, w którym czekały na kolejną sesję zabiegową drzewa przycinane już w ubiegłym sezonie podczas podobnego spotkania.

 
Dr Tomasz Lipa podczas pokazu cięcia w sadie Andrzeja Bednarka w Łososinie Dolnej
 
tekst i zdjęcia: Piotr Grel

Related Posts

None found

Poprzedni artykułSzacunki zbiorów francuskiej marchwi
Następny artykuł6 sierpnia – Dniem Patriotyzmu?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.