Szkółkarska pasja

U stóp Gór Świętokrzyskich, w Truskolasach w powiecie opatowskim działa szkółka drzew owocowych Wiesława Stępnia, członka Stowarzyszenia Polskich Szkółkarzy. Jest oddalona zaledwie o 45 km od sandomierskiego zagłębia sadowniczego, stąd stanowi cenne źródło zaopatrzenia w materiał szkółkarski dla sadowników z tego regionu.

Szkółkę w Truskolasach opuszcza 100–150 tys. drzewek owocowych rocznie. O blaski i cienie prowadzenia tego typu gospodarstwa zapytaliśmy jego właściciela.

– Szkółkarstwo to dla Pana pasja czy praca?
Wiesław Stępień: Dla mnie to sztuka, zatem musi być połączona także z pasją. Na początku mojej przygody ze szkółkarstwem była ciekawość, eksperymenty i pasja. Dopiero potem pojawiły się obowiązki wynikające z potrzeby sprostania wymaganiom zmieniającego się rynku. I tak już zostało, bo ten ostatni wciąż rozwija się dynamicznie. Kiedyś to szkółkarz decydował o tym, co sadownik będzie sadził i uprawiał. Obecnie, gdy sadownicy mają większe możliwości zakupu materiału, jakiego potrzebują (np. za granicą), to oni decydują o ofercie szkółkarza

 – Na jaki asortyment postawił więc Pan obecnie?
– Produkuję głównie jabłonie, mniej więcej 100 tys. szt. rocznie, bo moja szkółka leży niedaleko Sandomierza, dużego polskiego centrum sadowniczego. W ofercie mam także czereśnie i grusze, ponieważ rośnie zainteresowanie uprawą tych gatunków, oraz porzeczkę czarną, gdyż w okolicach Opatowa tereny dotychczas rolnicze szybko przekształcają się w plantacje porzeczek i malin. A skoro podjąłem s ię już produkcji krzewów porzeczki czarnej, mam też porzeczki kolorowe. Asortyment uzupełniają brzoskwinie, nektaryny i morele, gatunki ciepłolubne z powodzeniem uprawiane w rejonie Sandomierza. Jak wspomniałem, to klienci decydują o tym, co powinienem im oferować. Dlatego np. produkuję do 250 tys. podkładek jabłoni rocznie, bo chociaż większość wykorzystuję w szkółce, część z nich sprzedaję. Niektórzy sadownicy nadal kupują podkładki i sami próbują produkować drzewka, bo według nich to sposób na zaoszczędzenie pieniędzy.

– Jakiej wielkości jest Pana gospodarstwo i jaki areał zajmuje w nim produkcja szkółkarska?
– Jest to gospodarstwo rodzinne. Łącznie ma 21 ha, w tym szkółka co roku zajmuje 3–5 ha, a mateczniki 2 ha. Pozostałe grunty przeznaczam pod uprawy rolnicze.

– Jakie odmiany jabłoni dominują obecnie w szkółce?
–  Staram się produkować odmiany, o które pytają klienci. W ostatnim sezonie były to zarówno odmiany czerwonoowocowe, jak i o zielonej skórce. Poszukiwane były np. czerwone sporty ‘Šampiona’ (Szampion Reno2®), ‘Idaredest’, ‘Gala Must’, ‘Elise’, ‘Ligol’, ‘Gloster’, a także odmiany letnie – ‘Piros’ i ‘Ambassy’. Z jabłoni o zielonych owocach nadal dużym zainteresowaniem cieszą się ‘Golden Delicious Reinders’ i ‘Mutsu’. Większość jabłoni jest okulizowana na ‘M.9’. Wyjątkiem są ‘Elise’ i ‘Ambassy’, z których pierwszą produkuję na ‘P 14’, a drugą na ‘P 60’. Dla niektórych odmian jabłoni (np. ‘Idaredest’) wykorzystuję także podkładki ‘M.7’ i ‘MM.106’.

– Jak to wygląda w przypadku drzewek innych gatunków?
– W minionym sezonie oferowałem czereśnie ‘Burlat’, ‘Sam’, ‘Vega’ i ‘Lapins’ uszlachetniane na F 12/1 oraz ‘Summit’, ‘Regina’, ‘Sylvia’ i ‘Kordia’ na podkładce ‘GiSelA 5’. Rozmnażam 3 odmiany brzoskwini (‘Inka’, ‘Redhaven’ i ‘Reliance’) i jedną nektaryny (‘Fantasia’). Zdaję sobie sprawę, że w minionym sezonie asortyment nie był zbyt bogaty, ale w okresie okulizacji podkładek (2010 r.) w Sandomierzu była powódź, a i u nas, choć szkółka leży u podnóża Gór Świętokrzyskich, było dość mokro i najpierw „wymokły” podkładki w szkółce, a zimą powymarzały oczka. Oferta na sezon 2012/2013 zapowiada się już zdecydowanie lepiej.

[NEW_PAGE]– Produkuje Pan drzewka 6-miesięczne, okulanty czy dwuletnie?
– W większości okulanty. Drzewka dwuletnie przygotowuję tylko na zamówienie, gdyż wymagają specjalnego traktowania po posadzeniu w sadzie i bezwzględnie muszą być nawadniane. Nie wszyscy sadownicy decydują się na założenie instalacji nawadniającej, a bez niej nie powinni sadzić drzewek dwuletnich. Wyprodukowanie i sprzedanie takiego materiału nie jest trudne. Ale jeżeli sadownikowi coś nie wyjdzie po posadzeniu, winą obarczy szkółkarza, a ja nie chcę mieć takich problemów. Również drzewka 6-miesięczne przygotowuję tylko na zamówienie sadowników, którzy będą wiedzieć, jak z nimi postępować po posadzeniu.

– Czy takie przeciwności nie zniechęcają do produkcji?
– Myślę, że z tym, co powiem, zgodziłby się każdy szkółkarz. Nasza produkcja już z zasady obarczona jest dużym ryzykiem, ponieważ od początku do końca odbywa się pod gołym niebem. A prawie co roku zdarzają się ekstremalne warunki pogodowe. W sezonie wegetacyjnym można zaradzić jedynie suszy. W mojej szkółce mateczniki i okulanty są nawadniane. Największe straty mogą jednak występować zimą, zawsze istnieje bowiem ryzyko wymarznięcia oczek. U mnie na szczęście nie ma przynajmniej problemu ze zwierzętami, gdyż cała szkółka jest ogrodzona i żaden głodny zając tu nie wejdzie.

– Jaki był ubiegły rok?
– Był dobry dla szkółki. Nadmierna wilgoć w lipcu może nie sprzyjała sadownikom i producentom zbóż, ale produkcji szkółkarskiej tak. Podkładki były wyrośnięte i łatwo się je sortowało. Niestety czynność ta przeprowadzana jest u mnie ręcznie, ale za to pod dachem (fot. 2).

Fot. 2. Podkładki: przygotowane do sortowania

… i w trakcie sortowania

W produkcji drzewek nie wszystko można zmechanizować. Podkładki sortowane są partiami i na bieżąco dołowane, wysoko zasypane mieszanką ziemi z trocinami (fot. 3).

Fot. 3. Dołownik z podkładkami

Na zimę okrywamy je dodatkowo matami słomianymi. Nie mam niestety chłodni do przechowywania materiału szkółkarskiego, ponieważ większość moich odbiorców woli odebrać drzewka jesienią i samodzielnie zadbać o nie w zimie. Dołowniki na krzewy porzeczek znajdują się na odkrytej przestrzeni (fot. 4), bo im przemarznięcie raczej nie grozi. Drzewka owocowe dołuję przy budynkach, a dołownik jest obsadzony świerkami (fot. 5).

Fot. 4. Dołownik z krzewami czarnej porzeczki

Fot. 5. Jabłonie i morele w dołowniku
 

[NEW_PAGE]– Nie myślał Pan o zmianie sposobu przechowywania drzewek zimą?

– Początkowo myślałem, bo przyznam, że były lata, gdy dużo materiału zostawało do wiosny w dołownikach. Potem przyszły jednak lata, w których zostawało go coraz mniej, i przestałem myśleć o przechowalni.

Tę inwestycję pozostawiam następcy. Jeżeli zechce pracować w tej branży, będzie musiał zainwestować w dobre warunki do przechowywania materiału.

– Zauważyłam, że mateczniki są wapnowane.

– Tak, użyłem w tym celu kredy (fot. 6). Sezon 2010 był dość mokry wiosną, a kolejny – mokry w lipcu. Wykonałem analizę gleby i okazało się, że muszę dostarczyć wapnia. Z powodu braku możliwości mieszania nawozu z glebą w matecznikach i ze względu na szybkie działanie kredy uznałem, że będzie ona najbardziej przydatna.

Fot. 6. Wapnowanie mateczników

– Jakich nawozów używa Pan w szkółce?
– Schemat nawożenia doglebowego jest co roku podobny. Wczesną wiosną zaokulizowanym podkładkom i matecznikom podaję saletrzak w dawce 300 kg/ha, który zawiera azot, trochę wapnia i magnezu. Na początku czerwca ponawiam nawożenie azotem, ale tym razem używam saletry amonowej, też w dawce 300 kg/ha. Od lat doglebowo aplikuję również nawóz wieloskładnikowy Yara Mila Complex w dawce 700 kg na ha, ale dopiero po ruszeniu wegetacji. Aby poprawić strukturę gleby w kwaterach przeznaczonych pod szkółkę, od wielu lat wysiewam na nich gorczycę (fot. 7).

 Fot. 7. Pole pod nową szkółkę obsiewa się wcześniej gorczycą

– Zdradzi Pan tajemnicę nawożenia dolistnego?

W. S.: Nie ma żadnej tajemnicy. Gdy wiosną słabo wybijają oczka, żeby je pobudzić, aplikuję Basfoliar Activ. To nawóz, który rośliny pobierają przez korę, a na zaokulizowanych podkładkach jest ona przecież młoda i cienka. Po tym nawozie poprawia się wybijanie oczek. W ubiegłym sezonie miałem w okulantach duży problem z pobieraniem magnezu, dlatego dolistnie stosowałem go w postaci siarczanu magnezu i Mikrokomplexu (ten drugi dodatkowo zawiera siarkę i mikroelementy). W okresach krytycznych dla roślin aplikowałem okulantom preparaty zawierające aminokwasy. W poprzednim sezonie używałem Aminosolu i nawozów z gamy Tecamin. Była to słuszna decyzja, gdyż sezon obfitujący w opady deszczu w lipcu i bardzo suchy od sierpnia sprzyjał występowaniu stresów abiotycznych u roślin. Preparaty aminokwasowe nie dość, że złagodziły skutki stresu i dostarczyły roślinom aminokwasów gotowych do wykorzystania w przemianach metabolicznych, to jeszcze ułatwiły pobieranie innych składników pokarmowych. Podczas aplikacji nawozów dolistnych zawsze trzymam się zasady, aby na suche liście podawać nawozy w wyższym stężeniu, a na wilgotne – w niższym. Zapobiega to fitotoksyczności. Jakość liści jest bowiem istotna podczas produkcji nie tylko owoców, ale i drzewek.

 – Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anita Łukawska

Fot. 2-7 A. Łukawska

Related Posts

None found

Poprzedni artykułDofinansowanie do promocji
Następny artykułDruga połowa kwietnia ciepła i wilgotna

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz treść komentarza
Wpisz swoje imię

ZGODA NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH *

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany, podajesz go wyłącznie do wiadomości redakcji. Nie udostępnimy go osobom trzecim. Nie wysyłamy spamu. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem*.