Pozostało cierpliwie czekać. Dzisiaj właściwie już jest ok. Zmiana nadzoru nad ODR-ami (ich powrót pod skrzydła MRiRW) to chyba największa dotąd zmiana, jakiej dokonano w resorcie. Ostatecznie uspokoiła mnie lektura projektu „Programu rozwoju głównych rynków rolnych w Polsce na lata 2016-2020”. W trzech rozdziałach opisano w nim stan poszczególnych branż (w tym sektora owocowo-warzywnego), formy i zakres pomocy z budżetu UE i krajowego, cele i zadania do wykonania. Zdecydowanie przeważa opis sytuacji nad spisem środków zaradczych – nawet w części poświęconej celom autorzy piszą jak jest i że to czy tamto należy zmienić, by osiągnąć to i owo. Jak, czym, kim – nie ma… Wziąwszy pod uwagę, że dokument dotyczy dosłownie jutra – nie jest zarysem strategii na odległe i długie okresy – mógłby być bardziej konkretny. Może nie musiał… – mniejsza o to.
Istotniejsze jest nie to, czego w nim brak, ale to, pod czym się jego autorzy podpisali. Katalog bolączek, problemów, spraw – dokładnie taki, jaki znamy od lat. Ocena znaczenia poszczególnych kwestii dla całości sektora, całego rolnictwa, wsi, gospodarki – też nic nowego. Żadnych odkryć zapomnianych przez poprzednie ekipy „czarnych dziur”, żadnych rewolucyjnych idei, zapowiedzi zmian. Pod tym „Programem…” równie dobrze mógłby się podpisać zamiast ministra K. Jurgiela z PiS-u którykolwiek minister z PSL- czy SLD. Gadali to samo o tym samym. Obecny gospodarz wskoczył w buty poprzednika i jedynym dla mnie zaskoczeniem z lektury „Programu…” była łatwość, z jaką to zrobił.